Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ona jest z Polski, on z Egiptu. Oboje żyją w Australii

Jacek Chlewicki [email protected]
Historia znajomości białostoczanki i Egipcjanina z Australii mogłaby być  inspiracją scenariusza filmowego romansu
Historia znajomości białostoczanki i Egipcjanina z Australii mogłaby być inspiracją scenariusza filmowego romansu Archiiwum prywatne
Ona białostoczanka, on jest Koptem i urodził się w Egipcie. Już po drugim spotkaniu postanowili, że chcą ze sobą spędzić resztą życia. Ale ani w Polsce, ani w Egipcie, tylko w Australii.

Poznali się podczas gry w internecie, w której każdy z graczy ma swojego awatara, czyli odpowiednika w wirtualnym świecie. - Zobaczyłam w tej grze zabłąkaną duszę, która potrzebowała pomocy - wspomina Marta. - Pomogłam i ubiłam wielkiego obrzydliwego potwora. W okienku czatu pojawiło się podziękowanie.

Następnym etapem ich znajomości był Facebook i Skype. Rozmawiali przez kolejne dwa tygodnie, godzinami. Ona biegiem wracała z pracy, aby tylko szybciej go zobaczyć. - Już po dwóch tygodniach On oświadczył, że przyjedzie do Polski, bo musi mnie zobaczyć - wspomina Marta.

Trudna decyzja

Oboje znajdowali się na zakręcie. On był w Australii od 3 lat, zamierzał wrócić do Egiptu. Ona parę miesięcy wcześniej zakończyła nieudany związek. Oboje grali w internecie dla zabicia czasu.

Marta ma 25 lat. Energiczna, ale i marzycielka, uwielbia pisać. Redaguje bloga i pracuje nad książką. Nick, o 6 lat starszy, urodził się w Egipcie. Jest chrześcijaninem, wyznawcą kościoła koptyjskiego.

Marta jednak nie ukrywa, że bała się związku z Nickiem. Rodzina i znajomi ostrzegali ją, że robię głupotę, nie zna go, on na pewno ma parę żon.

Nick miał też problemy. W Egipcie dominuje islam. Koptów w tym kraju jest zaledwie 5-8 proc. Wstępują w związki małżeńskie z wyznawcami tej samej religii. Dzięki temu ta niezwykła kultura może przetrwać. - Nie znam nikogo, kto podjąłby decyzję sprzeczną z wolą rodziców - wyjaśnia Nick. - Małżeństwa aranżowane są oparte na oddaniu, przywiązaniu i zaufaniu, a nie na ulotnych emocjach.

Związek Nicka z dziewczyną z zupełnie innego świata, był dla jego rodziców nie do zaakceptowania. Musiał przeciwstawić się tradycji oraz woli ojca i matki.

- Kiedy powiedziałem rodzicom, że poznałem dziewczynę i myślę o niej poważnie, tylko pokiwali z niedowierzaniem głowami. Mama pokazała mi zdjęcia dwóch kandydatek, które poznała w kościele.

Nick wypracował całą taktykę, w jaki sposób ma reagować, gdy rodzice poruszają temat małżeństwa. Koptyjska tradycja nie dopuszcza rozwodów. Kopt, którego opuści żona, do końca życia pozostaje sam, dlatego przy wyborze małżonki bardzo ważne jest to, aby była wychowana w tej samej kulturze.

- Gdyby Marta kiedykolwiek odeszła, zostałbym sam do końca życia - dodaje Nick. - Rodzice mieli prawo się martwić.

Koptom trudno się żyje w Egipcie. Dlatego Nick kilka lat temu zdecydował się wyjechać z kraju. Jako wykształcony farmaceuta miał pewność, że znajdzie dobrą pracę. Wybrał Australię. To tam, grając w internecie, poznał Martę.

- Przed wyjazdem do Australii zaaranżowano spotkanie z rodzicami dziewczyny, która miała zostać moją żoną. Nie chciałem tego, wolałem sam wybrać sobie żonę - mówi. - Postanowiłem sobie za punkt honoru, zrobienie jak najgorszego wrażenia. Zamiast pierścionka kupiłem ciasto. Na pytanie, co mogę zaoferować ich córce odpowiedziałem, że nic.

Ślub jak z bajki

Przed pierwszym spotkaniem mieli wiele obaw. Kultura koptyjska nie pozwala na jakikolwiek bliższy kontakt mężczyzny z kobietą. Nie można się nawet trzymać się rękę. Przyzwolenie na drobne czułości ma się dopiero po zaręczynach.

- Na lotnisku dygotałam jak osika. Zobaczyłam go z daleka. Zamarłam, spuściłam głowę i się poryczałam. On bez słów mnie przytulił. W tym momencie zrozumieliśmy, że wszystko będzie dobrze - nie było już Polki i Egipcjanina.

Nick był w Polsce miesiąc. Pół roku później Marta pojechała do Australii. Gdy mieszkali razem, Nick ukrywał przed rodzicami, że jest z Martą. Mówił, ze spotykają się tylko w weekendy.

Marta nie mogła jednak długo patrzeć na to, jakim ciężarem dla Nicka jest życie w tajemnicy. Zaryzykowali i wzięli ślub, z którym wiąże się kolejna niesamowita historia. Marta zawsze marzyła o białej sukni i wielkim polskim weselu. Ostatecznie było trochę inaczej. Od swojego domu do najbliższej koptyjskiej parafii mieli 1000 km. Ślub miał być skromny - tylko Marta, Nick i ksiądz. Oboje myśleli, że po ceremonii ślubnej wrócą spokojnie do domu. Trafili jednak na księdza, który miał inny pomysł.

Parafianie sami zorganizowali całe wesele. Marta kupiła tylko suknię ślubną, którą znalazła na eBay-u. Przez te kilka dni dzielących ją od ślubu poznawała "dziewczynki od kwiatów", wybierała dekoracje, tort, menu na przyjęcie i muzykę. Brakowało tylko rodziny. Nikt z Polski i Egiptu nie zjawił się na ślubie.

- Zorganizowano nam fotografa, kamerzystę, kucharki, pożyczono samochód od któregoś z parafian. Wszystko za darmo lub z funduszy kościoła. Czułam się jak w bajce.

Krzyczy po polsku

Historia Marty i Nicka może być inspiracją dla związków, w których jest pełno obaw i wątpliwości dotyczących odległości i różnicy charakterów.

- Jestem głośna, energiczna, wybuchowa, towarzyska, gadatliwa - wylicza różnice Marta. - Nick jest introwertykiem. Kiedy ja chcę iść potańczyć, on woli poleżeć. Kiedy zaczynam histeryzować, on mnie stopuje. Myślę, że tu tkwi siła naszego związku. Zaczynam kłótnię po angielsku, a kończę krzyczeć po polsku.

Żyją już w Australii 1,5 roku. Przez ten czas dużo podróżowali. Widzieli wieloryby, głaskali kangury, karmili dzikie papugi, uciekali od wielkich pająków, oglądali najbardziej jadowite węże na świecie.

"Białystok podoba się"

Rodzice Nicka zaakceptowali i polubili wybrankę swojego syna. Z pobytu w Egipcie Marta najbardziej zapamiętała wszechobecny piasek i prażące słońce. Poznała także swoja nowa, bardzo liczna egipska rodzinę. Przywiozła z tego wyjazdu masę zdjęć. Niedawno małżeństwo było też w Białymstoku.

- Czasami myślę, że teraz moja rodzina lubi mojego męża bardziej niż mnie - znowu śmieje się Marta.

Kiedy pytam Nicka, czy podoba mu się w Białymstoku to z uśmiechem na twarzy odpowiada po polsku, że "bardzo podoba się". Podobają mu się lasy i wszechobecna zieleń. Podczas ostatniego pobytu zrobił mnóstwo zdjęć Rynku Kościuszki. Był też w Giżycku. Podoba mu się polska kultura i architektura.

Zapytałem Martę skąd w niej tyle odwagi i siły. Okazuje się, że wyjechała nie dlatego, że była szalona, tylko dlatego, że czuła, że tak trzeba.

- Miałam świetną pracę, mieszkanie, rodzinę, żyło mi się fajnie, a jednak czułam, że czegoś mi brakuje. Postawiłam wszystko na jedną kartę. I teraz jestem szczęśliwa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny