Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opera i Filharmonia Podlaska. Kręcenie nie poprawi akustyki

Anna Kopeć, Tomasz Mikulicz [email protected] tel. 85 748 95 54
Opera i Filharmonia Podlaska. Kręcenie nie poprawi akustyki
Opera i Filharmonia Podlaska. Kręcenie nie poprawi akustyki Archiwum
Opera to miejsce, które ma cieszyć czystym i wyraźnym dźwiękiem. Miała być najnowocześniejszą instytucją kulturalną w tej części Europy. A jest wielka kompromitacja, bo w sali koncertowej od początku źle słychać artystów. Przez prawie pół roku niewiele się zmieniło. Odpowiedzialni nie zauważali powagi problemu. Dziś już wiadomo, że błędy i niechlujstwo będą nas drogo kosztowały.

Od początku było źle. Na kiepską akustykę sali w nowym gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej skarżyli się melomani, artyści i eksperci z dziedziny muzyki. Ten palący problem jako pierwszy szczegółowo opisywał "Kurier Poranny". Okazało się, że w budynku, który został wybudowany za ponad 220 mln zł, nie przeprowadzono koniecznych testów akustycznych. Tymczasem kłopoty z akustyką zauważyli melomani już w dniu inauguracji.

- Nie wierzyłem własnym uszom. Niektóre fragmenty opery "Straszny Dwór" były zupełnie niesłyszalne i niezrozumiałe - mówił Tadeusz Chachaj, dyrygent i kompozytor, były dyrektor Filharmonii Białostockiej. - To niewyobrażalna sytuacja. Przed premierą należało zbadać akustykę sali.

Tę opinię w kolejnych tygodniach potwierdzali inni widzowie.

- Byłam na porannym przedstawieniu "Strasznego Dworu" i zdumiało mnie to, co usłyszałam - mówiła Małgorzata Małaszko-Stasiewicz, dyrektorka programowa Programu Drugiego Polskiego Radia. - Miałam wrażenie, że męskie głosy są nie do końca zbalansowane, a brzmienie orkiestry nie zachwyciło.

- Przychodzimy do opery żeby posłuchać, dźwięk jest tu absolutnie najważniejszy - mówiła w październiku Janina Czerniakiewicz-Bolińska, białostocka melomanka.

Dyrektor zmienia zdanie

Przez dłuższy czas dyrektor opery Roberto Skolmowski bagatelizował problem kiepskiej akustyki. Wręcz obraził się na "Kurier Poranny" za wytknięcie błędów. Twierdził, że wszystko jest w porządku i wystarczy wprowadzić drobne poprawki typu "ręczne ustawienie ekranów akustycznych za pomocą korbki". A dostrojenie sali wymaga czasu. Podkreślał, że nie ma potrzeby przeprowadzania testów. Zarząd województwa, któremu podlega opera polegał na opinii dyrektora Skolmowskiego.

Dopiero po serii naszych publikacji, w grudniu ubiegłego roku zdecydowano się na przeprowadzenie audytu akustycznego. Zadanie to, w drodze przetargu, powierzono Pracowni Akustycznej Kozłowski z Wrocławia. Okazało się, że narzekania melomanów i artystów na akustykę nie były bezpodstawne.

- Obiekt ma poważne problemy akustyczne. Przede wszystkim dokładnej regulacji wymagają ekrany akustyczne. Trzeba też poprawić chłonność akustyczną sceny. Wymaga to szeregu działań. Wszystkie zostały wymienione w wynikach badań. Podpisałem z operą umowę, na mocy której nie mogę komentować swoich prac - mówi Piotr Kozłowski z wrocławskiej firmy, która wygrała przetarg na wykonanie takiej usługi.

Wyniki badań w ostatnich dniach trafiły na biurko dyrektora, obecnie zapoznają się z nimi urzędnicy marszałka. Na raport trzeba było czekać ponad dwa miesiące. W tym tygodniu wszystko wyszło na jaw. W operze źle słychać. Dyrektor wreszcie ma to na papierze.
Jak to komentuje? Otóż przyznaje, że on od dawna wiedział o problemach akustycznych sceny. Na konferencji prasowej podniesionym głosem mówił: - Że nie jest genialnie wiedziałem już przynajmniej od maja. Myśleliście, że otwierając operę powiem, że akustyka jest taka sobie, ale potem to poprawię? - pytał z oburzeniem Skolmowski. - To miejsce trzeba dostroić, a to wymaga czasu. W Operze Królewskiej w Kopenhadze trwało to dwa lata.

To twierdzenie zaprzecza jednak deklaracjom składanym przez dyrektora urzędnikom. Potwierdza to chociażby Ireneusz Domański, dyrektor biura inwestycji w urzędzie marszałkowskim. Już w listopadzie mówił "Porannemu", że Skolmowski zapewniał go, iż z akustyką sali operowej nie ma problemu. Chodzi jedynie o prawidłowe ustawienie urządzeń, które mają wpływ na słyszalność. To m.in.: ekrany akustyczne, kotary i znajdujące się nad sceną pomosty.

Testy rzekomo przeprowadzono przed inauguracją

Próby orkiestry na nowej scenie z tzw. muszlą koncertową przeprowadzano w maju. Wówczas opinie testujących ekspertów muzycznych możliwości sali koncertowej były zgodne: doskonała akustyka, dzięki której na ul. Odeskiej czuć ducha teatru operowego. Dyrektor podkreślał wówczas, że pod względem akustycznym mamy jedną z najlepszych sal w Polsce. Próby z muszlą to jednak nie to samo co testy akustyczne, które szczególnie w takim budynku, jak opera wydają się być obowiązkowe.

Na pytanie, dlaczego niezbędnych badań nie przeprowadzono przed inauguracją, w listopadzie Skolmowski odpowiedział, że nie ma żadnych procedur, które nakazywałyby wydanie pieniędzy na ten cel. Dziś podkreśla, że stosowne testy akustyczne zostały przeprowadzone jeszcze w maju i to w dwóch turach.

Ktoś kłamie

- To nieprawda - oburza się Jan Dodacki, projektant akustyki w operze. - Robiliśmy na własny użytek drobne pomiary kiedy obiekt był budowany, a opera miała inną dyrekcję. Poważnych pomiarów nie przeprowadzaliśmy nigdy. Nikt nas o to nie prosił, a kiedy sami zaproponowaliśmy, nikt się do tego nie przychylał. Nigdzie nie jest tak, że po tym jak projekt został wykonany, od razu wszystko jest takie jak powinno. Dlatego tak ważne jest przeprowadzenie testów akustycznych. Tych samych, których w białostockiej operze zabrakło.

- Dwukrotnie zaprosiliśmy autora projektu akustycznego i pokazywaliśmy mu problemy z akustyką w salach chóru, orkiestry i w salach ćwiczeniowych. Prawda jest taka że pokoje dla śpiewaków i chóru zostały tak wygłuszone, że nie da się tam pracować. Doszło do paranoi, wszyscy narzekają na zbyt duży pogłos, albo wytłumienie - tłumaczy Roberto Skolmowski.

Na taki zarzut projektant akustyki odpowiada jednoznacznie: - Pomieszczenia do ćwiczeń dla solistów zostały specjalnie wytłumione w ten sposób, że nie ma w nich pogłosu - tłumaczy Jan Dodacki. - Dzięki temu śpiewak słyszy wszystkie mankamenty swego głosu, wówczas wyłażą ewentualne błędy. Nie wszyscy artyści to lubią. W salach z pogłosem dźwięk się rozmywa i ma się wrażenie, że wszystko jest w porządku. Lepiej jednak, gdy artysta usłyszy swoje błędy na próbie, niż miałby źle zaśpiewać, kiedy wyjdzie na scenę. Skoro dyrektor Skolmowski nie zgadza się z taką filozofią budowy sal do ćwiczeń, zaproponowałem, że zamiast wykładziny podłogowej należy stworzyć tu podłogę drewnianą.

Opera jest za duża?

Natomiast problem akustyki głównej sali szef opery niezbyt trafnie tłumaczy jej wielkością. To dość niestosowne określenie w stosunku do słynących z doskonałej akustyki, a większych od naszej sal operowych w Oslo, Sevilli, Wiedniu, Monachium czy we Wrocławiu lub Bydgoszczy. Roberto Skolmowski jednocześnie zapewnia, że w operze na Odeskiej na bieżąco wprowadzane są poprawki, by usprawnić akustykę.

- Był problem tzw. hałasów własnych, niektóre urządzenia techniczne, wpadając w rezonans hałasowały, wygłuszyliśmy metalowe kratownice, które drżały, przestawiliśmy urządzania elektroniczne, aparaty oświetleniowe i teraz jest już ciszej co potwierdzają zarówno nasi goście jak i artyści - przekonuje Roberto Skolmowski. - Problem akustyki to niestety błędy projektowe i niechlujne wykonanie.

Jan Dodacki nie zgadza się z tą opinią. - Każdy kto się broni, mówi, że ktoś inny coś źle zrobił. A ja nawet nie mam pojęcia, jakie są wyniki badań akustycznych. Opera nam ich nie wysłała. Czekam aż dyrektor Skolmowski wyjaśni mi, w której części mój projekt został źle wykonany. Oczywiście były mankamenty, ale na etapie wykonawczym. Zgłaszaliśmy je jednak szefostwu opery dużo wcześniej. Chodziło np. o ekrany akustyczne, które powinny być sterowane pilotem. Powiedziano nam jednak, że nie ma na to pieniędzy. Powstały więc ekrany na korbkę. Nie był to błąd projektanta, lecz wymóg inwestora - odpowiada Jan Dodacki.

Kto odpowie za niedociągnięcia?

Na akustykę sali jest pięcioletnia gwarancja. Projektant zapewnia, że jest gotów pomóc w przypadku doradzenia w jakiejś kwestii. Jeśli jednak okaże się, że trzeba wymienić jakiś sprzęt, to sprawa się komplikuje. Musieliby się tym zająć prawnicy, którzy określiliby, co mieści się w granicach gwarancji. Swoją pomoc proponował także w momencie, gdy dyrekcja opery i urząd marszałkowski zdecydowali się na przeprowadzenie testów akustycznych.
Jan Dodacki oferował, że jego firma, która doskonale zna gmach przy ul. Odeskiej wykona to za ok. 15 tys. zł. Na tę usługę rozpisano jednak przetarg, który wygrała wspomniana wcześniej firma z Wrocławia. Za kompleksowe badanie otrzymała od opery ponad 56 tys. zł.
Roberto Skolmowski, jak zwykle jest dobrej myśli. - Myślę, że nowy sezon otworzymy już po poprawkach. Można robić z tego sensację, ale ja nie mam nic do ukrycia, bo to nie ja budowałem operę. Gdybym ja ją budował, to zażądałbym symulacji komputerowej przedprojektowej, projektowej, poprojektowej akustyki sali. Tak to się robi - mówi teraz Skolmowski. - To, że ktoś dopuścił się takiego zaniedbana, jak sale do ćwiczeń, w których nie da się śpiewać, to jest nieporozumienie.

W kwestii finansowania poprawek akustycznych, urząd marszałkowski nie pozostawia wątpliwości. - Jeżeli pojawi się taki wniosek, zarząd zajmie się ewentualnym dofinansowaniem poprawy akustyki z budżetu województwa. Moim zdaniem, opera powinna jednak radzić sobie sama. Takie wydatki należałoby pokryć z budżetu placówki - podkreśla Jacek Piorunek, członek zarządu województwa odpowiedzialny za kulturę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny