Ogrodniczki potrzebują fotoradaru

W zeszłym tygodniu w miejscowości doszło do groźnego wypadku, w którym uczestniczyły cztery samochody. Na szczęście nikt nie zginął.

- Słyszałem głośny pisk, później huk - wspomina Wiesław Timoszuk.

Krystyna Górska pamięta, że trzy lata temu samochód przejechał kobietę stojącą na przystanku.

Jeżdżą jak szaleni

- Ludzie jeżdżą bez wyobraźni - mówi. - Na własnej skórze nie raz się o tym przekonałam. Najwięcej kłopotów jest przy przejściu przez ulicę. Jeden samochód się zatrzyma, a drugi, trzeci… nawet nie zwraca na to uwagi.

Przez moment obserwowaliśmy pojazdy przejeżdżające przez wieś. Jedno jest pewne - mało kto ogranicza prędkość do 40 km/h.

Wszyscy zapytani przez nas mieszkańcy twierdzą, że przydałoby się coś z tym zrobić.

- Drogi nie da się poszerzyć. Jedynie, co można, to oznakować odpowiednio lub zastosować straszak w postaci patroli policyjnych, radarów - proponuje Wiesław Timoszuk. - Może to ukróci zapędy niektórych kierowców?

Gmina radaru nie kupi

Z tym problemem zgłosiliśmy się do burmistrza Supraśla.

- Do fotoradarów gmina nic nie ma i na pewno nie będziemy fundować radaru za 100 tys. zł - mówi Wiktor Grygiencz. - "Leżących policjantów" się nie zrobi, bo to jest droga wojewódzka. To wszystko zależy od sumienia kierowcy, jak jedzie.

Postanowiliśmy sprawdzić, kto funduje fotoradary w Białymstoku? O to zapytaliśmy Martę Rodzik z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji. Okazuje się, że to białostocki Urząd Miejski kupuje i montuje skrzynki na radary, a policja w ramach współpracy instaluje tam swoje urządzenia do mierzenia prędkości. Za jedną "puszkę" miasto płaci około 20 tys. zł.

Policja na trasie

- Jeżeli będzie wola burmistrza Supraśla, żeby sfinansować taką skrzynkę w Ogrodniczkach, to policja chętnie wesprze gminę i użyczy swoich radarów - mówi Marta Rodzik.

W KMP usłyszeliśmy również zapewnienie, że na trasie Białystok - Supraśl częściej pojawiać się będą policyjne patrole.