Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oznaczenia stref płatnego parkowania

Tomasz Mikulicz
Oznaczenie strefy A na ulicy Częstochowskiej.
Oznaczenie strefy A na ulicy Częstochowskiej. Andrzej Zgiet
Jeśli przychodzi do sięgania po pieniądze z kieszeni kierowców, to urzędnicy procedury administracyjne mają dopięte na ostatni guzik. Gdy jednak trzeba ułatwić życie zmotoryzowanym, to zaczyna się uliczna gra w kolory z refleksem niegodnym nawet szachisty.

Myślałem, że po klikaniu w autobusach, nasi urzędnicy zastanowią się dwa razy zanim wpadną na kolejny pomysł, który ma nam wszystkim ułatwić życie. Niestety, pomyliłem się. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy pierwszy raz zobaczyłem na jezdni czerwone i niebieskie prostokąty. Było to na skrzyżowaniu al. Piłsudskiego z ul. Sienkiewicza. W pierwszej chwili widząc namalowaną na ulicy literę "B" pomyślałem, że powstał tu bus pas. Pomijając nawet fakt, że bus pasy mają inne oznaczenia, to puszczenie przez ul. Sienkiewicza tylko autobusów groziłoby paraliżem komunikacyjnym.

Nie byłem zresztą jedynym, który zastanawiał się, o co chodzi. Stojący przy przejściu pan śmiał się, że po jednej stronie ulicy jest Polska A, a po drugiej Polska B. Kiedy wyjaśniło się, po co są te kolorowe prostokąty, nie mogłem wyjść z podziwu, że ktoś w urzędzie wpadł na tak genialny pomysł. Zostawiając już na boku kwestię: jak to możliwe, że wprowadza się na jezdni oznaczenia nieznane w ruchu drogowym, to do licha - co ma jezdnia do parkingu?

Jeżeli już koniecznie chcemy coś malować, to chyba logiczniej byłoby to zrobić właśnie na parkingach. Wtedy każdy by wiedział w jakiej strefie parkuje. Ktoś może powiedzieć, że w takim przypadku oznaczenia nie byłyby widoczne, gdyż parkingi bywają przepełniony. To prawda, ale kto zagwarantuje, że z malunkami na jezdniach nie będzie podobnie. Nie chodzi nawet o to, że zakryją je jeżdżące po ulicach auta. Zastanówmy się, co będzie, gdy spadnie śnieg? Może wielu uzna to za czepialstwo, ale trzeba chyba przyznać, że wątpliwości są uzasadnione. Zakładając nawet, że ulice będą zawsze odśnieżone (a oznaczenia widoczne), to warto rozważyć jeszcze jedną kwestię.
Wczujmy się na chwilę w rolę - dajmy na to - suwalczanina, który przyjeżdża do Białegostoku i chce zaparkować. Załóżmy, że ktoś z przechodniów powie mu, o co chodzi z prostokątami i podziałem na dwie strefy. Nasz suwalczanin kupi więc kartę parkingową (choć w swoim mieście ma już parkomaty) i będzie miał dylemat. Gdy spojrzy na asfalt zobaczy, że po jednej stronie jezdni jest A, a po drugiej B. Zrozumie, że gdy postawi auto tam gdzie jest B, to zapłaci dwa razy mniej. Zadowolony, że jest taki sprytny wypełni kartę, a gdy wróci po zrobieniu zakupów, za wycieraczką znajdzie wezwanie do zapłaty. Okazuje się, że powinien wykupić kartę na strefę A. No jak to? - powie. Przecież na jezdni obok parkingu namalowana jest litera B.

Urzędnikom może i łatwo przyjąć, że każdy kto przyjeżdża do Białegostoku jest zorientowany, jakie granice ma poszczególna strefa. Każdy z przyjezdnych ma się też domyślić, że namalowane na jezdni prostokąty oznaczają, że wjeżdżamy w daną strefę, a nie, że z jednej strony ulicy jest o połowa mniejsza opłata niż z drugiej. Sam miałem problem ze zrozumieniem, o co w tym wszystkim chodzi. W pierwszym odruchu też chciałem parkować po drugiej stronie ulicy. W końcu po co przepłacać? Jakiś czas temu do naszej redakcji zadzwonił Czytelnik, który spytał gdzie właściwie kończy się strefa? - Na jezdni kończą się w pewnym momencie prostokąty. Czy to oznacza, że mogę parkować bezpłatnie? - pytał.

I faktycznie. Jadąc np. ul. Sienkiewicza w stronę Wasilkowa trudno się zorientować, gdzie nie ma już strefy B. Szczególnie jeśli patrzy się tylko na jezdnię. Znaki z przekreślonym "P" co prawda stoją, lecz jeśli każe się nam patrzeć na jezdnię, to trzeba to robić konsekwentnie. Przekreślone "P" (bez względu na to, jak komicznie, by to nie wyglądało) powinno być też namalowane na jezdni.

W gąszczu wszystkich tych problemów pojawiło się na szczęście przysłowiowe światełko w tunelu. Urzędnicy poinformowali, że cytuję: "Na przełomie września i października na słupkach ze znakiem "parking płatny" pojawią się specjalne moduły z informacją o podstrefie SPP w Białymstoku". A więc to tak - pomyślałem: - Najpierw wprowadzacie mylące kierowców oznaczenia, później orientujecie się, że zrobiliście niepotrzebne zamieszanie i teraz chcecie wszystko naprawić.

Od Urszuli Mirończuk, rzeczniczki prezydenta miasta, dowiedziałem się, że wcale tak nie jest. Moduły na znakach pojawiają się po oznaczeniach na drogach, bo w takiej kolejności urząd podpisywał umowy z wykonawcami. Może i tak, ale w takim razie, po co są malunki na jezdniach, kiedy każdy znak będzie oznaczony? To oczywiście pytanie retoryczne. Tak czy siak, wszystko się dobrze skończyło. Już niedługo każdy będzie wiedział, ile ma zapłacić. Nie zmienia to jednak faktu, że taka wiedza przydałaby się już 1 czerwca, kiedy to wprowadzono w naszym mieście podział na dwie strefy. Mamy koniec września. W tym samym czasie strefa płatnego parkowania z wyższych opłat znacznie zasiliła miejska kasę.

Wychodzi więc na to, że jeśli przychodzi do sięgania po pieniądze z kieszeni kierowców to urzędnicy wszystko mają dopięte na ostatni guzik. Gdy jednak trzeba ułatwić życie zmotoryzowanym, to zaczyna się uliczna gra w kolory z refleksem niegodnym nawet szachisty (bez urazy dla miłośników tej szlachetnej gry).

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny