Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ona tańczy dla mnie - Weekend: Nie jestem królem kiczu (zdjęcia)

Agata Masalska [email protected]
Radosław "Lis" Liszewski z zespołu Weekend (na zdjęciu w środku)
Radosław "Lis" Liszewski z zespołu Weekend (na zdjęciu w środku) YouTube
Robię w densie, ale nie śpiewam banałów - mówi Radosław "Lis" Liszewski, sejnianin i lider grupy Weekend. - Przekazuję ludziom to, jak postrzegam świat. A nurt? Jest równie dobry, jak każdy inny. Jedni słuchają rocka, inni disco polo. Tych ostatnich jest coraz więcej. Można powiedzieć, że miliony. Czy tylu ludzi ma zły gust?

Jeszcze kilka lat temu nosiło go, gdy słyszał, że discopolowcy, to buraki, że wychodzą na scenę i robią wiochę. Dał temu odpór w piosence: Tera mnie to wali, bo jestem na fali. - Choć jeszcze wtedy nie byłem - przyznaje wokalista.

Dziś to zupełnie co innego. Utwór "Ona tańczy dla mnie" sięgnął po miano najpopularniejszego polskiego klipu na YouTubie. Wystarczyło parę miesięcy, by miał ponad 36 milionów wejść. Dziś zmienił się też sam wokalista. Nie chce walczyć z przeciwnikami rytmów disco polo.

- Myślę, że ataki biorą się z zawiści, a tej trudno stawić opór - ucina pytania. - Ludzie słuchają różnej muzyki. To kwestia gustu, a o nim się nie dyskutuje.

Na czym polega fenomen hitu?

- Sam nie wiem - nie ukrywa Liszewski. - Piosenka, jak każda inna. Pewnie niebawem się osłucha. Co ma początek, ma też koniec. Ale tak to już w życiu jest.
Póki co, nie myśli o tym. Śpiewa bo sprawia mu to wielką frajdę. A przy okazji zarabia na życie.

Zaczynał od rocka

Radosław Liszewski, dla przyjaciół - jak mówi - wciąż Radek, pochodzi z Sejn.

- Skąd u mnie takie zacięcie muzyczne, nie wiem - przyznaje. - Chyba odziedziczyłem talent po babci. Miała piękny głos, śpiewała w kościelnym chórze.
On grał prawie od kołyski.

- Ot, tłukłem garnki matce - śmieje się. - W końcu rodzice mieli tego dosyć i gdy skończyłem dziewięć lat kupili mi pierwszy, mój wymarzony instrument.

To była perkusja. Wziął też trochę prywatnych lekcji. Niewiele, bo rodzice nie należeli do ludzi zbyt zamożnych. Na korepetycje, czy kształcenie syna w prywatnych uczelniach stać ich nie było. - W szkole średniej poznałem człowieka, który miał kopa na punkcie gitary - wspomina lider zespołu. - Postanowiliśmy połączyć siły i tak powstał zespół o ciężkim, rockowym brzmieniu.

Chłopaki rwali struny w miejscowym ośrodku kultury, na szkolnych akademiach, czasem na młodzieżowych imprezach. Podczas jednej z nich Radka usłyszeli goście z kapeli weselnej. Spodobało im się głos, zaproponowali współpracę.

- O dalszym moim losie też zrządził przypadek - nie ukrywa.

Na którymś z koncertów spotkał bowiem swojego przyszłego menagera. Dzięki niemu wkręcił się na wielką galę disco polo w Bondarach. Na widowni były tysiące ludzi. A wśród nich właściciele dyskotek z całego kraju. Liszewski wyszedł na scenę z duszą na ramieniu, a później po prostu zrobił swoje.

- Chyba się spodobało - śmieje się.

Posypały się oferty. Zaczął grać na dyskotekach. I tak rozpoczęła się wielka przygoda z disco polo. Porzucił dla niej nawet naukę.

- Pewnie gdybym ukończył jakąś muzyczną szkołę, byłbym dzisiaj o wiele dalej - zauważa. - Ale tak się nie stało, a czasu nie da się cofnąć.

Banały? Nie chce tego

Trzynaście lat temu założył zespół Weekend. Sekcję taneczną w tej grupie tworzą Adam Łozowski i Paweł Nietupski. Obaj mieszkają w Grajewie, ale to nikomu nie przeszkadza.
--Wszystkie drogi do pubów, gdzie występujemy prowadzą przez to miasto - żartuje Liszewski. - Zgarniam więc chłopaków do auta i ruszamy w trasy.

Skąd nazwa zespołu, nie wiadomo. Może dlatego, że grupa występowała głównie podczas weekendów.

- Właściwie sam robię wszystko. Piszę teksty piosenek, komponuję i śpiewam - wylicza.
Inspiracje czerpie z życia. Jak mówi, tworzy bohatera i jego historię, którą później opowiada na scenie. Nie jest zmyślona.

- Przekazuję cząstkę siebie, swoich poglądów na życie, na otaczającą rzeczywistość - wyjaśnia. - Nie piszę banałów, nie tworzę na potrzeby komercji.

I chwali się, że napisanie piosenki zajmuje mu najwyżej kilkanaście minut.

- To musi być prawdziwy przekaz, z serca płynący. Inaczej nie miałby sensu - tłumaczy.
Takich przekazów ma na swoim koncie już kilkadziesiąt. Jedne słuchają się lepiej, inne mniej. Budzą zachwyt, albo kontrowersje. Np. dzięki piosence "Tera mnie to wali" został zaproszony do telewizyjnego programu Szymona Majewskiego. - To było wielkie przeżycie - przyznaje. - Promocja też.

Kilka lat temu wylansował utwór "Za miłość mą", później "Jesteś zajebista". Ale największą popularność przyniosła oczywiście "Ona tańczy dla mnie".

To jest hit!

"Ja uwielbiam ją. Ona tu jest i tańczy dla mnie. Bo dobrze wie, że kocham ją i w sercu schowam na dnie" - jak to się stało, że tego utworu słuchają miliony, autor nie wie. Tekst pisał tak, jak pozostałe. Szybko.

Gdy skomponował muzykę, wrzucił piosenkę na YouTube. Następnego dnia zauważył, że było kilka tysięcy wejść. Uznał, że trzeba zrobić teledysk.

- To wszystko odbywało się bardzo spontanicznie - opowiada. - Tak się złożyło, że byłem w gdańskim klubie na koncercie. W przerwie koncertu rozmawiałem z barmankami - Olą i Lolą. Opowiadałem im o powodzeniu piosenki i o potrzebie zrobienia klipu. A wtedy one zapytały, czy nie mogłyby w nim wystąpić. Pomyślałem, właściwie, czemu nie. Główną rolę gra Ola. To ta czarna. Lola jest na drugim planie.

Dalej poszło jak z płatka. Na Facebooku zachęcił dziewczęta, by zgłosiły się te, które chcą wystąpić w teledysku. Otrzymał kilkadziesiąt ofert. Wybrał najlepsze, tak przynajmniej się zdawało. Dziś utwór bije rekordy, a wokalista nie wyrabia się na zakrętach.
- Koncert goni koncert - przyznaje. - Ale mnie to akurat cieszy.

Tylko w grudniu grał prawie czterdzieści razy. Koncertował też w Wielkiej Brytanii. Przed Polonią śpiewał z zaciśniętym gardłem. Ze wzruszenia. W tym roku ma już wszystkie zajęte terminy.

- W lutym wylatujemy do USA - opowiada. - Będę tam dwanaście dni i dam dwanaście koncertów. A kto wie, może i więcej.

W marcu szykuje się wyjazd do Niemiec. Później kolejne koncerty w kraju.
- Ten rok zapowiada się bardzo pracowicie - mówi.

Trzeba mieć marzenia

Liszewski osiadł Sejnach, mieście nad Marychą na stałe. Zna tu każdy kąt i, jak mówi, to mu pasuje. Poza tym, chce udowodnić, że karierę można robić z każdego miejsca na ziemi.

- Trzeba tylko mieć marzenia - uważa.
Wokalista żartuje, że już czuje się spełnionym. Zbudował bowiem dom, zasadził drzewo i spłodził syna. A właściwie dwóch. Starszy, Norbert będzie świętował w tym roku swoje osiemnaste urodziny. Nie wstydzi się ojca, choć słucha rocka. Póki co, nie pociąga go scena. Swoją przyszłość wiąże raczej z informatyką. Kuba natomiast jest fanem hip-hop-u. Chciałby być piłkarzem.

Żona Dorota też pochodzi z Sejn. Poznali się ponad dwadzieścia lat temu, przypadkiem. Liszewski smalił cholewki do jej siostry. Później dostrzegł Dorotę. Dziś nie wyobraża sobie życia bez niej. Jest fryzjerką z wykształcenia, ale obecnie pracuje w przedszkolu, a dla "Lisa" jest najlepszym, muzycznym krytykiem. Choć nie śpiewa.
- Wystarczy, że ja robię to bez przerwy - śmieje się.

Czasem ma dość ciągłego życia na walizkach. Kolegom tłumaczy, że nie raz wolałby nosić cegły na budowie, niż jechać na drugi koniec Polski, by zagrać w pubie. Chciałby zrobić sobie przerwę, więcej czasu poświęcić rodzinie. Z drugiej strony wie, że w tym biznesie tak się nie da.

- Kogo nie widać, ten wypada z gry - mówi. - A ja mam jeszcze wiele planów.
Zespół Weekend nagrał już pięć albumów. Ostatni, wydany w październiku ubiegłego roku "Ona tańczy dla mnie" za miesiąc, czyli od połowy lutego będzie dostępny w Empiku.
- Dla mnie to ogromne wyróżnienie, że płyta trafi pomiędzy te, nagrane przez gwiazdy światowego formatu - dodaje Radosław Liszewski. - Nie czuję się gwiazdorem. Nie próbuję nosić tyłka wyżej niż podskoczę.

W maju kończy 37 lat. Ale wiek, jak mówi, niczego nie przesądza.
- Będę śpiewał dopóty, dopóki ludzie zechcą mnie słuchać - zapowiada.
W ładnym, zbudowanym w pobliżu lasu domu, urządził prywatne studio. Spędza w nim każdą wolną chwilę. Tyle, że jest ich niewiele. Tak więc o nagrywaniu nowych utworów, póki co, nie może być mowy. Choć po głowie chodzą mu różne pomysły. Nie zamierza jednak zmieniać nurtu.

- Nie czuję się królem kiczu - mówi lider Weekendu. - Lubię densowy bit, jest przyjemny. A jak komuś się nie podoba, niech go nie słucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny