Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

OiFP. Roberto Skolmowski: Teatr to monarchia absolutna

Anna Kopeć [email protected] tel. 85 748 95 11
Roberto Skolmowski: Teatr to monarchia absolutna
Roberto Skolmowski: Teatr to monarchia absolutna Wojciech Wojtkielewicz
Tyran, który nie ma szacunku do innych, uprawiający samowolkę - tak o Roberto Skolmowskim mówią zarówno artyści jak i organizatorzy ważnych wydarzeń kulturalnych, którzy mieli okazję z nim współpracować. Dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej ma na to jedną odpowiedź: Teatr to monarchia absolutna.

Od zachwytu, wielkich obietnic i wspaniałych wizji, po obojętne, a nierzadko lekceważące i aroganckie podejście. Taki schemat relacji zdaje się być normą między Roberto Skolmowskim - dyrektorem Opery i Filharmonii Podlaskiej, a osobami, które miały z nim styczność. Jedni mówią o tym otwarcie, inni nabierają wody w usta. Wszyscy zgodnie twierdzą, że dyrektor, który kieruje najważniejszą instytucją kulturalną w regionie, to specyficzna osoba, której brakuje kultury osobistej.

Miał być koncert w Filharmonii Narodowej

23 maja orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej miała szansę wystąpić pod batutą prof. Jerzego Salwarowskiego na jednej z ważniejszych scen w Polsce, w Filharmonii Narodowej w Warszawie. To tu m.in. organizowany jest Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Pierwsze ustalenia dotyczące terminu, programu i wykonawców pojawiły się jeszcze jesienią 2011 roku. Wówczas dyrygent Salwarowski pracował w naszej operze jako doradca do spraw Wielkiej Symfoniki. I jemu właśnie Filharmonia Narodowa zaproponowała taki koncert z białostocką orkiestrą. Niestety nie wystąpią w nim nasi muzycy. Jerzy Salwarowski poprowadzi Polską Orkiestrą Radiową. Jak do tego doszło?

- Żałujemy, bo chcieliśmy posłuchać białostockiej orkiestry, która ma nowego dyrektora i ma przecież nową salę. Byliśmy ciekawi umiejętności muzyków - mówi Wojciech Nowak, zastępca dyrektora Filharmonii Narodowej. - Kiedy miało dojść do podpisania umowy, niespodziewanie dowiedzieliśmy się, że orkiestra białostocka ma inne zobowiązania i nie przyjedzie. Zaskoczyło nas to. Nie mieliśmy jednak problemu, by znaleźć zastępstwo.

Nic dziwnego, bo o występ w Filharmonii Narodowej dobijają się najlepsze zespoły. Dyrektor opery Roberto Skolmowski tłumaczy tę sytuację przygotowaniami do premiery musicalu "Upiór w operze", która odbędzie się 24 maja.

- Musieliśmy dokonać poważnych zmian w naszym repertuarze. Od stycznia wszystkie plany zostały zweryfikowane pod kątem "Upiora w operze" - mówi Roberto Skolmowski. - Przez kilka miesięcy trwały negocjacje, aby po raz pierwszy grać ten musical w teatrze repertuarowym. To sytuacja bezprecedensowa w skali światowej. Odwołaliśmy bardzo dużo ważnych wydarzeń artystycznych, ponieważ to olbrzymia produkcja, której wszystko jest podporządkowane.

Prof. Jerzy Salwarowski, który jeszcze do niedawna współpracował z Operą i Filharmonią Podlaską nie rozumie takiego tłumaczenia.

- Termin tego koncertu znany był przecież już półtora roku temu. Mając zaplanowaną datę występu, premierę musicalu można było ustalić tydzień później - mówi Jerzy Salwarowski. - Dyrektor Skolmowski cały czas usilnie dążył do tego, by orkiestra wystąpiła w Warszawie, ale nie pod moim kierownictwem. W ten sposób sprawę przeciągał aż do końca marca tego roku.
Jerzy Salwarowski, ceniony nie tylko w Polsce dyrygent i kompozytor nie ukrywa, że z Białegostoku wywiózł mnóstwo przykrych doświadczeń.

- Nasza współpraca zakończyła się w sposób dość gwałtowny. Dyrektor Skolmowski okazał się człowiekiem zupełnie pozbawionym klasy - mówi wprost Jerzy Salwarowski. - Nagminnie nie dotrzymywał warunków umowy. Zmieniał terminy występów, nie pozwalał mi wyjeżdżać na koncerty, które wcześniej miałem zaplanowane w innych miastach. Musiałem odwoływać swoje występy. Dochodziło do sytuacji, że po licznych zmianach ostatecznie nie dyrygowałem ani w Białymstoku, ani w innym mieście. W pewnym momencie dyrektor Roberto Skolmowski stwierdził, że nie nadaję się do jego drużyny.

Wtedy dyrygent podziękował za współpracę i rozwiązał umowę. Twierdzi, że nie otrzymał wypłaty za dwa ostatnie miesiące pracy w Białymstoku, ale nie zamierza walczyć o pieniądze w sądzie. - To zbyt żenujące, staram się być ponad takimi mało eleganckimi zachowaniami - komentuje prof. Salwarowski.

Roberto Skolmowski odpiera stanowczo te zarzuty: - Nie interesuje mnie co twierdzi prof. Salwarowski. Nie jest prawdą, że nie otrzymał wynagrodzenia. Rozstaliśmy się jakoś na początku lutego. Wiązała nas umowa cywilno-prawna na udzielanie konsultacji artystycznych, których de facto już wtedy prof. Salwarowski nie świadczył. Oczywistym jest, że nie możemy płacić za nieświadczone usługi. Ostatnie pieniądze przekazane zostały za styczeń. Prof. Salwarowski bardzo precyzyjnie został poinformowany, że wszystko zostało odwołane i dlaczego. W sztuce jest tak, że artyści się spotykają i rozstają. Myślę, że bezpieczniej byłoby, gdybym nie podawał prawdziwych powodów zerwania naszej współpracy. Nie byłoby to wygodne dla pana Salwarowskiego - tłumaczy Roberto Skolmowski. - Sugerowanie, że do koncertu w Warszawie nie doszło z powodu Salwarowskiego jest żałosne. W takich zmianach nie ma nic dziwnego.

Samowolka dyrektora?

Jedna z nowo przyjętych osób, wyłoniona w drodze przesłuchań, nie chce być kojarzona z Operą i Filharmonią Podlaską ze względu na - jej zdaniem - kuriozalne sytuacje. Działania dyrektora Skolmowskiego bez ogródek nazywa "samowolką". Zrezygnowała z pracy, bo twierdzi, że w Białymstoku nie było najmniejszych perspektyw rozwoju.

- Dyrektor Skolmowski roztaczał przed nami wspaniałą wizję pracy na najwyższym poziomie artystycznym, mówił o planowanych wielkich realizacjach. Szybko jednak okazało się, że to tylko słowa. Moja praca w Białymstoku ograniczała się do obowiązkowych treningów fitness, na których sprawdzana była obecność. Wówczas nie było jeszcze przedstawień, tym samym próby do nich też jeszcze się nie rozpoczęły. Jednym słowem - brak zajęć. Jednak dyrektor zabraniał mi koncertowania w innych miastach, gdy tymczasem w Białymstoku zwyczajnie nie było co robić. Nowo powstała opera nie posiadała planu pracy, a w perspektywie praca nad spektaklami miała się zacząć dopiero kilka miesięcy po moim przyjęciu. W zaistniałej sytuacji nie można było mówić o wykonywaniu zawartych w umowie obowiązków. Dla artysty ważny jest rozwój, spotkania z widzami i nieustająca praca nad własnym warsztatem artystycznym. Zajęcia fitness w żaden sposób nie można było nazwać pracą nad spektaklem, ani przygotowaniem do niego! Stąd zaistniałe między mną a dyrektorem nieporozumienie - opowiada były pracownik opery. - Moja rezygnacja była jedynym wyjściem z tej sytuacji, ponieważ - przykro jest to stwierdzić - ale dyrektor wyznaje zasadę "albo po mojemu, albo po żadnemu".

Z perspektywy już osiągniętych sukcesów, swoją rezygnację z pracy w Białymstoku uważa za słuszną. Dyrektor Skolmowski twierdzi, że ta osoba nie wywiązywała się ze swoich obowiązków pracowniczych. - Pracownik podpisał umowę o pracę, po czym nie powiadamiając pracodawcy podjął zatrudnienie w innej instytucji, pobierając jednocześnie pensję w Białymstoku. To niewyobrażalne - komentuje Roberto Skolmowski. - Ta osoba złamała prawo pracy i najzwyczajniej w świcie kłamie. To dyrekcja decyduje, czy jakiś artysta bierze udział w danym przedsięwzięciu. Niektórzy "artyści" mają to do siebie, że mówią to, co jest dla nich wygodne.

Gdzie są nuty, czyli międzynarodowy skandal

Tegoroczna edycja Festiwalu Hajnowskie Dni Muzyki Cerkiewnej, który od kilkudziesięciu lat organizuje Stowarzyszenie "Miłośnicy Muzyki Cerkiewnej" w Hajnówce, miała mieć szczególną oprawę. Miała ją uświetnić polska premiera oratorium metropolity Hilariona "Pasja według św. Mateusza". Wykonanie dzieła planowane było w Operze i Filharmonii Podlaskiej na 12 maja 2013 roku. Taki termin organizatorzy z Hajnówki i dyrektor Skolmowski ustalili we wrześniu ubiegłego roku. Była zgoda Cerkwi, obopólny entuzjazm i zaangażowanie organizatorów. Zakończyło się gigantycznym, międzynarodowym skandalem, w którym ewidentnie zawinił dyrektor opery. Ale dziś Roberto Skolmowski nie chce wyjaśniać tej sytuacji.

Anna Nikitiuk - kierowniczka biura organizacyjnego hajnowskiego festiwalu - o początkowej współpracy z nowym dyrektorem opery wypowiada się pochlebnie. Potem już było gorzej. - Kiedy Roberto Skolmowski rozpoczął pracę w Białymstoku od razu się z nami skontaktował. Umawialiśmy się trzy razy na spotkanie, ale każde odwoływał. Bardzo nam zależało na tym, by koncert galowy festiwalu w 2012 roku odbył się w nowym amfiteatrze opery, ale ustalanie szczegółów na miesiąc przed wydarzeniem, mija się z celem. Skontaktowałam się z asystentką dyrektora i poprosiłam, by mu przekazała, że rezygnujemy z koncertu w operze. Dyrektor oddzwonił, uzgodniliśmy spotkanie i koncert odbył się, ze względu na pogodę, w operze przy ul. Podleśnej - opowiada Anna Nikitiuk.

W sierpniu do Polski przyjechał patriarcha Cyryl. Towarzyszył mu metropolita Hilarion, który jest również kompozytorem i z ks. Michałem Niegierewiczem, dyrektorem festiwalu, rozmawiał o swoim dziele "Pasja według św. Mateusza". Od razu pojawił się pomysł, by to oratorium zaprezentować w Polsce. - Uznaliśmy, że najlepszym do tego miejscem będzie opera w Białymstoku. Zależało nam na tym, by polska premiera odbyła się u nas - podkreśla Anna Nikitiuk. - Już we wrześniu spotkaliśmy się z dyrektorem Skolmowskim, przekazaliśmy mu opieczętowane nuty, ustaliliśmy termin na 12 maja 2013 roku. Datę dyrektor wpisał do kalendarza.

Anna Nikitiuk miała jeszcze zdobyć informacje m.in. kto dyrygował dziełem w Rosji. Gdy to ustaliła, zadzwoniła do dyrektora Skolmowskiego, ten natomiast już nie pamiętał ani spotkania, ani żadnych ustaleń.

- Mówił, że asystentka coś pokręciła, że ukradła nuty, bo zaciążyła. Byłam w szoku na takie określenie kobiety w ciąży. Ale wtedy, jeszcze tłumaczyłam sobie, że można zapomnieć, przeoczyć. Przy kolejnych kontaktach dyrektor zachowywał się podobnie - mówi zażenowana Nikitiuk. - Długo ukrywaliśmy tę sprawę, także przed stroną rosyjską, która dopytywała o dalsze losy oratorium. Aż doszło do międzynarodowej afery. Warszawa już zabiega o to dzieło, każda filharmonia weźmie je z otwartymi rękoma. Przez dziwną politykę jednej osoby wszystko zostało zaprzepaszczone. Jest nam przykro za to, jak nas dyrektor potraktował. Na początku zabiegał o spotkania, był zachwycony pomysłem, dziś jest arogancki. Nie usłyszeliśmy nawet słowa: "przepraszam".

Roberto Skolmowski odmawia wyjaśnień, odsyłając do innych publikacji medialnych.

- Na ten temat wypowiadałem się wielokrotnie i nie widzę powodu, by wracać do tej sprawy. Uważam ją za zamkniętą i całkowicie wyjaśnioną. Przeprosiłem za sytuację. Codziennie mam dziesiątki spotkań i nie pamiętam, kiedy to było. Według mojej wiedzy słowo "przepraszam" padło. Nie mam nic do dodania - ucina dyrektor.

Nuty przepadły.

Teatr to monarchia absolutna

Opinię, że jest tyranem, który nie ma szacunku do innych i uprawia samowolkę w operze, Roberto Skolmowski komentuje krótko: - Teatr jest monarchią w dodatku monarchią absolutną. Patrzmy na to, co wychodzi z tej monarchii, na efekty artystyczne, frekwencyjne. Nikogo nie zlekceważyłem. Myślę, że opinia o atmosferze pracy, o szacunku dla artystów, którzy tu występują, jest fantastyczna. Szacunek dla drugiej osoby jest podstawą. Nie będę się odnosił do takich określeń, bo są irracjonalne. Powyższe zarzuty to problemy artystów, którzy zapomnieli o tym, z jakiego powodu przestali z nami współpracować - kończy dyrektor opery.

- Między artystami bywa tak, że na początku jest chemia, która z czasem się ulatnia. Ale to nie jest powód traktować ludzi w sposób wyjątkowo niekulturalny - komentuje dyrygent Jerzy Salwarowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny