Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni przyszli nas wyzwolić...

Marta Chmielińska
Miejsce zbiorowego mordu kilkunastu Polaków przez sowietów upamiętnia pomnik, przy którym od czasu do czasu ktoś zapala znicz i kładzie kwiaty...
Miejsce zbiorowego mordu kilkunastu Polaków przez sowietów upamiętnia pomnik, przy którym od czasu do czasu ktoś zapala znicz i kładzie kwiaty...
Skraj lasu przy wyjeździe z Hajnówki w stronę Kleszczel kryje w sobie makabryczną tajemnicę - miejsce zbiorowego mordu, dokonanego przez sowietów.

Miejsce to upamiętnia pomnik, przy którym od czasu do czasu ktoś zapala znicz i kładzie kwiaty. Niewielu hajnowian wie, co tam w lesie się wydarzyło. Dziś, niemal równo 66 lat od tego zajścia, opowiemy czytelnikom, co kryją drzewa na Judziance.

Zaczęło się pewnej czerwcowej nocy

We wrześniu 1939 roku, gdy wkroczyła na nasze ziemie Armia Czerwona, rozpoczęła się okupacja sowiecka. Dla jednych nic się nie zmieniło, inni osiągnęli awans, jeszcze inni doświadczyli piekła. To piekło radzieckiego wyzwalania spod ucisku panów stało się także udziałem kilkunastu mieszkańców Siemiatycz i okolic. Dla nich wszystko zaczęło się 20 czerwca w nocy, gdy do drzwi ich mieszkań zastukało NKWD. Aresztowanych zabierano furmankami i wieziono na dworzec kolejowy w Siemiatyczach. Tak jak przy wcześniejszych wywózkach, na stacji oczekiwał już długi skład bydlęcych wagonów. Po załadowaniu zesłańców sowieci przeszli przez cały skład z listą w ręku i kolejno z każdego wagonu wywoływali Polaków po nazwiskach. Ci, których wyczytano, zmuszeni zostali do wejścia na ciężarówkę. Po odczytaniu całej listy samochód ruszył...

W drodze do Hajnówki

"Uratowanych" od wywózki zawieziono prosto do aresztu w Siemiatyczach. Tam zastał ich ranek 21 czerwca. Dzień ataku Niemiec na dotychczasowego sojusznika. Rosjanie nerwowo i bezładnie biegali po ulicach. Jednak w tym pośpiechu nie zapomnieli o wrogach ludu zamkniętych w areszcie. Jedyny ocalały w czasie późniejszej egzekucji, Jan Krasowski wspomina, że Sowieci nie mieli nawet kluczy do ich celi i drzwi musieli wyważyć. On sam schował się pod pryczą i nie został zabrany z resztą Polaków. Po odejściu Rosjan pomyślał jednak, że popełnił błąd - wyszedł z celi, odnalazł swoich towarzyszy i ku zdziwieniu oprawców - dołączył do nich. Wszyscy wyruszyli pieszo w kierunku Hajnówki. Do granic miasteczka dotarli 23 czerwca około godziny 17. Tu także, na skraju drogi, zatrzymali się na odpoczynek. Jak wspomina jeden z mieszkańców " popołudniem na skraju Judzianki zatrzymała się grupa ludzi i eskortujący ich funkcjonariusze NKWD. Więźniami byli rolnicy z Siemiatycz i okolic. Kazano im wejść do lasu za rów przy drodze i usiąść na ziemi twarzami do siebie. Ci ludzie prosili nas o wodę, ale Sowieci nie pozwolili dać im pić...
Rozkaz " Rozstrzelać!"

"Więźniowie - wspomina Krasowski - jakiś czas czekali na powrót dowódcy NKWD, który pojechał do miasta po rozkazy. Kiedy wrócił, nakazał eskorcie otoczyć siedzących ludzi i rozstrzelać ich. Po sprawdzeniu, czy w Hajnówce nie ma przypadkiem już Niemców, konwojenci zebrali się na naradę. Widać było wśród nich wielkie poruszenie. Nie było wątpliwośći - będą rozstrzeliwać. Pierwszą ósemkę odprowadzają w głąb lasu, nakazują klękać. Ja zacząłem się modlić, strzały, padam na ziemię, nie ruszam się, kątem oka widzę, jak enkawudzista kopnięciem sprawdza, czy ktoś jeszcze żyje. Pozostali na odgłos strzałów próbowali uciekać - tych zastrzelono z broni maszynowej."

Po pewnym czasie Jan Krasowski podniósł się i zobaczył wkoło zwłoki swoich towarzyszy, jeden z nich jeszcze żył. Gdy Krasowski chciał mu pomóc z lasu wyszedł Rosjanin. Jego zaskoczenie na widok kogoś żywego było tak wielkie, że Jan Krasowski zdołał w tym momencie rzucić się do ucieczki. Udało mu się. Całą noc spędził w lesie, dopiero rano następnego dnia dotarł do znajdującego się niedaleko Poryjewa. Tam jeden z gospodarzy udzielił mu pomocy. Po dwóch dniach cudem ocalony rolnik odwieziony został do szpitala w Hajnówce. Tam odzyskał siły i powrócił do rodzinnej miejscowości

Trzy dni po masakrze, już na polecenie władz niemieckich, okoliczni mieszkańcy pogrzebali ciała pomordowanych. Cztery miesiące później za zgodą Niemców i przy ich pomocy Maria Tołwińska - krewna zabitych, dokonała ekshumacji. Wydobyte ciała pochowano na cmentarzu w Siemiatyczach.

Jan Krasowski jest jedyną osobą, która wówczas uratowała się i dzięki niemu znamy szczegóły dotyczące tej egzekucji. Do dziś jednak nie wiadomo, dlaczego ludzie ci zostali odłączeni z transportu na Syberię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny