Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Edward Konkol - kapłan w sandałach

Marta Gawina
Ojciec Edward otoczony dziećmi to codzienny widok. Najmłodsi zawsze do niego lgnęli. Już tradycją stały się wakacje w Jastarni, które dla dzieci organizuje kapłan.
Ojciec Edward otoczony dziećmi to codzienny widok. Najmłodsi zawsze do niego lgnęli. Już tradycją stały się wakacje w Jastarni, które dla dzieci organizuje kapłan. Fot. Wojciech Oksztol
Byłem narkomanem, a on mi zaufał. Przez dwa lata mieszkałem z jego najbliższą rodziną w Jastarni. Narkotyki skończyły się - wspomina Marek, teraz współpracownik ojca Edwarda Konkola.

Ojciec Edward to temat morze. Można o nim opowiadać godzinami. Wszyscy go znają, wszyscy wiedzą, że to człowiek, który naprawdę pomaga. Jak się powie w sklepie, że zakupy są dla jego stowarzyszenia Droga, to zawsze jakiś rabacik, promocja - dodaje Marek (imię zmieniliśmy).

Ojca Konkola poznał 20 lat temu. Był wtedy narkomanem. - A on bardzo młodym kapłanem, który przychodził do takich jak ja. Wyciągnął mnie z nałogu, bo mi zaufał. Teraz ja staram się pomagać - dodaje mężczyzna.

Ojciec Edward Konkol, werbista, jest kapłanem od 25 lat. W 1991 roku założył w Białymstoku Stowarzyszenie Droga. Pomoc znajdzie tu każdy. Biedny, uzależniony, samotny. Dorosły i dziecko. - W dziesiątkach tysięcy możemy liczyć naszych podopiecznych - mówi Wojciech Matysek ze stowarzyszenia. Ojca Edwarda poznał 14 lat temu.

- Jako wolontariusz prowadziłem z chłopakami zajęcia sportowe. Podszedł do mnie człowiek z brodą, wysoki, poklepał mnie po ramieniu i powiedział: fajnie że jesteś z nami - wspomina Wojciech Matysek. I dodaje, że ojciec Konkol był i jest otwarty na wszystkich ludzi. - Może dlatego dostajemy podania do stowarzyszenia, które zaczynają się od słów: piszę do Ojca Świętego Edwarda Konkola - dodaje współpracownik werbisty.

Kapłana wyróżniają też sandały. Niezależnie od pory roku zawsze ma je na nogach. - Ma też ubaw z tego powodu. Był na pogrzebie jakiejś ubogiej osoby. Podszedł do niego starszy człowiek i mówi: mam tu takie pieniążki dla księdza na buty. Bo tak się ksiądz tymi biednymi zajmuje, że pewnie na buty już nie ma - opowiada Wojciech Matysek.

Maciej Żywno, wojewoda podlaski poznał ojca Edwarda w latach 90. Jako harcerz był z nim w Jastarni. - Zawsze miał ogromny dar jednania sobie ludzi. Kazania, które głosił, zostawiały na długo ślad. Jego temperament, błysk w oczach i szalone tempo pracy zupełnie się nie zmieniły. Jeden ze współpracowników kiedyś stwierdził, że ojciec tak szybko żyje, jak jeździ samochodem i że niejednego już swojego Anioła Stróża wysłał na rentę - opowiada Maciej Żywno.

Teraz wolontariusze i pracownicy stowarzyszenia Droga zapraszają wszystkich na mszę świętą z okazji 25-lecia kapłaństwa ojca Edwarda. Nabożeństwo zostanie odprawione jutro, o godz. 15, w Krzemiennej koło Supraśla. Po mszy będzie piknik.

Wywiad z ojcem Edwardem Konkolem

To już 25 lat kapłaństwa. Jak Ojciec patrzy na ten czas?

Ojciec Edward Konkol: Szalenie szybko minęły te lata. To kilka tysięcy ludzi, których się gdzieś tam spotkało po drodze. Teraz jestem całkowicie innym człowiekiem niż kiedy startowałem. Dopiero po 25 latach kapłaństwa wydaje mi się, że wiem na czym polega kapłaństwo, jak mam pracować. Czyli wszystko dopiero rozpoczynam. Teraz się zorientowałem, gdzie tkwi istota sprawy, jak towarzyszyć człowiekowi w jego drodze do Boga. Wiem po co wezwał mnie Bóg. Najważniejsze to złapać człowieka za rękę i doprowadzić go do źródła dającego życie. Kiedy mój wujek, który też jest księdzem, obchodził 25-lecie kapłaństwa, miałem wtedy 19 lat. I pamiętam taką swoją wewnętrzną radość i myśl: jak to fajnie, że on dożył tej rocznicy.

Nigdy Ojciec nie żałował wyboru życiowej drogi?

- Miałem wzloty i upadki. Były dni, że wszystko mi nie pasowało, że było potwornie ciężko. Ale przez cały czas tak wewnętrznie czułem, że to jest to. Że na taką drogę życiową posłał mnie Bóg. Że mam swoje miejsce na ziemi - właśnie Białystok.

Jest Ojciec z nami od 24 lat. Nie żal było zostawić rodzinnej miejscowości - Jastarni?

- Jak szedłem do seminarium werbistów, to koniecznie chciałem później jechać na misje, na przykład do Nowej Gwinei. Jednak moi przełożeni postanowili zostawić mnie w Polsce. Pamiętam to przeżycie: co ja tu będę robił? I natychmiast Pan Bóg postawił przy mnie ludzi, którzy potrzebowali mojej pomocy. Na początku miałem być w Białymstoku tylko trzy lata. Jestem do tej pory. Dzięki temu, że przełożeni tak długo mnie tu trzymali, byłem w stanie zrealizować jakieś dzieło.

Chyba wszyscy wiedzą kim jest ojciec Konkol. Mówią też: kapłan od sandałów.

- Wiem, ten na boso. Do tej pory zaskakuje mnie, że ludzie mnie znają. Idę do sklepu, ktoś do mnie podchodzi, mówi Szczęść Boże. A w sandałach chodzę nie ze względu na przekonania, ale dlatego, że tak jest mi dobrze.

Czego Ojcu powinniśmy życzyć na kolejne 25 lat kapłaństwa?

- Rzeczy materialnych, pieniędzy nie potrzebuję. Ubrań co roku dostaję tyle, że zawsze je rozdaję. Nie zastanawiam się nad tym, co będę robił w przyszłości. Trzeba reagować na to, co jest tu i teraz. Moja jedyna tęsknota, którą chcę po sobie zostawić to świątynia nadziei dla dzieci opuszczonych. Dla wszystkich, bez względu na wyznanie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny