Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni mecz Łukasza Fabiańskiego to koniec pewnej epoki w reprezentacji Polski. "Fabian" rzucał się na każdą piłkę mimo krwawiących kolan

Adam Godlewski
Adam Godlewski
- Nie każdy może zostać bramkarzem, to przywilej. A „Fabian” miał wszystko, żeby osiągnąć światowy poziom - uważa trener Andrzej Dawidziuk, wychowawca Łukasza Fabiańskiego – Począwszy od niesamowitej sprawności ogólnej i fenomenalnej koordynacji. Jako ciekawostkę dodam, że ma też poczucie rytmu. Jest znakomitym tancerzem, i świetnie interpretuje Moonwalk Michalea Jacksona...
- Nie każdy może zostać bramkarzem, to przywilej. A „Fabian” miał wszystko, żeby osiągnąć światowy poziom - uważa trener Andrzej Dawidziuk, wychowawca Łukasza Fabiańskiego – Począwszy od niesamowitej sprawności ogólnej i fenomenalnej koordynacji. Jako ciekawostkę dodam, że ma też poczucie rytmu. Jest znakomitym tancerzem, i świetnie interpretuje Moonwalk Michalea Jacksona... fot. szymon starnawski / polska press
Kończąca się dziś meczem z San Marino reprezentacyjna kariera Łukasza Fabiańskiego trwała dokładnie 15 lat, 6 miesięcy i 11 dni. Jeden z najlepszych w historii naszego futbolu bramkarzy narodowy trykot przywdziewał - przed pożegnalnym występem - 56 razy, jako zawodnik 4 klubów: Legii Warszawa, Arsenalu FC, Swansea City i West Hamu United. Wraz z zakończeniem tego etapu przez „Fabiana”, kresu dobiegnie także pewna epoka w polskiej kadrze. - Nie każdy może zostać bramkarzem, to przywilej. A „Fabian” miał wszystko, żeby osiągnąć światowy poziom - uważa wychowawca 36-letniego golkipera.

Epoka naznaczona ćwierćfinałem Euro 2016, i w ogóle czterema pierwszymi w historii występami Biało-Czerwonych w finałach mistrzostw Europy. To jednak również rozdział znaczony trzema nazwiskami piłkarzy z rocznika 1985 - oprócz Fabiańskiego, także Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka – który zostanie zamknięty podczas selekcjonerskiej kadencji Paulo Sousy...

Czy to Sousa wypchnął Fabiana z kadry?

- Przychodząc do reprezentacji selekcjoner nie miał prawa powiedzieć, że bramkarzem numer jeden będzie od tego momentu Wojciech Szczęsny. Przyspieszył przecież w ten sposób decyzję Łukasza Fabiańskiego o zakończeniu gry dla Polski - nie ma wątpliwości były reprezentant Polski, Piłka Roku 1991 w naszym kraju, a obecnie komentator stacji Eleven Sports, Piotr Czachowski. Gość, który ma 36 lat i jest w wysokiej formie, nie będzie przyjeżdżał bowiem na zgrupowania tylko po to, żeby rozgrzać kogoś innego. I to niekoniecznie znajdującego się w lepszej dyspozycji. Uważam, że cały zespół stracił na tej przedwczesnej nominacji Sousy. A już najbardziej - Wojtek.

- Uważam, że definitywne posadzenie Łukasza na ławce przez Sousę przelało czarę goryczy. Choć oczywiście fakt, że nie ma już w kadrze Piszczka i Błaszczykowskiego, z którymi trzymał się w kadrach narodowych od wieku juniora, także miał znaczenie - dodaje człowiek, który w Młodzieżowej Szkole Piłkarskiej w Szamotułach umożliwił Fabiańskiemu start do dużej krajowej piłki, Zenon Jarzębski.

Jarzębski kontynuuje: - Na takie rozwiązanie bramkarz tej klasy może sobie pozwolić w wieku 24 lat, a nie 36. I nie ktoś, kto rozegrał ponad pół setki spotkań w kadrze narodowej nie dając praktycznie żadnego babola, i większość kariery spędził w Premier League. Naturalnym momentem na pożegnanie z reprezentacją byłyby finały mistrzostw świata w Katarze, ale w zaistniałej sytuacji nie dziwię się decyzji podjętej przez naszego wychowanka.

I właśnie takie jest powszechne odczucie, że Fabiański - mimo 36 lat na karku - żegna się z reprezentacją Polski przedwcześnie. Jest przecież u szczytu formy, w West Hamie wciąż jest opoką i cieszy się zasłużoną estymą w całej - cenionej wszędzie - Premier League. A dodatkowo, od finałów mistrzostw świata w Rosji rozegranych w 2018 roku, nieustannie mamy uwagi do formy i postawy Szczęsnego, którego bez konkretnej merytorycznej podstawy od początku kadencji zaczął faworyzować selekcjoner Sousa…

Nie ma dobrego momentu na koniec kariery w kadrze

W zasadzie tylko trener, który wychował Łukasza na bramkarza światowego formatu - ale także zbudował jako człowieka - Andrzej Dawidziuk, ma zupełnie inne zdanie w tej kwestii:

- Żaden moment na zakończenie reprezentacyjnej kariery nie jest dobry. Do dziś mam z „Fabianem” bardzo dobry kontakt, stąd wiem - i nie muszę zgadywać - że ta decyzja dojrzewała w Łukaszu od dawna. A trzeba dodać, że to bardzo świadomy, inteligentny i poukładany facet. Na pewno więc nie działał pod wpływem emocji - twierdzi Dawidziuk, który w Szamotułach wyszkolił kilku reprezentacyjnych golkiperów, a potem sam został trenerem bramkarzy w kadrze narodowej. - Skoro zatem uznał, że najlepiej postąpi odchodząc w pełni formy, to kibicom wypada to po prostu uszanować. Zawsze zresztą powtarzałem wychowankom, że nad zakończeniem kariery trzeba się bardzo poważnie zastanowić. Bo można to zrobić w bardzo różnym czasie, i nikt nie podał jednej dobrej recepty. Trzeba jednak pamiętać, że to krok nieodwracalny. Dlatego powinien być przemyślany. Skończyć można zawsze, ale ze świadomością, że wrócić już nie będzie można…

Fabiański miał szczęście, że ze Słubic trafił właśnie do MSP Szamotuły, pod skrzydła Dawidziuka. On, Radosław Cierzniak, Łukasz Załuska i Jakub Słowik to w komplecie bramkarze-wychowankowie Młodzieżowej Szkoły Piłkarskiej. I każdy z nich wystąpił w pierwszej reprezentacji Polski. A na poziom ekstraklasy wybiło się z tej stajni jeszcze kilku innych golkiperów.

- Nie produkowaliśmy na masową skalę, dlatego największą robotę musiałem wykonać podczas selekcji. I generalnie dobrze trafiałem - wspomina trener Dawidziuk. - Pewnie, Fabiański był najzdolniejszy. Na przykład Cierzniak miał może 10 procent talentu Łukasza, i głównie ciężką pracą doszedł do mistrzostwa i Pucharu Polski. Fabian pracował z nie mniejszą determinacją, ale on pewne rzeczy, które Radek musiał żmudnie wyćwiczyć, miał naturalne. Dlatego przy porównywalnym wysiłku włożonym w rozwój - znalazł się kilka półek wyżej. I z reprezentacją Polski był na kilku wielkich turniejach. Walnie przyczyniając się do naszego największego piłkarskiego sukcesu ostatnich lat, czyli ćwierćfinału Euro we Francji. Ba, bez Łukasza osiągnięcie tego historycznego rezultatu byłoby niemożliwe! Choć po pierwszym meczu, w którym usiadł na ławce być jeszcze mocno sfrustrowany. Kiedy mu powiedziałem: - Łukasz, to jeszcze może być Twój turniej, żachnął się lekko. „Trener zawsze wszystko interpretuje na moją korzyść, a ja już nie jestem dzieckiem!” Pewnie, że nie. Od meczu z Niemcami w tym turnieju już jednak grał. I to jak!

Dawidziuk doskonale pamięta moment, w którym pojechał obejrzeć polecony do MSP talent z Polonii Słubice. Zaimponowało mu, że nastolatek rzuca się na każdą piłkę na nawierzchni, na której było może pięć procent trawy; na reszcie zaś - piach pomieszany… z żużlem. I to pomimo krwawiących łokci i kolan.

Odwrotnie niż Lewy, czyli kto w Lechu przegapił Łukasza?

- Chylę czoła przed nauczycielami WF ze Słubic i trenerami Polonii, w której Łukasz w zasadzie nie miał - albo bardzo rzadko - treningów bramkarskich. Piersi wyposażyli bowiem Fabiana we wspaniałą koordynację ruchową, a drudzy - w piłkarską technikę użytkową. Kiedy się spotkaliśmy, umiejętności wymaganych u golkipera nie miał zbyt dużych. Za to podstawy - które później docenił, jak mi się zwierzył, Arsene Wemger kupując Łukasza do Arsenalu - dostał tam wyśmienite! - wspomina Dawidziuk. - Tak dobrze panował nad piłką, że zarówno w juniorskich reprezentacjach Polski, jak i w rezerwach Lecha Poznań wystąpił po kilka razy w ataku. A w Kolejorzu strzelił dwie, a może trzy bramki w dawnej trzeciej lidze!

Dawnej trzeciej, czyli obecnej drugiej, co jeszcze bardziej podkreśla skalę strzeleckich umiejętności Fabiańskiego. Tyle że losy Łukasza potoczyły się zupełnie odwrotnie niż… Roberta Lewandowskiego, który odrzucony z Legii, w wielki świat wyjechał dzięki występom w Lechu. To bowiem w stolicy Wielkopolski zupełnie nie poznano się na talencie Łukasza, natomiast na szerokie wody wypłynął z ulicy Łazienkowskiej w Warszawie.

- Zabrałem go z Poznania już po pół roku, bo w Kolejorzu nie dotrzymano umowy. Fabian liczył sobie wówczas już 19 lat, i miał regularnie grać w III lidze. I w każdym meczu Pucharu Polski oraz Pucharu Ekstraklasy. Tymczasem, jeśli nawet wystąpił w rezerwach, to głównie w polu - wspomina Jarzębski. - Szkoda było zatem czasu. Tym bardziej, że trener bramkarzy Legii Krzysztof Dowhań momentalnie zapalił się do współpracy z Łukaszem. On widział, jaki to diamencik do oszlifowania. Natomiast przy Bułgarskiej ewidentnie nie poznano się na potencjale Fabiana….

Konkretnie, nie poznali się sztabowcy… Czesława Michniewicza, który prowadził wówczas Kolejorza. W każdym razie Legię 20-letni już wówczas golkiper kosztował ćwierć miliona złotych. Z zastrzeżeniem, jak przypomina były dyrektor MSP Jarzębski, że warszawianie dopłacą 10 procent (ale nie mniej niż 50 tysięcy euro) od kolejnego transferu. I dopłacili! W momencie, gdy Łukasz odszedł do Arsenalu za równie 3,5 miliona funtów. Zatem liczony - jak się okazało - w dziesiątkach milionów złotych interes przeszedł Lechowi koło nosa…

- Łukasz bardzo rozsądnie budował karierę, wszystkich wyborów dokonywał z wyczuciem. I w tempo. Do Anglii wyjechał, gdy z Legią był już mistrzem Polski, dwukrotnie został uznany najlepszym bramkarzem ekstraklasy i miał za sobą debiut w reprezentacji - podkreśla Dawidziuk. - Był bardzo pracowity, dlatego na przestrzeni lat zmieniał się jako bramkarz, stając się coraz lepszy w tym fachu. Zupełnie natomiast nie zmienił się jako człowiek. Pozostał otwarty - na świat, ale także na uwagi szkoleniowców - i nadal cechuje go wysoki poziom kultury osobistej. Nie zmieniły go sukcesy, sława i pieniądze. Pozostał po prostu sobą. Naprawdę pozostał taki, jaki był 21 lat temu, kiedy się poznawaliśmy.

6 stóp i 3 cale... talentu. Czy w pełni wykorzystanego?

Na koniec, tuż przed 57. - pożegnalnym - meczem Fabiańskiego w reprezentacji Polski z San Marino, warto zadać pytanie, czy ten mierzący 6 stóp i 3 cale, a przy tym niespotykanie spokojny mężczyzna urodzony w Kostrzynie nad Odrą wycisnął z kariery tyle, ile mógł? Naturalnie biorąc pod uwagę naprawdę rzadko spotykany talent?

- Też się nad tym zastanawiam - nie ukrywa szkoleniowiec, który wychował Łukasza. - I skłaniam się ku odpowiedzi, że jest bliski wyciągnięcia maksimum. Nawet pomijając oczywisty fakt, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jeśli będzie bowiem odczuwał przyjemność z treningu, w klubie może przecież z powodzeniem grać do 40-tki. Cóż, gdyby nie był tak grzeczny i mocniej rozpychał się łokciami, pewnie w reprezentacji tych meczów uzbierałoby się i z 80. A nie można wykluczyć, że trafiłby także na przykład do Barcelony. Tyle że wówczas musiałby przestać być sobą...

Dawidziuk dodaje: - Tymczasem to właśnie usposobienie okazało się wielkim atutem Fabiana. Gdy zaczynał łapać w wielkiej piłce, kończył się czas „krejzoli” na tej pozycji. Wzrosło za to zapotrzebowanie na golkiperów o dużych zdolnościach analitycznych i świetnie grających nogami. Wstrzelił się zatem - jak zresztą zwykle on, mistrz w obu tych specjalnościach - idealnie w swój moment…

Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny