Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Suwałkach: Rektor prowadzi wojnę z kanclerzem

Helena Wysocka [email protected]
- Nie czuję się winny - mówi Zdzisław Siemaszko, kanclerz uczelni.  - Zamierzam to udowodnić przed sądem. Kolejny proces w sprawie uznania wypowiedzenia za bezskuteczne odbędzie się 7 maja.
- Nie czuję się winny - mówi Zdzisław Siemaszko, kanclerz uczelni. - Zamierzam to udowodnić przed sądem. Kolejny proces w sprawie uznania wypowiedzenia za bezskuteczne odbędzie się 7 maja.
Kanclerz suwalskiej uczelni walczy w sądzie o dobre imię i pieniądze. Trzy miesiące temu rektor zwolnił go z pracy. Z powodu utraty zaufania.

- To absurdalny argument - uważa Zdzisław Siemaszko, który był kanclerzem przez siedem lat, czyli od początku powstania szkoły. - Najpierw chwali mnie, przyznaje nagrody, a później wyrzuca na bruk. Tak nie powinno traktować się ludzi.

Jerzy Sikorski, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Suwałkach przyznaje, że popełnił błąd.

- Za bardzo zaufałem temu panu - mówi - Dałem mu wolną rękę, ponieważ nie potrafię być dyktatorem. Lubię pracę zespołową i stąd mam problemy.

Nie musi pracować

Suwalska uczelnia zawodowa ma być szansą dla młodzieży z polsko-litewskiego pogranicza, która z różnych powodów, głównie finansowych, nie ma możliwości, by wyjechać do dużych ośrodków akademickich. Dziś kształci się w niej ok. 2 tys. osób.

- Studenci to rzecz święta. Nie można ich angażować w żadne rozgrywki - przypomina starą prawdę prof. Sikorski.

I trudno nie przyznać mu racji. Tyle, że na suwalskiej uczelni ta zasada nie zawsze była przestrzegana. Choć niemal od początku, na akademickich korytarzach aż huczało od różnego rodzaju plotek, rektor nie zwracał na nie uwagi. Aż do czasu, kiedy sam poczuł zagrożony.

- Nie muszę być rektorem - przekonuje prof. Sikorski. - Od ręki dostałbym pracę w Warszawie, gdzie mieszkam. Dlaczego robię to, co robię? Ponieważ wiem, że ta uczelnia ma wielką szansę i trzeba ją wykorzystać.

Szkoła powstała dzięki zaangażowaniu miejskich władz, które przeznaczyły na rozwój placówki kilka milionów złotych. Być może dlatego władze miały wpływ na obsadę kadrową. Rektor Sikorski nie ukrywa, że do pracy w Suwałkach zwerbował go były prezydent, który studiował na Politechnice Białostockiej. Traf chciał, że na tym wydziale, którym profesor kierował.

Mówi się, że także kanclerz Siemaszko zawdzięcza swoją posadę bliskiej znajomości z byłym prezydentem Suwałk. Został zatrudniony jako jeden z pierwszych i to na bardzo korzystnych warunkach finansowych.

Skazany? Nie szkodzi

Przez pewien czas kanclerz należał do grona najbardziej wpływowych osób w mieście. Wygrał wybory samorządowe i stanął na czele jednej z najważniejszych komisji. Współrządził Suwałkami przez trzy lata. W 2009 roku musiał zrezygnować z pracy w samorządzie, bo w miejscowym sądzie zapadł prawomocny wyrok. Kanclerz został skazany za plagiat pracy dyplomowej. Dostał pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Radni miejscy rezygnację przyjęli, ale kariera Zdzisława Siemaszki nie legła w gruzach. Senat uczelni uznał bowiem, że właściwie nie ma sprawy. Także profesor Jerzy Sikorski stanął wówczas w obronie swojego pracownika.

- Działa znakomicie - mówił. - Nie ma powodu, aby go zwalniać.

Dziś dodaje, że każdemu należy się druga szansa. Nie tłumaczy natomiast, dlaczego dał kanclerzowi trzecią i kolejną szansę. Stanął w obronie Siemaszki, gdy pojawił się zarzut, że ten wspiera wydawnictwo swojego syna. W bezpłatnym tygodniku ukazywały się ogłoszenia uczelni. Później padły inne zarzuty. Mówiono, że w patio uczelni odbyło się wesele syna kanclerza. Za wynajem sali do uczelnianej kasy nie wpłynęły pieniądze. Profesor Sikorski gwarantował, że tak nie jest. Dziennikarzom pokazywał faktury za wynajem sali.

- Nie miałem racji - mówi dziś. - Dokument był stworzony na potrzeby redakcji. Z tego co się dowiedziałem, później został zniszczony. Tą sprawą zainteresowałem organy ścigania.

Pojawiła się konkurencja

Do trzęsienia ziemi na uczelni doszło w styczniu tego roku. Rektor Sikorski najpierw wziął na dywanik jedną z profesorek, która miała wygórowane, w jego ocenie, ambicje. Chciała konkurować z nim w marcowych wyborach o fotel rektora. Ostatecznie, pani profesor nie wzięła w nich udziału, ponieważ po spotkaniu z przełożonym zrezygnowała z pracy.

- Samowolnie wyjechała na wakacje - tłumaczy prof. Sikorski. - Pozostawiła wydział i studentów bez opieki. Nie mogłem tego tolerować.

Wtedy do akcji wkroczył kanclerz Siemaszko. Podobno był inicjatorem zorganizowania manify, która miała odbyć się przed uczelnią w obronie pani profesor. Do akcji nie doszło, a kanclerz otrzymał wilczy bilet.

- Zostałem poproszony do gabinetu - opowiada. - Rektor poinformował, że zwalnia mnie, ale nie podał przyczyny. Byłem zdziwiony, a wręcz zszokowany takim obrotem sprawy. Profesor Sikorski zawsze mnie chwalił. Telefonując używał zwrotu: witam najlepszego kanclerza. Dostawałem nagrody.

Zdzisław Siemaszko wypowiedzenia nie przyjął. Wyszedł z uczelni, by wrócić do niej za chwilę ze zwolnieniem lekarskim w ręku.

- Do gabinetu już nie mogłem wejść - dodaje. - W drzwiach zostały wymienione zamki.

Wypowiedzenie posiadało wady prawne. Nie zostało zaopiniowane przez senat uczelni. Dlatego tydzień później odbyło się jego posiedzenie.

- Sześć osób głosowało za zwolnieniem mnie, sześć było przeciwnych - twierdzi kanclerz.Siemaszko znowu poczuł się źle i do tej pory przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jednocześnie wystąpił do sądu pracy z wnioskiem o uznanie, że wypowiedzenie jest bezskuteczne. - Udowodnię to, że padłem ofiarą nieczystych rozgrywek - zapewnia.

Wyszło sporo rzeczy

Po wyrzuceniu Siemaszki z pracy rektor zarządził wewnętrzną kontrolę. Na uczelni komentowano, że zaczęło się szukanie haków na kanclerza.

- Wyszło na jaw sporo rzeczy i wciąż wychodzą nowe - twierdzi Jerzy Sikorski.
M.in. to, że gdy kanclerz chciał w ubiegłym roku jechać na wakacje, to na lotnisko zawiózł go służbowy samochód. Siemaszko miał też przedstawiać rachunki za benzynę, której ilość znacznie przekraczała pojemność baku samochodu. Zapodziały się również gdzieś krzewy i kwiatki zakupione za 5 tysięcy złotych. Prawdopodobnie trafiły na prywatną posesję.

Rektor oskarża także Siemaszkę o to, że podpisał umowę na dodatkowe zajęcia dydaktyczne, za które zapłacił kilka tysięcy złotych. Zlecenie podobno nie zostało zrealizowane.

- Nie pozwolę na takie marnotrawienie pieniędzy - zapowiada Sikorski. - Oglądam każdą złotówkę, zanim ją wydam. Tego samego oczekuję od pracowników.

Zdzisław Siemaszko zarzuty odpiera.

- To nie ja rozliczałem delegacje - zauważa. - Czynili to pracownicy. Na wszystko posiadam dokumenty. Nie poczuwam się do winy.

Rektor złożył doniesienie na kanclerza do suwalskiej prokuratury. Ale o tym mówić nie chce. Twierdzi tylko, że sprawa będzie rozwojowa. Organy ścigania będą sprawdzały także profesora Sikorskiego. Kanclerz zarzucił mu fałszowanie dokumentów.

Jest plan działania

Rektor Sikorski tłumaczy, że najważniejsza jest uczelnia.

- Mamy strategię działania na najbliższe cztery lata. Zakłada ona, że studenci będą mieli lepsze warunki. I tak się stanie. Właśnie remontujemy bursę szkolną, powstawać mają nowe kierunki kształcenie. Kadra natomiast będzie się doktoryzować - wylicza. - Potrzebujemy pokoju, dobrej atmosfery.

A co z kanclerzem? Zdzisław Siemaszko odpowiada, że suwalską uczelnią zainteresowany raczej już nie będzie. Jest skłonny przyjąć kilkudziesięciotysięczną rekompensatę.

- A później znajdę sobie miejsce pracy - planuje. - Nie boję się nowych wyzwań.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny