Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięć jak stary telewizor - ocena przemian zapoczątkowanych w 1989 roku

Radosław Poczykowski
Jesteśmy jednym z niewielu krajów, w których pamięć doczekała się nawet instytucjonalizacji w postaci IPN, który stał się wpływowym narzędziem polityki historycznej, z naciskiem na słowo "polityka”.
Jesteśmy jednym z niewielu krajów, w których pamięć doczekała się nawet instytucjonalizacji w postaci IPN, który stał się wpływowym narzędziem polityki historycznej, z naciskiem na słowo "polityka”. Fot. Internet
Przemiany, jakim ulega pamięć o nieodległej przeszłości naszego kraju, przypominają trochę opowieści wędkarza o "taaaakiej" rybie, która z każdym kolejnym powtórzeniem z małej płotki urasta do rozmiarów dorodnego szczupaka.

Narracje te niemal zawsze zmierzają ku uproszczeniu i wyznaczeniu prostych barw i półcieni linii podziału. Jak w czarno-białym telewizorze starego typu, w którym oglądamy kreskówkę o "nas", dobrych, którzy, jak chce Jarosław Kaczyński, "stoją tam, gdzie stali" i złych "onych", zajmujących dziś miejsce ZOMO.

Zbliżająca się 20. rocznica czerwca 1989 mnie również skłoniła do wspominania. Ściśle biorąc, ponieważ kończyłem wówczas ósmą klasę szkoły podstawowej i nie mogłem uczestniczyć dojrzalej w dziejącej się wówczas na moich oczach zmianie, wspomnienie mam tylko jedno. Pamiętam, jak z moim kolegą chodziliśmy po mieście i uśmiechającym się z plakatów kandydatom dorysowywaliśmy wąsy albo, jeśli akurat wąsy już mieli, to okulary lub dymiące papierosy.

Piszę o tym dlatego, iż mam wrażenie, że dziś, 20 lat później, w publicznej debacie dotyczącej pierwszych wyborów, okrągłego stołu, a także w ogóle historii najnowszej naszego kraju podstawowym sposobem zabierania głosu jest dla wielu strategia dorysowywania: temu wąsów, temu pirackiej przepaski na oko, temu diabelskich rogów, innemu zaś aureoli. W zabiegach tych biorą często udział osoby z mojego pokolenia, a także młodsi, znający PRL i czasy przełomu 1989 jedynie z drugiej ręki. Obrazy tamtej, nie tak odległej przecież epoki nierzadko przypominają tkaninę, w której, zależnie od tego, czy oglądamy "pozytyw", czy "negatyw", wzór jest raz biały, raz czarny.

Co takiego dzieje się z pamięcią, a raczej z wielością konkurujących ze sobą pamięci tamtego czerwca? Czy, jak chcą niektórzy, mamy w ogóle powód, by świętować jego 20. rocznicę? A może czas już, byśmy wszyscy, niezależnie od prób zawłaszczania pamięci o nim, opowiedzieli sobie jeszcze raz wszystko na nowo?

Pamięci społeczeństwa

Nasze kłopoty związane z oceną czerwca 1989 można po części wyjaśnić poprzez odwołanie się do pojęcia pamięci zbiorowej, które po raz pierwszy sformułował i opisał francuski socjolog i filozof Maurice Halbwachs. Już w roku 1925, w swej pionierskiej pracy "Społeczne ramy pamięci", stwierdził, że pamięć zbiorowa jest jądrem, wokół którego tworzą się społeczeństwa - pamięć jest wszystkim, nie tylko dla jednostek, ale przede wszystkim dla grup, w których skład one wchodzą.

Nasza tożsamość składa się w zasadzie z zebranych w całość obrazów przeszłości - przeszłości zarówno tej indywidualnej, zbiorowej, jak i tej mitycznej. Zdaniem Halbwachsa, pamiętamy przeszłość wyłącznie jako członkowie zbiorowości, a nie jako jednostki. Jako dowód autor ten proponuje, byśmy spróbowali przywołać nasze pierwsze w życiu wspomnienie.

Zawsze związane będzie ono z innymi ludźmi, rodzicami, może rodzeństwem, a pamiętać je możemy często jedynie dlatego, że było ono wielokrotnie przez naszych krewnych opowiadane i tym samym społecznie utrwalane. Pamięci jest zdaniem Halbwachsa, w społeczeństwach tyle, ile jest w nim grup. Rodzina, klasa społeczna czy wspólnota religijna wytwarzają własne obrazy przeszłości i w istocie to stanowi o ich odrębności. Tak więc każde społeczeństwo jest pewnego rodzaju konglomeratem przenikających się bądź zwalczających wspólnot pamięci (współczesna Rzeczpospolita nie jest tu wyjątkiem).

W momentach przełomowych każdej społecznej zmianie towarzyszy spór o to, co i jak pamiętamy. Liderzy polityczni dążyć więc będą do narzucenia swojej wersji przeszłości i unieważnienia bądź marginalizowania wersji konkurencyjnych.
Co napędza dynamikę tych konfliktów o przeszłość? Odpowiedź na to pytanie również znajdziemy u Halbwachsa. Pamięć nie jest, jak twierdzi, prostym i w zasadzie niepodlegającym zmianie zapisem przeszłości, a przeciwnie, ulega ona nieustającym przekształceniom, zależnym od teraźniejszych stanów społeczeństwa i jego składowych.

Nie tyle więc teraźniejszość jest uformowana przez jakiś ciąg wydarzeń z przeszłości, ile przeszłość ta zależy ściśle od naszej teraźniejszości. To, co pamiętamy, wypływa przede wszystkim z naszej sytuacji we współczesności. Trwanie w czasie grup i całych społeczeństw to ciągły wysiłek definiowania i interpretowania przeszłości na nowo, zależnie od bieżących interesów czy od szans, jakie daje taka czy inna pamięć na zintegrowanie grupy, pozyskanie wpływów lub nowych członków.

Rok 1989 zapoczątkował gruntowną przemianę polskiego społeczeństwa. To powtarzana często prawda, która staje się niemal truizmem. Chyba wszyscy, którzy odnoszą się w wypowiedziach do tamtego okresu, zgodzą się, że wraz ze zmianą systemową dotychczasowe linie podziału uległy zatarciu bądź przeciwnie - wzmocnieniu. Pojawiły się nowe szczeliny i pęknięcia w każdej sferze życia społecznego: ekonomicznej, kulturowej, przestrzennej czy politycznej. W sytuacji postępującego różnicowania się społeczeństwa stosunkowo niedawnym odkryciem klasy politycznej stała się przeszłość.

Pamięć, historia najnowsza, związane z nią postacie, symbole, wydarzenia stały się w ich oczach być może jedyną i ostatnią potencjalną płaszczyzną, która pozwoli na ponowne "sklejenie" na powrót tej zróżnicowanej Polski. Dlatego wciąż wierzą, że uda im się opowiedzieć na nowo czerwiec, a z nim także cały XX wiek.

Walka o przeszłość jest więc w istocie walką o "rząd dusz". Orwell zauważył kiedyś, że ten, kto kontroluje przeszłość, zarazem sprawuje kontrolę nad przyszłością. I to tłumaczy tę graniczącą z obsesją chęć analizowania i badania przeszłości. Jesteśmy jednym z niewielu krajów, w których pamięć doczekała się nawet instytucjonalizacji w postaci IPN, który stał się wpływowym narzędziem polityki historycznej, z naciskiem na słowo "polityka", mnie kojarzącej się z moim młodzieńczym dorysowywaniem wąsów (lub wampirzych zębów) do wyborczych plakatów. Tu, niestety, sprawdza się Halbwachsowska prawda, że przeszłość jest konstruktem teraźniejszości raczej niż jakąś zewnętrzną wobec niej, niezmienną rzeczywistością.

Bierzemy "Misia" w teczkę?

Wydaje się, że dramatycznie odmienne wizje czerwca 1989, rozpięte gdzieś na skali między triumfem demokracji a "niedopuszczalnym kompromisem z komunistami", są związane z różnicami w społecznie podzielanym obrazie epoki poprzedzającej zmianę systemową. I tu również mamy do czynienia z konkurującymi ze sobą narracjami. Jednak wytyczenie jednego wymiaru kontinuum nie jest już takie proste. Proponuję, zamiast jednowymiarowej skali, mówić raczej o konwencjach, w jakich opowiada się o PRL. Pierwsza z nich, nostalgiczna, jest, jak wskazują badania socjologiczne, coraz słabiej obecna w życiu publicznym. Coraz mniej tęsknimy do PRL jako epoki politycznej, i chyba dobrze.

Dwie inne opowieści zdają się dziś przeważać. Jedna ukazuje te czasy jako krainę absurdów rodem z filmów Barei, które można by określić jako rodzaj nostalgii, mody na peerelowską siermięgę i "obciach", ale z przymrużeniem oka. Ten sposób widzenia tych czasów podziela wielu młodych ludzi, którzy nie znają tej epoki z własnego doświadczenia. Druga opowieść oparta jest na materiale stworzonym przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa i zdeponowany w IPN.

Obraz epoki konstruowany w oparciu na tych źródłach to obraz czarno-biały, jak w telewizorze starego typu. Społeczeństwo w tym ujęciu składa się z w miarę niewielkiej (trudno mi jednak stwierdzić, czy kurczącej się, czy może poszerzającej) garstki "sprawiedliwych", opresyjnego systemu i tych, których system ten nakłonił do współpracy oraz z dzielnie zaciskającego zęby społeczeństwa.

Francuski historyk Pierre Nora pisze, że między historią a pamięcią zachodzi substancjalna sprzeczność. Historia rości sobie prawo do obiektywizmu, jest weryfikowalna, a więc naukowa. Pamięć zaś ma tendencję do absolutyzowania, do ujmowania rzeczywistości w proste, czarno-białe schematy, które bardziej nadają się do wierzenia niż nad nimi dyskutowania. IPN staje się więc ostatnio ukonkretnieniem się, materializacją, reifikacją pamięci właśnie, a nie instytucją zajmującą się badaniem historii.

Ludzka pamięć, zarówno indywidualna, jak i zbiorowa, chce widzieć ludzi, w tym historyczne postacie, jako wyłącznie dobrych bądź wyłącznie złych. Postać historyczna, która przez historyka-naukowca ujmowana będzie z różnych stron, w pamięci przekształca się w bohatera bądź antybohatera. Tertium non datur - dla nosiciela pamięci, dla historyka zaś cały zestaw "za" i "przeciw". Obraz postaci historycznych jest więc przez pamięć bezlitośnie upraszczany i spłaszczany, gorzej, gdy obraz ten spłycają sami historycy.

Jak to właściwie było?

Jak więc odpowiemy na pytanie, które z pewnością zadadzą nam nasi wnukowie: To jak z tym czerwcem naprawdę było? Pewnie będziemy musieli też zmierzyć się z całym zestawem pytań, które to pierwsze pytanie pociągnie za sobą: To jak było z tym Wałęsą? Jak było z okrągłym stołem? I wreszcie, być może najważniejsze: Jak było z tym peerelem? Gdzie tkwi prawda o tamtej epoce? Czy było "śmieszno" jak w "Misiu", czy może bardziej "straszno", jak widać (nomen omen) czarno na białym w esbeckich kwitach?

Być może, gdybyśmy chcieli cynicznie wykorzystać obserwacje Halbwachsa, mniejsze ma znaczenie to, jak naprawdę było, a najistotniejsze jest to, jak sobie tę epokę, tych bohaterów, te symbole i ten przełom opowiemy? Może warto odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy wykorzystać przeszłość do utrwalania podziałów, czy do budowania łączących nasze społeczeństwo, pozytywnych opowieści, podanych w formie jakiegoś budującego mitu? A może przeciwnie, takie mity nie są nam do niczego potrzebne?

Wydaje mi się, że w dobrą stronę próbuje iść warszawski Dom Spotkań z Historią, prowadzony przez ośrodek KARTA, który planuje własne obchody 20. rocznicy czerwca 1989, niezależne od oficjalnych i "politycznych" obchodów gdańskich. Idea jest prosta: opowiedzmy sobie nawzajem ten czas i nie pozwólmy, by opowiadali go za nas inni (czytaj: politycy). Ośrodek uruchomił linię telefoniczną, na którą można dzwonić, by podzielić się wspomnieniem związanym z transformacją, a na czwartego czerwca planowany jest festyn i bal.

Na bal wstęp będzie bezpłatny, jednak symbolicznym biletem będzie opowieść, osobista relacja, którą wchodzący na bal pozostawi przy wejściu. Autorzy projektu mają nadzieję, że uda im się zorganizować święto, które powinno było, ale nie odbyło się w roku 1989.

Obrazy upadającego muru berlińskiego czy Wilnian broniących wieży telewizyjnej obiegły w swoim czasie świat, zyskując rangę symbolu. Zdaniem pomysłodawców święta, które bardziej ma przypominać śródziemnomorską fiestę, niż podniosłe ceremonie, Polacy takiego czytelnego symbolu, takiego uniwersalnego obrazu przejścia do demokracji nie mieli, a bardzo go potrzebują.

Może pora w 20 lat później opowiedzieć sobie najnowszą historię na nowo, wsłuchać się, co mają do powiedzenia inni, i cieszyć się z tej oczyszczającej (terapeutycznej?) rozmowy o najnowszej historii?

Radosław Poczykowski, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku, współtworzy realizowany przez Fundację UwB projekt "Ładniej? PRL w przestrzeni miasta", poświęcony kondycji i społecznemu postrzeganiu architektury okresu PRL w Białymstoku oraz przemianom przestrzeni miejskiej w ostatnich dekadach. Wystawę fotograficzną "Ładniej?" można oglądać w budynku Wydziału Historyczno-Socjologicznego (dawny KW PZPR) przy Placu Uniwersyteckim 1.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny