Tajemnicze zniknięcie
Tajemnicze zniknięcie
Katarzyna W. z Kolna zaginęła prawie dziesięć lat temu. Jednak do tej pory nie udało się ustalić, co dokładnie wydarzyło się w czerwcu 2000 roku. Świadkowie widzieli, jak przed domem kobiety dwóch mężczyzn wkładało do auta worek przypominający ludzkie ciało. Śledczy zlecili też badania DNA. Wykazały one, że na szortach Marka W., które miał na sobie w noc zniknięcia żony, znajdowały się ślady jej krwi. Zwłok do tej pory nie odnaleziono. Pojawiły się spekulacje, że ciało kobiety mogło być zmielone w masarni należącej do rodziny Marka W.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że wykonanie zadania zaproponował policjantom, którzy działali incognito. Białostocka prokuratura okręgowa wysłała do sądu w Łomży akt oskarżenia w tej sprawie. Kilka tygodni wcześniej śledczy z Elbląga oskarżyli Marka W. o zabójstwo żony.
To, że Marek W. planował zabójstwo swoich teściów, wyszło na jaw przypadkiem. Mężczyzną zainteresowali się bowiem policjanci. Bo podejrzewali, że zajmuje się handlem narkotykami. Podając się za dostawców amfetaminy, chcieli robić z 36-latkiem interesy. On, niczego nieświadomy, zgodził się.
Po jakimś czasie zaczął opowiadać im o swoich problemach z teściami. Mówił, że oskarżają go o zamordowanie ich córki Katarzyny, która zginęła w tajemniczych okolicznościach w czerwcu 2000 roku. Zapraszali do Kolna kolejne ekipy telewizyjne, wskazując, że to właśnie Marek W. stoi za porwaniem Katarzyny. Podejrzewali też, że ciała pozbył się w masarni należącej do jego rodziny.
W kwietniu 2008 roku Marek W. poprosił rzekomego dilera, a w rzeczywistości policjanta, by znalazł mu kogoś, kto zabije teściów. - Na tysiąc procent chcę ich zlikwidować. Kasa nie gra roli - podkreślał.
Po niespełna dwóch miesiącach 36-latek spotkał się w Piątnicy z mężczyzną, który miał zabić jego teściów. Za profesjonalne wykonanie zadania zaoferował mu 20 tysięcy złotych.
Wcześniej oskarżony myślał o podłożeniu bomby, ale rzekomy zabójca uznał, że będzie to zbyt nagłośnione. Umówili się więc, że zastrzeli teściów w ich własnym sklepie i upozoruje napad rabunkowy. Potem Marek W. przekazał policjantowi zdjęcia, pokazał dom i sklep teściów.
Do wykonania zadania miało dojść jesienią 2008 roku, ale Marek W. zrezygnował, bo nie miał pieniędzy.
Rok później 36-latek trafił do aresztu, gdzie przebywa do dziś. W prokuraturze nie przyznał się do winy. Zarzekał się, że nie miał zamiaru nikogo pozbawiać życia. A zlecenie zabójstwa było tylko żartem. - Oskarżony zarzekał się, że nie miał z teściami żadnych zatargów, co oczywiście było nieprawdą - mówi Adam Kozub, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
W połowie marca przed sądem w Łomży rozpocznie się pierwszy proces Marka W. Pod koniec ubiegłego roku, po kilkuletnim śledztwie, prokuratorzy z Elbląga oskarżyli 36-latka o zabójstwo żony.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?