Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ośrodek Metanoia. To może być ostatni dzwonek

Urszula Ludwiczak
Urszula Ludwiczak
W ośrodku Metanoia jednocześnie może przebywać 30 młodych ludzi, którzy chcą zmienić swoje życie
W ośrodku Metanoia jednocześnie może przebywać 30 młodych ludzi, którzy chcą zmienić swoje życie Anatol Chomicz
W ciągu 15 lat istnienia przez ośrodek Metanoia przeszło ponad 600 młodych ludzi, mających problem z uzależnieniem. Wielu dzięki terapii zmieniło swoje życie. Teraz placówce grozi zamknięcie.

Ośrodek Metanoia, prowadzony przez białostocką Caritas, mieści się niedaleko Czarnej Białostockiej, w środku lasu. Trafiają tu młodzi ludzie z całej Polski. Daleko do domu, dawnych znajomych. Idealne miejsce, aby przemyśleć dotychczasowe życie i się zmienić. To jedyna całodobowa placówka zajmująca się uzależnionymi dziećmi i młodzieżą w województwie podlaskim. A pod względem skuteczności terapii - jedna z najlepszych w Polsce.

Nauczyć się żyć

Oskar ma 16 lat. W Metanoi jest od początku listopada. Dopiero zaczyna nowe życie.

Rodzice chłopaka rozwiedli się, gdy miał dwa lata. Trzy ostatnie lata, gdy jego mama wyjechała za granicę, Oskar mieszkał z tatą. Po pierwsze używki sięgnął w 6 klasie podstawówki. - Miałem 12 lat, najpierw były niewinne papierosy, potem sporadycznie alkohol - opowiada. - W końcu pojawiły się narkotyki. Gdy marihuana przestała wystarczać, doszła amfetamina. Maskowałem się na początku, potem już mi się nie chciało. Ojciec zaczął zauważać, że coś ze mną jest nie tak. Nigdy nie miałem problemu z dostępem do narkotyków. Czasem ktoś spytał, ile mam lat, zdziwił się, że jestem taki młody, bo wyglądałem poważniej. I tyle. Gdy zaczęło mi brakować pieniędzy, to zacząłem handlować narkotykami. Do ojca coraz częściej dochodziły informacje, że ktoś mnie widział, jak ćpam czy sprzedaję. Zacząłem znikać z domu. Szukał mnie ojciec, policja.

Wie, że narkotyki niszczyły mu zdrowie. - Zauważyłem zmiany na umyśle, problemy z koncentracją, zapamiętywaniem różnych rzeczy - przyznaje.

Do tego miał problemy z agresją, wdawał się w bójki. Po jednej z kolejnych takich akcji usłyszał od swego taty, że albo idzie do ośrodka, albo jedzie do mamy.

- Pojechałem jeszcze na tydzień do ciotki, aby przemyśleć, co dalej robić ze swoim życiem. Wiedziałem już, że mam problem, nie widziałem świata bez narkotyków. Chciałem podjąć walkę ze sobą.

Pierwszy miesiąc na terapii był trudny. Trzeba było dostosować się do panujących tu rygorów, przyzwyczaić się, że jest się non stop z opiekunem.

- Dopiero po miesiącu zacząłem się otwierać, rozmawiać z ludźmi. Na początku nie rozumiałem funkcjonowania tu, za wszystko są konsekwencje, ale we wszystkim widać to leczące działanie.

Dlatego po półtora miesiąca pobytu Oskar uciekł z ośrodka.

- Zapaliłem papierosa i myślę, co dalej. Pobaluję miesiąc, dwa. A potem? Wróciłem. I w końcu odkryłem, że bycie tu ma sens. Widzę tu ludzi, którzy ukończyli terapię, którzy pokazują, że było warto. Uczę się pokory, przyjmowania konsekwencji i życia jako dorosły człowiek. Problemów nie załatwiam już agresją, jak dotąd. Okazuje się, że można zrobić to przez rozmowę.

