Na nowej płycie - "Dance of Fire" grupa do nagrań w Preisners Studio pod uchem sławnego realizatora Tadeusza Mieczkowskiego zaprosiła bułgarskiego wirtuoza gadułki, bałkańskich skrzypiec, Peyo Peeva.
I to on prowadzi melodię w "Balkan Route". Nieprosta to ścieżka, bo rozkołysana swingiem kontrabasu Mateusza Bielskiego i akcentami werbla Krzysztofa Ostasza. Na pierwszym planie rozmawiają ze sobą klarnet Jana Mlejneka z ową gadułką, a harmonii dopełnia sam kompozytor tematu - akordeonista Jacek Grekow. Sprytnie połączył rytmy bułgarskie z naleciałościami z Orientu, a wprawne ucho ma szansę nie przegapić nawet kilku nut kojarzących się z Podhalem. A wszystko pysznie kołysze i pulsuje zmierzając do niemal hipnotycznego finału.
"Dart In a Dream" rozpoczynają akordy akordeonu, którym towarzyszą nuty kontrabasu i wspomniana gadułka. Ale po chwili muzyka wybucha z niezwykłą mocą. Jak na najlepszym koncercie jazzowym - pełnoprawnym współtwórcą jest także perkusista. Sarakina do końca wykorzystuje możliwości tkwiące w poszczególnych instrumentach co i rusz zaskakuje aranżacją. Tu rytm i harmonię uzupełnia ośmiostrunowa tambura.
"Para Beri Kiselec" to już melodia ludowa twórczo rozwinięta przez białostocki kwartet. Pełna przestrzeni, radości życia, zabawy i uczucia całkowitej jedności z naturą. Ta bałkańska melodia jakoś szczególnie wydaje się bliska i naszym sercom. I z pewnością to będzie kolejny koncertowy strzał w dziesiątkę zespołu. Sama aranżacja daje już nieograniczone możliwości zarówno do popisów instrumentalistów, dialogów jak i interakcji z widownią - w dodatku praktycznie bez słów.
Po tym ludowym szaleństwie Jacek Grekowa wraz ze swoim akordeonem i jazzującą sekcją zabiera nas w świat bliższy twórcom nowoczesnego tanga. Pełna nostalgii, by nie rzec miłosnej rozterki linia melodyczna urzeka swym pięknem. A sama pieśń ma swoje momenty kulminacyjne i miejsca na niemal psychodeliczne brzmienia. Sarakina nie boi się przekraczać barier tzw. folku i dzięki temu tak bardzo porywa.
W niemniej przebojowej "Nostalgii" rytm i harmonię znów wspiera tambura. Do tego dochodzą Grekow odkłada akordeon, by chwycić za bułgarskie flety. Zredukowana perkusja wraz z linią melodyczną tworzą klimat, jakiego nie powstydziłby się i twórca muzyki do "Ogniem i mieczem" albo "Wiedźmina". Możliwości Sarakiny w tworzeniu klimatu i nastroju są niemal nieograniczone. Ich malarskie podejście do muzyki wzmacnia jeszcze obecność bałkańskiego wirtuoza, którego z cygańska łkające skrzypce jeszcze dodają sentymentalnych acz nie banalnych nut.
Sarakina płytą "Fryderykata" postawiła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Nagrywając własne interpretacje Chopina zrobiła to zupełnie własnym językiem i w swoim stylu. Trudno zatem się dziwić, że na "Dance of Fire" Jacek Grekow powraca do pomysłu i sięga po nuty sławnego Fryderyka i wplata je w kompozycję "Revolutionary Prelude". I jest następny przebój zespołu. Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że płyta warta jest i patronatu Dwójki Polskiego Radia i magazynu Jazz Forum.
W "Morning in Sofia" Sarakina wraca do bardziej bałkańskich klimatów, znów wykorzystując każdy z instrumentów na równych prawach. Cudowne zatrzymania, przyspieszenia i zwolnienia rytmu, kolejne instrumenty grające solo, i nieprawdopodobny puls w połączeniu z melodyjnym głównym tematem stawiają tę kompozycję w szeregu największych koncertowych hitów grupy. A że nie brak w ich nutach odniesień do muzyki klezmerskiej - mogą występować praktycznie wszędzie.
"Afterwards" rozpoczynają nuty akordeonu Grekowa. Ponownie pojawiają się motywy nostalgicznego tanga, ale raczej tego w Paryżu niż w Buenos Aires. Niejeden kompozytor muzyki do francuskich filmów mógłby pozazdrościć Grekowowi smaku. A lider Sarakiny nie ogranicza się do bezmyślnego powtarzania chwytliwych fraz. W ten utwór ponownie wplata momenty bałkańskiego szaleństwa. I jak miłości - tęsknota przeplata się z chwilami uniesień, żal z niewysłowionym szczęściem a zabawie mogą towarzyszyć łzy. Wspaniała kompozycja do wieczornych audycji radiowych.
Tytułowy "Dance of Fire" to kompozycja ukazująca potęgę zawartą w muzyce i muzykach kwartetu. Wielka epicka pieśń płynąca gdzieś z gór w doliny, rozlewająca się po okolicy jak szalona wiosenna powódź, z groźnymi nutami kontrabasu, ale przełamana w pewnym momencie radosnym tańcem. Opowieść o zwycięstwie życia nad śmiercią, żywotnością narodu nad przeciwnościami losu? Na pewno warta uwagi i zwyczajnie piękna. I kiedy muzyka milknie chce się do niej wracać.
Sarakina z każdym albumem potwierdza swoją klasę. Wychodzi poza ramy folkowego niewolniczego odtwarzania, komponując własne utwory, śmiało korzystając z jazzowej ekspresji i chopinowskich pomysłów melodycznych. Słowiańska i uniwersalna zarazem. Dobra w zimowe noce i letnie wieczory. Bo bliska naturze, ale współczesna i prawdziwa.
Czytaj e-wydanie »