Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Omilianowie. Piłsudski w rodzinie - kłopoty w urzędach

Jacek Wolski [email protected]
– Zawsze byliśmy dumni, że nasza krewna została żoną tak wybitnego Polaka – mówią Helena i Wacław Omilianowie. – Ale dla współczesnych urzędników to wciąż powód, by naszą rodzinę gnębić.
– Zawsze byliśmy dumni, że nasza krewna została żoną tak wybitnego Polaka – mówią Helena i Wacław Omilianowie. – Ale dla współczesnych urzędników to wciąż powód, by naszą rodzinę gnębić. Tomasz Kubaszewski
Państwo Omilianowie z Suwałk od lat walczą o odzyskanie swojego mienia lub o rekompensatę za te grunty, których zwrot jest już niemożliwy.

O swoje musieli toczyć i wciąż toczą ciężkie boje. - Niby ta komuna dawno się skończyła, ale niektóre obyczaje pozostały - opowiadają. - Niektórzy wciąż traktują nas jak jakichś najgorszych wrogów. Jakby piętno rodziny marszałka Piłsudskiego wciąż się nad nami unosiło.

Wojewoda podlaski uznał właśnie, że ich prawo do kilkusetmetrowej działki, na której swego czasu zainstalowano wodociąg, nie podlega żadnej dyskusji. Tylko, że potrzeba było na to aż siedmiu lat.

Rachunki wciąż wyrównane nie zostały. Niedługo może się nawet okazać, że część terenu, na którym od lat w Suwałkach znajduje się stadion, też miejską własnością nie jest.
- O swoje będziemy walczyć aż do skutku - zapowiadają państwo Omilijanowie.

Złoił Ruskim skórę

Ciotka Heleny Omilian - Aleksandra Szczerbińska była drugą żoną Józefa Piłsudskiego. Szczerbińska urodziła się w Suwałkach w 1882 roku. Tutaj skończyła też gimnazjum. Potem z miasta wyjechała. Działała w Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Polskiej Organizacji Wojskowej. To tam poznała Józefa Piłsudskiego. W 1918 roku doczekali się pierwszej córki - Wandy, a dwa lat później kolejnej - Jadwigi. Ślubu jednak nie mieli, bo na rozwód nie chciała zgodzić się pierwsza żona Marszałka. Związek sformalizowali ostatecznie dopiero w 1921 roku, gdy pierwsza żona zmarła.

Z rodzinnym miastem pani Piłsudska utrzymywała regularne kontakty. Między innymi wspierała miejscową oświatę. W 1935 roku przyznano jej tytuł Honorowego Obywatela Suwałk.

Po wybuchu II wojny światowej wyjechała do Anglii. Tam umarła w 1963 roku.
Jan Szczerbiński, ojciec Heleny Omilian, był stryjecznym bratem Aleksandry. Dysponował w Suwałkach sporym majątkiem. Przed wojną należało do niego kilkanaście hektarów ziemi. Gdy zmarł, w 1952 roku majątek został rozdzielony między czworo jego dzieci.

- Sądowej decyzji strzegliśmy, jak jakiejś relikwii - opowiada Helena Omilian. - Niektórzy dokument przechowywali nawet w zakopanej w ziemi butelce.

Czasy stalinowskie, delikatnie rzecz ujmując, nie sprzyjały temu, by przyznawać się do koligacji z Józefem Piłsudskim.

- Komuniści wręcz go nienawidzili, bo w 1920 roku złoił Ruskim skórę - mówi Helena Omilian.

W domu co pewien czas ubecy przeprowadzali rewizje. Nigdy nie mówili, czego szukają. Na szczęście, nikogo nie zatrzymywali.

- Pewnie byłoby gorzej, gdyby w naszą rodzinę nie wżenił się pewien partyjny aktywista - wspomina Halina Omilian. - To było coś na kształt parasola ochronnego.

O tym, żeby upomnieć się o nieruchomości pozostawione przez Jana Szczerbińskiego, nikt nawet nie śmiał w tamtych czasach marzyć. Władze dysponowały tym, jak swoim. Z jednej dużej działki rodzinę po prostu wywłaszczyły bez żadnego odszkodowania. Dwie kolejne po prostu sobie przywłaszczyły.

Byli sekretarze partii wciąż zasiadają we władzach

Ale komunizm się skończył. Aleksandra Szczerbińska-Piłsudska znowu mogła stać się patronką najstarszej w Suwałkach szkoły. Przywrócono ją także do grona honorowych obywateli miasta. Przestali natomiast nimi być sowieccy żołnierze, którzy do takiej godności zostali wyniesieni najprawdopodobniej za udział w obławie augustowskiej.

- Wydawało się, że w tych nowych czasach swoje szybko odzyskamy - opowiada Wacław Omilian, mąż Heleny, a zarazem pełnomocnik całej rodziny w staraniach o odzyskanie suwalskich nieruchomości. - A tu się okazało, że nic się praktycznie nie zmieniło.

Choć potomkowie Jana Szczerbińskiego powyciągali z butelek stare dokumenty, urzędnikom demokratycznej Polski to nie wystarczyło. Bo wytworzone przez komunistyczne władze papiery traktowali jak świętość.

- Lepiej nie mówić, ile ja łez w urzędach tej naszej niepodległej w końcu Polski wylałam - wspomina Helena Omilian.

Już za demokracji jedna z największych działek należących do rodziny została nieodpłatnie przekazana przez suwalskie władze pewnej dużej firmie. Na innej powstał wodociąg. Prawowitych właścicieli o zgodę nikt rzecz jasna nie pytał.

Spadkobiercy Jana Szczerbińskiego przypuszczają, że spore znaczenie miało w tym przypadku to, że w Suwałkach po 1990 roku niewiele się w gruncie rzeczy zmieniło. Za wyjątkiem pierwszych czterech lat polskiej demokracji, miastem rządziły i rządzą formacje wywodzące się z PRL. W najważniejszych władzach zasiadają byli aktywiści PZPR, z partyjnymi sekretarzami włącznie.
Chcieli załatwić polubownie

Rodzina prawdopodobnie nigdy swojego by nie odzyskała, gdyby nie upór Wacława Omiliana. Dokumentów potwierdzających prawa do poszczególnych nieruchomości szukał wszędzie, gdzie się dało. Dotarł nawet do ministerstwa budownictwa w Warszawie.

Dokumenty z czasów PRL wciąż miały poufny charakter. Omilianowie mogli skorzystać z nich jedynie na miejscu. Nie było mowy o wypożyczeniu i skserowaniu. Wszystko mogli jedynie sfilmować i to w asyście ochroniarzy.

W 2005 roku z kompletną dokumentacją zapisali się na wizytę do ówczesnego prezydenta Suwałk.

- Chcieliśmy sprawę załatwić polubownie - opowiadają. - Ponieważ przez te wszystkie lata z naszymi nieruchomościami działy się różne rzeczy, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że fizyczny zwrot może okazać się niemożliwy. Natomiast powinniśmy otrzymać odszkodowanie. Jego wysokość była do ustalenia. Bóg wie jakich pieniędzy jednak nie oczekiwaliśmy.

Ale prezydent wezwał swoich urzędników, a ci stwierdzili, że spadkobiercom Szczerbińskiego nic się nie należy.

Mijały kolejne lata. Wnioski krążyły z jednego urzędu do drugiego - z Suwałk do Białegostoku, z Białegostoku do Warszawy, z Warszawy z powrotem do Suwałk. Sprawą zajmowały się też różne sądy.

Udało się na przykład ustalić ponad wszelką wątpliwość, że licząca około 10 hektarów działka musi do rodziny wrócić. Bo nie został osiągnięty cel, na jaki zostali w czasach PRL wywłaszczeni. Na podstawie tego samego przepisu w demokratycznej Polsce zwracano wiele nieruchomości, albo ich właściciele otrzymywali odszkodowania. W przypadku rodziny Marszałka wymagało to jednak bardzo długiej walki. I choć decyzja dawno już zapadła, sprawa wciąż nie doczekała się finału. Bo zaproponowana za potężną działkę suma odszkodowania była żenująco niska.

W tej kwestii po raz kolejny ma się wypowiedzieć odpowiedni minister. Już wiele miesięcy temu zaplanował, że uczyni to w przyszłym roku.

- Gdybyśmy rozliczali poszczególne urzędy za niedotrzymywanie ustawowych terminów, to z sądu byśmy nie wychodzili - zauważa Wacław Omilian.

Ze stadionem skończy się podobnie?

W końcu listopada wojewoda podlaski zamknął inną ze spraw. Uznał, że kilkusetmetrowa działka, znajdująca się niedaleko stadionu Wigier, zawsze była własnością rodziny. Nieruchomość ta została skomunalizowana jeszcze przez wojewodę suwalskiego. Nie mógł jednak tego zrobić, bo nie były to grunty państwowe. Od chwili podziału spadku w 1952 roku należały do rodziny Jana Szczerbińskiego. Tym bardziej, w 2009 roku, suwalskie władze nie mogły przez ten teren, bez wiedzy i zgody prawowitych właścicieli, poprowadzić wodociągu.

- Oczywiste jest, że teraz trzeba od nas tę nieruchomość wykupić i w dodatku zapłacić odszkodowanie za bezumowne zajęcie gruntu - mówi Wacław Omilian. - A przecież, gdyby siedem lat temu prezydent nas posłuchał, podatnicy nie musieliby dzisiaj składać się na odszkodowanie.

Niedaleko tej działki znajduje się kolejna - znacznie większa. Leży na niej część stadionu Wigier. Tego urzędnicy bronią jak niepodległości. Po pierwsze dlatego, że działka ma dużą wartość, więc duże pieniądze do zwrotu wchodziłyby w grę, a po drugie - istnieje obawa, że trzeba by oddawać unijną dotację. Suwalskie władze otrzymały tę ostatnią na gruntowną modernizację stadionu. Cała inwestycja kosztowała ponad 21 mln zł. Połowę tej kwoty dała Unia Europejska. A ta bardzo pilnuje, by w takich przypadkach wszelkie kwestie własnościowe zapięte były na ostatni guzik. Jeżeli okaże się, że tak nie jest, dotację trzeba zwracać.

- Jestem przekonany, że ta historia skończy się prędzej czy później jak z pobliską działką, przez którą puszczono wodociąg - twierdzi Wacław Omilian. - Im dłużej urzędnicy będą się upierali, tym odszkodowanie będzie wyższe.

Pozbawili całego majątku

A urzędnicy wiedzą swoje. Po ostatniej decyzji wojewody wymyślili, że rodzinie coś tam zaproponują suwalskie Wodociągi.

- Jeśli jednak nie dojdzie do porozumienia, to ci państwo będą musieli dochodzić swoich roszczeń na drodze sądowej - zastrzega rzecznik prasowy miejskiego urzędu.

- Czyli kombinują dalej - komentuje Helena Omilian. - A skąd my mamy brać pieniądze na wpisy sądowe? Owszem, Jan Szczerbiński był przed wojną bogatym człowiekiem. Ale komuna to wszystko zabrała. Żyjemy bardzo skromnie. Nie stać nas na prawników ani opłacanie kosztów sądowych postępowań.

Z tego, że Aleksandra została żoną jednego z najwybitniejszych Polaków, cała rodzina zawsze była dumna. - Ale nie ma co kryć, że tylko problemy z tego mieliśmy - zauważają.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny