Marcelinka Podlaska już od wtorku jest z rodzicami w Nowym Jorku. Tylko tam lekarze są w stanie tak przeprowadzić operację usunięcia raka gałki ocznej, by uratować oko dziewczynki. Potrzebne pieniądze, 1,5 mln zł, udało się zebrać w zaledwie 10 dni. Wielka w tym zasługa kilkorga białostoczan.
- Zadziała się magia! Ludzie mają wielkie serca - nie ma wątpliwości Stefan Sochoń, jeden z Podlaskich Aniołów Marcelinki - bo tak swoją grupę nazwali białostoczanie.
To właśnie Stefana poprosił o pomoc Radek Podlaski, tata Marcelinki. - Sam jestem ojcem. Zdrowie mojego dziecka jest dla mnie najważniejsze. Wiedziałem więc, co czują rodzice Marceliny - mówi. Natychmiast zadzwonił do przyjaciół m.in. Wojtka Kulikowskiego, Agnieszki Klim, Sylwii Rudnickiej, Mirka Rybałowskiego, Bartka Bira. - Wiedziałem, że są to społecznicy. Ludzie, którzy nigdy nie odmawiają pomocy - podkreśla. Nie mylił się.
Najpierw założyli specjalny profil i rozpropagowali akcję na Facebooku. - Duże czarne oczy Marcelinki poruszyły serca ludzi - uśmiecha się Stefan Sochoń. Codziennie konto Marcelinki powiększało się o 100 tys. zł.
A oni w tym czasie działali dalej. Postanowili, że zorganizują charytatywny koncert. Kilka dni non-stop w biegu, przy telefonie, laptopie. Spali po dwie godziny na dobę, albo po prostu wracali do domu tylko po to, by wziąć prysznic i ruszyć do swoich codziennych obowiązków. Sztab urządzili w atelier fryzjerskim Sylwii Rudnickiej. - Co chwilę ktoś przychodził i przynosił nowe rzeczy - opowiada Sylwia Rudnicka.
Zostały zlicytowane podczas koncertu w Atrium Biała. Dochód z tej niedzielnej imprezy - ponad 100 tysięcy złotych.
Pod wrażeniem akcji są nie tylko sami organizatorzy. Ci, którzy mają już w tym doświadczenie, przyznają, że kilka dni na zebranie tak wielkiej kwoty i zorganizowanie takiego wydarzenia to naprawdę imponująca sprawa. - To fajnie, że udało się tak szybko tak bardzo pomóc - mówi Adam Wróbel, wieloletni szef białostockiego sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I mówi, że białostoczanie są bardzo chętni do pomocy.
- Może dlatego, że widzimy, jak te nasze datki później przekładają się na rzeczywistość. Widzimy, że ta kasa bezpośrednio pomaga - mówi nam.
- Jedną akcję przygotowujemy zwykle przez kilka miesięcy - mówi Bogumiła Maleszewska z białostockiej Caritas. Przyznaje, że łatwiej się zbiera pieniądze na konkretny cel, na konkretną osobę. - Ludzie bardziej się mobilizują do pomagania, gdy chodzi o walkę z czasem, gdy jest go mało, gdy pomóc trzeba już, teraz - dodaje. - Wtedy wpłacają najwięcej pieniędzy.
- To ważne, by akcję pomagania sprowadzić na taki ludzki, przyjacielski poziom. Tym ludziom się to udało - komentuje dr Bartosz Kuźniarz, socjolog z UwB. - Bo nie mamy żadnego zaufania do instytucji państwowych. Ale jeżeli jakaś sprawa zostaje sprowadzona na indywidualny, prawie intymny poziom, to ludzie są bardziej skłonni, żeby pomagać.
W dobroć ludzi wierzą również Podlascy Aniołowie Marceliny. I dalej chcą pomagać. Jeszcze w środę byli przekonani, że założą swoją fundację, by organizować podobne akcje dla innych potrzebujących dzieci. - Specjalista wytłumaczył nam, na czym polega prowadzenie fundacji. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, na co chcemy się porwać - uśmiecha się Stefan Sochoń.
Fundacji na razie nie zakładają, ale serca nadal mają wielkie. - Będziemy pomagać - mówi Stefan Sochoń.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?