Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostrołęka: Musi udowodnić, że syn został potrącony

Redakcja
83-letni kierowca potrącił Beatę Śniegocką, gdy przechodziła przez pasy z 5-letnim synem. Pani Beata ma pretensje do policji, że zbagatelizowała sprawę ...

- To było 30 maja, w Boże Ciało, przed godziną 12 - wspomina ostrołęczanka Beata Śniegocka. - Szłam z synem do kościoła, przechodziłam po pasach przez ulicę Goworowską, w okolicach skrzyżowania z Bursztynową. Nawet nie zauważyłam jak ten samochód się zbliża…
Kiedy dochodzili już do krawężnika, jadący od strony Tobolicnissan micra uderzył w ostrołęczankę.
- Bogu dzięki, że Patryk szedł z lewej strony. Gdyby to w niego pierwszego uderzyło to auto…
Pani Beata mówi, że z samego wypadku i tego co stało się tuż po nim, niewiele pamięta.
- Pamiętam tylko uderzenie. Musiało być bardzo silne, bo spadły mi oba buty, przyniósł mi je potem jakiś chłopiec, mówił że jeden leżał 20 metrów od przejścia - relacjonuje. - Moją pierwszą myślą było: "Co z Patrykiem?". Pamiętam pierwszy obraz, jak syn leży przy samochodzie z zakrwawioną twarzą.

Jak się potem okazało, był to krwotok z nosa. Na szczęście Patrykowi nic poważnego się nie stało. Kolejna rzecz, którą przypomina sobie pani Beata, to… odjazd sprawcy potrącenia.
Dziwne zachowanie sprawcy, 83-letniego mieszkańca Rzekunia, potwierdza policja. Zresztą w jej pierwszym komunikacie pojawiła się informacja, że sprawca "oddalił się z miejsca zdarzenia". Ostatecznie został zatrzymany wkrótce potem na nieodległej ul. Sienkiewicza. W kolejnym policyjnym komunikacie znalazła się już informacja, o tym, że został ukarany - za spowodowanie kolizji - 500-złotowym mandatem. A co z "oddaleniem się z miejsca zdarzenia"? Według policji mężczyzna miał wyjaśnić, że po potrąceniu pani Beaty dowiedział się od niej, że "nic się nie stało" i odjechał.

Nie przeprosił

On w ogóle ze mną nie rozmawiał - utrzymuje potrącona ostrołęczanka. - Pamiętam tylko, że ktoś, a zebrało się tam wtedy sporo osób, rozmawiał z nim, zwracając się do niego po imieniu. Po chwili, jeszcze przed przyjazdem karetki, po prostu wsiadł w samochód i odjechał. Nie powiedział nawet "przepraszam".

Z miejsca potrącenia pani Beata została z synem zabrana do szpitala. (...)
Lekarz uznał, że obrażenia - zarówno pani Beaty jak i jej syna są "poniżej 7 dni". To oznacza, że zdarzenie zostało zakwalifikowane jako kolizja. Policja, która pojawiła się w szpitalu, w związku z tym… odwiozła panią Beatę do domu.

- Ja byłam przekonana, że policja przyjechała tam, żeby mnie przesłuchać. Nawet jak wsiadaliśmy do radiowozu, to młodszy z policjantów mówił, że jedziemy na komendę, żebym złożyła zeznania. A drugi, starszy, powiedział na to, że już nie ma takiej potrzeby. Iodwieźli mnie do domu. Myślałam, że jednak zostanę przesłuchana, tak się jednak nie stało. Sprawa została zamknięta.
Kiedy kilka dni później mąż pani Beaty poszedł na policję, okazało się, że według tej, jego syn… w ogóle nie brał udziału w kolizji.

Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu TO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na to.com.pl Tygodnik Ostrołęcki