MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oszkinie. Osada jaćwieska - tu poczujesz ducha przodków

Agata Masalska [email protected]
– Z drewnianych, zbudowanych w grodzie wieżyczek można obserwować przyrodę – mówi Piotr Łukaszewicz.
– Z drewnianych, zbudowanych w grodzie wieżyczek można obserwować przyrodę – mówi Piotr Łukaszewicz. Agata Masalska
Goście tuż za bramą mogą zrzucić ubranie i wykąpać się w kamiennym basenie, strzeżonym przez boga-węża. Później założyć jaćwieskie albo pruskie szaty i odkrywać własne korzenie. Piotr Łukaszewicz zbudował w Oszkiniach koło Puńska osadę jaćwieską.

Człowiek, jak drzewo bez korzeni żyć nie może - przekonuje Piotr Łukaszewicz, właściciel osady w podpuńskich Oszkiniach. I dodaje, że w drewnianym grodzie, który zbudował zdarzają się cuda. Ludzie stają się tam życzliwsi, zaczynają ze sobą rozmawiać, śmieją się. To miejsce po prostu przywraca chęć do życia.

Łukaszewicze wywodzą się z Puńska i od lat pasjonują się historią. Pan Piotr mówi, że w jego rodzinie historia przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.

- Poznałem ją 23 czerwca 2001 roku - wspomina. - Tego dnia wezwał mnie do siebie schorowany, leżący w białostockim szpitalu ojciec.Powiedział: jutro w południe odejdę. Chcę, byś znał prawdę i przekazał ją potomnym.

Po śmierci ojca, przez kilka lat zastanawiał się, co zrobić z powierzoną tajemnicą. Chciał pozostawić jakiś ślad. Wymyślił więc, że kupi blisko 8-hektarową działkę w puńskiej gminie, w środku lasu i wybuduje tam osadę. W ten sposób będzie mógł najlepiej ocalić pamięć o bohaterskich jaćwingach i Prusach, opowiedzieć o ich obyczajach, waleczności, a także o tym, jak okrutnie zostali potraktowani przez Krzyżaków.

- Sam czuję się przede wszystkim Prusem, później jaćwingiem, a dopiero na końcu Litwinem - dodaje gospodarz. - Zresztą, to bez znaczenia. Wszyscy wywodzimy się bowiem z jednego pnia.

Niemi świadkowie klęski

Na granicy działki Piotr Łukaszewicz ułożył ogromne, zebrane z okolicznych pól kamienie. To, jak mówi, jedyni i na dodatek niemi świadkowie życia oraz klęski pradawnych ludów. Reszty można dowiedzieć się na podstawie zachowanych map, oraz strzępów dokumentów. Te potwierdzają, że ziemie położone między Wielkimi Jeziorami Mazurskimi, Niemnem i Biebrzą do XIII wieku zamieszkiwali jaćwingowie.

Na teren osady Łukaszewicza wchodzi się przez dużą, drewnianą bramę. Z umieszczonego nad wejściem balkonu można zobaczyć całą działkę. Tajemnicze, przecinające las aleje i wykonane z drewnianych bali obiekty, których jest w sumie ponad dwadzieścia.

- Będzie jeszcze więcej - zapowiada gospodarz. Ale szczegółów swojej koncepcji zdradzać nie chce.

Przy wejściu na posesję znajduje się duży, kamienny basen. W przeszłości w takich miejscach urządzano rytualne kąpiele. Teraz też mogą się odbywać.

- Tutaj można zmyć resztki cywilizacji - opowiada pan Piotr. - Pozostawić ubrania, komórki, zegarki i laptopy. Później założyć jaćwieskie, albo pruskie stroje i pójść w las, by przenieść się do odległych, sprzed kilku tysięcy lat czasów.

Pomogą w tym miejsca rytualne, których jest wiele. Np. święty gaj. To niewielka polana, na której jaćwiescy kapłani składali bóstwom ofiary. Wsypywali do palącego się na ołtarzu ognia zboża, kwiaty, albo sól. Zdarzało się, że polewali to miodem pitnym.

- Badania bioenergoterapeutów potwierdzają, że tutaj znajduje się miejsce mocy - zdradza właściciel osady. - Tutaj zdarzają się cuda.

I dodaje, że są tego dowody. Bywa bowiem, że do podpuńskiej osady przyjeżdżają ludzie, którym nie wiedzie się w życiu, mają myśli samobójcze. Wystarczy kilkugodzinna "terapia" w gaju, by nabrali chęci do życia.

Droga ludzkiej duszy

Na środku polany Piotr Łukaszewicz ustawił kamienny ołtarz. Chciałby, przy mrocznym oświetleniu i pruskich śpiewach pokazywać turystom dawne obrzędy. Obok ołtarza natomiast znajduje się inny głaz, z wyżłobioną niecką pełną wody. W przeszłości była ona niezbędna do odprawiania obrzędów. Gospodarz zapowiada, że wkrótce też będzie potrzebna.

- Wrócimy do tego co było - ma nadzieję rozmówca.

Póki co, turyści wrzucają do niecki drobne monety. Po to, by wrócić do tego miejsca za rok. Z gaju można wyjść alejką, przy której znajdują się wyryte w kamieniach twarze wodzów prusko-jaćwieskich. Głazy tworzą coś w rodzaju kamiennej księgi historii. Otwiera ją wódz Pipins, który rządził plemieniem Pamede Kulma. Za nim stoi Auktumis z plemienia Pagude, a dalej Erks Mants - najsłynniejszy wódz pruski oraz Skomants - ostatni wódz jaćwingów.
Wreszcie na końcu alei znajduje się wielki, metalowy krzyż, wykuty na wzór krzyża Bałtów. Na nim symbole ziemi, słońca i nieba. To nic innego, jak droga ludzkiej duszy, która z głębin ziemi podąża do nieba.

- Jaćwingowie wierzyli w reinkarnację - dodaje gospodarz. - A także w to, że dusze znajdują się w kamieniach i drzewach. Dlatego czuje się tutaj oddech historii i ludzkich dramatów.

Święcili dwaj księża

Dalej dróżki są dwie. Jedna prowadzi na polanę, gdzie nad stawami znajduje się most z wieżyczkami w stylu prusko-jaćwieskim. Drugą ścieżką można dojść do niewielkiego wzniesienia. Na nim znajduje się drewniany gród, do którego dostać się można przez fosę i ogromne wrota. Gród, to miejsce wypoczynku dla gości. Mogą tam spać na sianie pod przykryciem ze zwierzęcej skóry, brać udział w pogańskich obrzędach, albo łowić w stawach ryby. Niewielkie wieżyczki widokowe, to doskonałe miejsce, by obserwować otaczającą je przyrodę. Słuchać śpiewu ptaków, z których aż dwadzieścia gatunków jest chronionych, podglądać skradającą się za drzewami wiewiórkę, albo słuchać żaby kumaka, też chronionej.

W osadzie, która czynna jest przez cały rok znajduje się także miejsce dla tych, którzy chcą postrzelać z łuku, rzucać oszczepem, albo dosiąść żmudzkich koni, które gospodarz hoduje od kilku lat. - Na świecie jest ich tylko 520 - podkreśla z dumą.

Osadę w Oszkiniach najpierw wyświęcili pogańscy kapłani, a trzy lata temu stawił się tam także ksiądz katolicki z Litwy, który skropił ziemię święconą wodą. To też nie było dziełem przypadku.

- Tutaj nie ma podziałów politycznych, czy religijnych - zastrzega gospodarz. - Poszukujemy tego, co nas łączy, a nie dzieli. Szukamy wspólnych korzeni.

Dzieło dokończy syn

Kilka lat temu w Oszkiniach powstało Jaćwiesko-Pruskie Stowarzyszenie, które skupia kilkaset osób z różnych stron świata, planuje wydanie przewodników, a póki co organizuje w osadzie coraz więcej historyczno-rekreacyjnych przedsięwzięć. W maju odbywa się tam Jaćwieskie Święto Wiosny, w czerwcu - Święto Rosy, a w lipcu - dzień koronowania króla Mendoga. To on w XIII wieku zjednoczył Litwinów, zajął ziemie ruskie z Nowogródkiem łącznie. Jednych przekupił, innych rozgromił, ale gdy Krzyżacy zajęli Żmudź, przeszedł ze swoją dworem na wiarę rzymskokatolicką. Dzięki temu, że przyjął z rąk papieża koronę królewską, uchronił ziemie litewskie przed krzyżacką zagładą.

- Przelewu krwi nie udało się uniknąć - mówi ze smutkiem pan Piotr.

Jesienią warto zajrzeć do podpuńskiej osady na Dzień Jedności Bałtów, który obchodzony jest 22 września, w rocznicę bitwy pod Szawlami, do której doszło w 1236 roku. Później trzeba pojechać na Dusines, czyli Święto Zmarłych. Każda uroczystość to inne atrakcje, inne obrzędy.

- Mam nadzieję, że moje dzieło dokończy syn, któremu przekażę prawdę o przodkach - mówi Piotr Łukaszewicz.

Chwilę później gospodarz zatrzymuje się przy niewielkiej drewnianej tablicy. Na niej znajduje się napis w języku pruskim, który głosi: "Wybacz bracie, ty jesteś pochowany, ja żyw (...). Tysiąc lat spałeś, a teraz wstajesz i znowu widzimy tu stare Prusy".

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny