Jak się śmieje sam Grzegorz Turnau - "Bedford School" to jego "coming out". Po prostu nadszedł czas, by się przyznać, że zaczął muzykować zafascynowany The Beatles, Billy Joelem, a nawet Queen. Pisanie muzyki do poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i współpraca z Michałem Zabłockim przyszła później.
Grzegorz Turnau, jako nieodrodny syn Piwnicy pod Baranami, kpił sam z siebie, ba nawet ze swojego angielskiego nazywając trasę koncertową "Bedford Turnau", choć może wypadałoby to zapisać "Bedford Tour Now". Ale skoro zna się tłumaczenia The Beatles Stanisława Barańczaka to lepiej samemu nie próbować tłumaczyć nawet Johna Lennona "Jealous Guy". I dał śpiewający przykład, czego nie powinien robić. Podobno ta piosenka też wpadła nastolatkowi w ucho właśnie w szkole Bedford.
Zatem po wyliczance idoli, zaprezentował jak zespół Shannon może wzbogacić piosenkę o deszczu na ulicy Brackiej. I to był dopiero wstęp do prezentacji coverów a la Turnau. Przepięknie wypadł "The Fool On The Hill", absolutnie irlandzki "Scarborough Fair", kiedy Grzegorz Turnau rozochocił się wykonując wspólnie z Marią Rumińską "Here There and Everywhere" dał czadu grając zaraz potem "She Came in Through the Bathroom Window" z "Abbey Road". Fani The Beatles, Paula McCartneya i Johna Lennona mieli używanie. Wszak było i "Imagine" i równie piękna ballada "Waterfalls".
Fani Turnau bezkrytycznie przyrównują jego piosenkę "Bedford School" do kompozycji Billy'ego Joela i oczywiście piosenki tego amerykańskiego muzyka też pojawiły się w aranżacjach na głos Rumińskiej i bardziej rock and rollowe brzmienie za sprawą saksofonu Leszka Szczerby, który zagrał też w piosence "Seven Days" Stinga - chyba najmniej przekonującej w tym zestawie.
Za to kiedy Marcin Rumiński grał na fletach irlandzkich, nie tylko w "Fool on the Hill", wszystko wydawało się być na swoim miejscu. W końcu kiedyś Grzegorz Turnau przyznał, że fascynuje go muzykalność Irlandczyków, stąd pomysł na przerobienie piosenek w taki sposób, by dało się je zagrać i zaśpiewać w pubie. Może nie do końca dotrzymał obietnicy, bo niektóre z nich to prawdziwe perełki muzyki pop, dalekie od ludycznych piosenek z Zielonej Wyspy, ale całość brzmiała spójnie. Co ciekawe - najgłośniejsze brawa dostała sama grupa Shannon, kiedy zagrała staroirlandzką pieśń, za to białostocka publiczność niezawodnie zaśpiewała z Turnauem zakończenie "Naprawdę nie dzieje się nic".
I właściwie nic się nie stało. Bo Grzegorz Turnau nie daje słabych koncertów. Ale w porównaniu do innych muzyków, wykonawstwo i dobór tekstów jednak go wyróżniają. Pustych foteli nie było. I wiem, że na następny koncert Turnaua już czekam. Żeby się stał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?