Osada Vida lekko odświeżyła swoje brzmienie. Analogowo brzmiący, perlisty syntezator Rafała Paluszka wprowadza w radosny nastrój "Hard-Boiled Wonderland". Zespół inteligentnie czerpie z współczesnego progresywnego muzykowania, nadając kompozycjom osobiste piętno. A otwierający utwór zdaje się być świadectwem z trudem hamowanej wirtuozerii grupy, w dodatku z bardzo przebojowymi frazami.
"Stronger" zaczyna się nieco mroczniejszym riffem gitary, ale jasny i pewny głos Majewskiego zmienia te dość prostackie skojarzenie w bardziej wyrafinowaną formę. Zespół niemal zrezygnował tu z klawiszy, ograniczając ich obecność do tła. W ten sposób kłania się chyba fanom starego, melodyjnego hard rocka.
Ale grupa nie odpuszcza sobie wiele. W "Fear" słychać, że gitarzysta Bartek Bereska opanował nie tylko patenty Steve Hacketta, ale potrafi zagrać prawdziwie progresywny metal. Pomysłowość melodyczna zespołu znów zaskakuje. Śmiało łączą różne formy, a w dodatku nie boją się mieszać brzmień, co czyni ich wizję muzyki tym bardziej unikalną.
W "Those Days" Majewski właściwie najpierw bardziej melorecytuje, niż śpiewa. I tu także wypada bardzo przekonująco, a rozlewny, klasycznie progresywny refren dodaje uroku i tej kompozycji. Fantastycznie wypada zwolnienie w drugiej części piosenki zwieńczone klasycznym, rockowym i bardzo melodyjnym solem gitary.
Do piosenki "Shut" z industrialnie brzmiącymi klawiszami Osada Vida zaprosili Sivego z Tuff Enuff. Zestawienie dwóch odmiennych głosów i dwóch muzycznych estetyk znów wychodzi grupie na dobre. Muzyka brzmi i niepokojąco i bardzo intrygująco zarazem. I jest w niej duża doza rockowego szaleństwa.
Jeszcze inaczej brzmi ""David’s Wasp". Tu grupa wsłuchuje się nieco w Porcupine Tree, ale jak zawsze - robi to na swój sposób. Kiedy do głosu dochodzi gitara elektryczna, słychać w niej podobnie bluesowe frazy, jakimi swoje najlepsze solówki okraszał David Gilmour.
"Diffrent Worlds" to powrót do świata jazz rocka flirtującego z muzyką progresywną. A skoro zespół pochodzi ze Śląska, można pokusić się, że gdzieś głęboko brzmi w nim echo dawnego… SBB.
"Until You’re Gone" to jedna z nielicznych piosenek, utrzymanych w umiarkowanym tempie, wręcz ballada. Oczywiście Osada Vida czyni z niej niemal hymn poświęcony samotności. I kiedy wydaje się, że w bombastyczności dorówna mistrzom z Electric Light Orchestra, znów piosenka skręca w inną stronę.
"Mighty World" to ukłon w stronę mocnego, prog-metalowego grania. Machina rytmiczna zespołu działa idealnie, a i w linii melodycznej można dosłuchać się przebojowych fraz. Ale to jeszcze nie koniec.
Zespół dorzucił swoją wersję "Master of Puppets" Metalliki. Tu brzmi jakby od zawsze miała być kompozycją z płyt King Crimson. Niemal swinguje, ale nie traci mocy. Intrygująca - naprawdę.
Osada Vida brzmi zaskakująco, gra przejrzyście i właściwie tworzy muzykę całkowicie uniwersalną. Tylko od determinacji Metal Mind Productions zależy, dokąd zaprowadzą śląski zespół ich autorskie kompozycje. Muzycy dali z siebie 100 procent.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?