Oskar jest jeszcze na początku swojej drogi walki z uzależnieniem. Ale już ma plany na przyszłość. - Skończę terapię, potem chcę iść do szkoły. Teraz mam rok w plecy, powinienem być w pierwszej klasie szkoły średniej. Ale rok na całe życie, to jest naprawdę bardzo mało. Mam plan, aby potem znaleźć jakąś pracę, wynająć mieszkanie, a uczyć się zaocznie. Rodzice mi pomogą. Chcę trzeźwo żyć, legalnie, w zdrowy sposób.

Odnaleźć nowy cel

Piotr w tym roku kończy 20 lat. W ośrodku jest na dodatkowym etapie terapii, to tzw. hostel dla osób, które przeszły podstawową terapię, ale nie czują się gotowe, aby wrócić do miejsca, skąd pochodzą, albo tego nie chcą. Mogą wtedy zostać w placówce i układać sobie nowe życie.

- Ja potrzebowałem jeszcze czasu na przemyślenia - opowiada chłopak. - Planuję skończyć jakieś kursy, szkolenia, zdobyć zawód. I dopiero wtedy wrócić do domu, ale mieć coś konkretnego w ręku i móc zacząć pracować.

Piotra do Metanoi, miesiąc przed 18 urodzinami, przywieźli rodzice. Na siłę. Zagrozili, że inaczej wyrzucą go z domu.

- Nie chciałem się leczyć - opowiada. Mimo że ćpał już od pięciu lat. Na początku, jak większość, marihuana, dopalacze, potem tzw. twarde narkotyki. Ale problemu nie widział.

Jak to się stało, że sięgnął po narkotyki?

- Wpływ ma wiele czynników. Chociażby to, że narkotyki przedstawiane są w mediach w dobrym świetle, jest dużo zespołów muzycznych, zwłaszcza hiphopowych, których muzycy biorą narkotyki, i stanowią wzór dla młodych, zafascynowanych nimi ludzi. Do tego oczywiście dochodzi towarzystwo, gdy nie chce się odstawać od grupy - przyznaje Piotr. - Zresztą na początku brania nikt nie jest uzależniony. Traktuje się to jak rozrywkę, coś fajnego, dla zabawy. Tyle że zaczyna się to podobać coraz bardziej i bierze się coraz częściej. Potem dostrzega się inne „zalety” brania - ucieczkę od problemów. Tak powstaje uzależnienie.

Piotr umiał 16-17 lat i łatkę narkomana.

- Na mieście bardzo dużo osób mnie znało z tego, że zawsze jestem naćpany - mówi. - Rodzice nie potrafili sobie z tym poradzić. Ja też unikałem z nimi kontaktu, jak byłem pod wpływem. Nawet jak na dworze było minus 30 st. C, ja siedziałem na podwórku, aby tylko nie wrócić naćpany do domu.

Rodzice zaprowadzili go w końcu do poradni odwykowej. - Ale ja nie chciałem się leczyć. Chodziłem na odczepnego, dla rodziców. Ani szczerze, ani z zaangażowaniem. To oczywiście niczym nie skutkowało, tamci terapeuci nie potrafili do mnie przemówić. Po jakimś czasie wiedziałem, że robię źle, że do niczego w życiu nie dojdę, ale nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Szkołę olałem, chodziłem, bo musiałem, jakoś przechodziłem z klasy do klasy, ale żadnej wiedzy nie nabywałem. Byłem chudy, za nic nie dało się przytyć. I miałem popsute zęby. Zęby się psują od ćpania. Byłem w takim stanie, że jedynym ratunkiem było zamknięcie w ośrodku stacjonarnym, daleko od domu.

Rodzice przywieźli go do Metanoi.

- Miałem plan, że pobędę w ośrodku ten miesiąc, do 18-tki i wyjdę na własne życzenie. Ale przez ten miesiąc zdążyłem się w tę terapię wkręcić. Jakoś do mnie dotarli. I zostałem. Zazwyczaj jest tak, że ten, kto tu przyjeżdża, nie chce się leczyć, nie akceptuje panujących tu zasad. Ja patrząc na tych co już przeszli terapię, fajnie się zachowują, pomyślałem, że też chcę taki być.

Patryk ma dziś 22 lata. Pierwszy kontakt z narkotykami miał w wieku 10 lat. Gdy siedem lat później trafił do Metanoi był zaawansowanym narkomanem i dilerem, z wyrokiem więzienia. - Początkowo nie chciałem zmiany, planowałem przy pomocy ośrodka uniknąć odpowiedzialności karnej i wrócić do tamtej rzeczywistości - wspomina. - Jednak trzeźwe spojrzenie, relacja, jaką nawiązałem w trakcie pobytu z kadrą i członkami społeczności, nabyta tu świadomość własnych problemów, wzbudziły chęć i wiarę w zmianę swojego dotychczasowego życia. Nowe autorytety, priorytety, cele i marzenia, które nagle stały się realne do zrealizowania dawały mi siłę do mierzenia się z problemami i stawiania im czoła.

Patryk skończył szkołę, samodzielnie mieszka i się utrzymuje, ma wymarzoną pracę. I kochająca dziewczynę.

Takich osób jak Oskar, Piotr i Patryk przez 15 lat istnienia w Metanoi przewinęło się ponad 600. - Około 150 skończyło program - mówi Joanna Szmurło, terapeutka i kierowniczka Katolickiego Ośrodka Wychowania i Terapii Uzależnień Metanoia. - Uważam, że to bardzo dużo.

Ośrodek jest koedukacyjny, jest tu miejsce dla 30 osób w wieku od 13 do 19 lat. Obecnie na terapii przebywa osiem dziewczyn, a najmłodszy podopieczny ma 14 lat. Terapia trwa rok, jest podzielona na cztery etapy. Każdy etap ma określone przywileje, funkcje, obowiązki. To też umacnianie własnej samooceny, budowanie nowej hierarchii wartości i odnajdowanie sensu życia w trzeźwości.

- Większość naszych podopiecznych nie trafia do nas z własnej woli - mówi Joanna Szmurło. - A trafiają najczęściej wtedy, gdy wydarzy się coś złego: zawalona szkoła, problemy z prawem. Z reguły mało który młody człowiek zauważa, że ma problem. Motywacja do terapii na początku najczęściej jest słaba, ale zostają, bo to decyzja rodziców, albo nakaz sądowy. Nasze zadanie to pracować z nimi i budować motywację, aby tę zewnętrzną zamienić na wewnętrzną. To ma wartość.

Ratujmy Metanoię

Osoby, którym udało się skończyć terapię, naprawdę zmieniają swoje życie. Kończą szkoły, znajdują pracę, miłość. Często zmieniają miejsce zamieszkania, aby nie wracać tam, skąd wyszli. Każde takie uratowane życie młodego człowieka to ogromny sukces i sens istnienia placówki.

Niestety, po 15 latach działania ośrodkowi grozi zamknięcie. Budynek, w którym się znajduje nie spełnia bowiem wymogów, potrzebnych by uzyskać akredytację ministra zdrowia. A remont to ogromne wyzwanie: dobudowa klatki schodowej, wymiana dachu, wzmocnienie stropów, przebudowa i modernizacja hydroforni, wymiana instalacji wodno-kanalizacyjnej i wiele innych. Trzeba to zrobić do końca tego roku.

Na ratunek ośrodkowi potrzeba przynajmniej milion zł. Uda się tylko przy wsparciu ludzi dobrej woli.

Dlatego warto pamiętać o ośrodku. Wspomóc placówkę można odpisując 1 proc. podatku na rzecz Caritas Potrzebującym KRS 0000269579 oraz wpłacając datki na konto Caritas: 66 1240 5211 1111 0000 4931 3527 z dopiskiem „Metanoia.”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny