Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Ryszard od pół wieku nie mieszka w Łapach. Ale nadal czuje się lokalnym patriotą

Marian Olechnowicz
Sowiecki czołg stał nad Narwią od 1941 roku. I był atrakcją nie tylko dla młodzieży. Pierwszy z prawej stoi Władysław Piotrowski. Kto rozpozna innych bohaterów tej fotografii sprzed 66 lat?
Sowiecki czołg stał nad Narwią od 1941 roku. I był atrakcją nie tylko dla młodzieży. Pierwszy z prawej stoi Władysław Piotrowski. Kto rozpozna innych bohaterów tej fotografii sprzed 66 lat?
Wiele domów jest naprawdę pięknie zadbanych - wspomina Ryszard Łapiński. - Tylko mi żal tego miasta. Kiedyś, w 1944 roku mieszkańcy Łap uratowali istnienie fabryki. Teraz nie potrafili.

Ryszard Łapiński, rocznik 1930, pochodzi ze starego rodu Piechotów. Ma żal, że w książce “Z przeszłości Łap i okolic" zabrakło choć kilku słów właśnie o Łapińskich, szlacheckiego przydomku Piechotrach. Minęło ponad pół wieku od czasu, gdy opuścił rodzinne miasto. Mieszka w Bydgoszczy. Jednak z pasją zbiera wszelkie wiadomości o Łapach.

- Codziennie zaglądam na stronę internetową urzędu miejskiego - mówi pan Ryszard. Żyję sprawami tego miasta. I od dawna chciałem odwiedzić waszą redakcję.

Łapy to moja ojczyzna

- Po moim domu rodzinnym nawet śladu nie ma. Teraz tamtędy idą tory kolejowe - opowiada pan Ryszard. - Siedlisko Piechotów było na Popłońcu. Wszystkie budynki postawił w 1908 roku Aleksander Łapiński, czyli mój dziadek. Swego czasu wyprawił się do dalekiej Ameryki po zarobek.

Pracował tam w hucie żelaza. Pewnego dnia o mało nie wpadł go rozgrzanej kadzi z surówką żelaza... Mógł stracić życie.

Dlatego po powrocie do kraju żadna siła nie mogła go zmusić do pracy w fabryce. Nie chciał też, jak wspomina pan Ryszard, aby jakakolwiek syrena fabryczna wyznaczała mu rytm dnia. Gospodarował więc na swoich pięciu hektarach ziemi.

- Natomiast mój ojciec miał na imię Tomasz - kontynuuje opowieść pan Ryszard. - Przed wojną pracował w warsztatach kolejowych. Najpierw w malarni, potem na odcinku ruchu kolejowego. Po wojnie do powrotu do pracy namówił go pan Cejzer, którego mój ojciec bardzo szanował. A ja w 1953 roku wyszedłem z domu w świat. I zostałem inżynierem budowlańcem.

Wakacje na Sosence

- Kiedyś chłopcy spędzali wakacje nad rzeką. Z kąpielą w Narwi to było różnie - tłumaczy pan Ryszard. - Zależało gdzie ktoś mieszkał. Chłopcy z Wit i Dębowiny mieli swoje miejsca do kąpieli w Narwi. Najczęściej obok sowieckiego czołgu. To było też dobre miejsce do zabawy. Sam kiedyś nawet kręciłem lufą działa. Bardziej odważni i dorośli szli na drugi kanałek, gdzie woda była dużo głębsza. Natomiast młodzież Barwików, Leśników i Goździków chodziła na Sosenkę. Tam nie było lasu, tylko ładna łączka nadrzeczna. Najgłębsza woda była na Rechowskich. I dość duża kępa, którą z kilku stron opływała rzeka. Dzień nad wodą upływał szybko. Każdy miał ze sobą kawałek chleba, ogórki, pomidory i jajka gotowane na twardo. I wystarczało. Na plaży nieraz były tłum chłopców w różnym wieku. Dorosłych też nie brakowało.

- Tam była bardzo ładna plaża z piaseczkiem - wspomina pan Ryszard. - Jeżeli ktoś miał na dodatek piłkę, taką szmaciankę, to dopiero była frajda. Ale najczęściej musiała wystarczać tylko zwykła piłka gumowa. Takie były czasy. Na Sosence po wojnie było nawet boisko do piłki nożnej. Piotr Kretowicz postawił z chłopakami dwie bramki. I tak zaczynał się ten łapski futbol. Najczęściej jednak graliśmy w karty. Modne było sześćdziesiąt sześć, w tysiąca albo słynne oczko. Bardziej zaawansowani grywali w remika.

Narew była niegdyś inną rzeką. Bardziej głęboką. Najbardziej odważni potrafili skakać z mostu kolejowego. Style pływania nie były najważniejsze. Na początku każdy próbował tylko na powierzchni wody się utrzymać. Ale pływać umiał prawie każdy chłopak.

Smak bułeczek

- Dzisiejsze Łapy to całkiem duże miasto. I bardzo wiele murowanych domów - stwierdza gość naszej redakcji. - Przed wojną było całkiem inaczej. Domy murowane można było policzyć na palcach obydwóch rąk.

Przypominam sobie piekarnię Ostrowskich, gdzie można było kupić pyszne bułeczki. Druga znajdowała się u Brzozowskich, naprzeciwko kościoła. Chłopcy Brzozowskim nieraz wodę ze studni nosili. Zapłatą były świeże, pachnące bułeczki. Pamiętam, jak kiedyś oberwałem burę od matki właśnie za bułeczki - uśmiech pojawia się na twarzy naszego gościa...

W piekarni różne produkty kupowało się na tzw. zeszyt. Klienci kupowali chleb, bułeczki, a sprzedawca zapisywał. Płaciło się później. No i mały Rysio zakupił sobie kilka pysznych, gorących bułeczek, nic nie mówiąc matce. Jego postępek wyszedł na jaw, kiedy przyszedł czas zapłaty.

- Ale jednak najsmaczniejsze bułeczki piekł Żyd Zeman. Jego piekarnia znajdowała za domem Kellera.

Nasz rozmówca pamięta, że ów piekarz miał dwie śliczne córki. I chyba wojnę przeżyły.

Koledzy z ulicy

- Miałem kilku serdecznych przyjaciół - westchnął pan Ryszard ze smutkiem. - A więc wspaniali bracia Bargielskich. Edmund całkiem niedawno zapraszał mnie do Łap. Nie miałem czasu. I nigdy już z nim nie porozmawiam o dawnych czasach.

Pan Ryszard z wielkim uznaniem opowiada o braciach Edmunda. Wszyscy byli uzdolnionymi sportowcami. Ale najbardziej ceni umiejętności piłkarskie Stanisława. Ale do czasu.

- To było w 1944 roku - wspomina. - Staś bawił się zapalnikiem do granatu. I stała się tragedia. Chłopak tak uszkodził sobie oko, że już sportu nie mógł uprawiać.A Janek też kopał piłkę.

Wspomina, że Edmunda Niemcy wzięli w słynnej łapance i wywieźli do Reichu. Przyjaciółmi pana Ryszarda byli: Stasiek Bajkowski, Jurek Antkowiak i Kazik Kapitan. - Ech - wzdycha sentymentalnie - Tyle to lat już minęło.

Sportowe przyjaźnie

Piłkę nożną, kochał od dziecka. Wiadomo - męski sport. W zespole seniorów grał na pozycji środkowego pomocnika. Ostatni raz wyszedł na boisko w 1952 roku. Ale pamięta kolegów z boiska. - A więc Edmund i Jan Bargielscy - wylicza. - Adam i Janek Kijewscy, Józek Rydzewski, Witek Grygianiec, Piotrek Łapiński i Sańko… Do klubu ściągnął nas Piotr Kretowicz. Boisko było na Bindudze.

Wstawił dwie bramki, podrównał murawę. I musiało wystarczyć. Dopiero potem powstał przyzwoity stadion na Wygwizdowie.

Nie moje Łapy

- Na pewno Łapy są inne, bogatsze od tych z mojego dzieciństwa - stwierdza pan Ryszard. - Wiele domów jest naprawdę pięknie zadbanych. Tylko mi żal tego miasta. Kiedyś warsztaty kolejowe były magnesem, który tutaj przyciągał. 1944 roku mieszkańcy Łap uratowali istnienie fabryki. Teraz nie potrafili.

Pan Ryszard wędrując ulicami rodzinnego miasta ciągle robi zdjęcia. To na pamiątkę. Mieszkając w Bydgoszczy zagląda codziennie na łapskie strony internetowe, szukając informacji o rodzinnym mieście. Wiadomo, że wraz z odległością rośnie tęsknota za rodzinnymi stronami. Bo pan Ryszard, choć od ponad pół wieku nie mieszka w Łapach, czuje się lokalnym patriotą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny