Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obława augustowska. Nikita Pietrow: Rosja długo nie ujawni dokumentów tego ludobójstwa

Janka Werpachowska
W Rosji nadal istnieje rozbieżność pomiędzy tym, co stanowi prawo, a rzeczywistością - mówi Nikita Pietrow, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Memoriał, który gościł w białostockim Instytucie Pamięci Narodowej
W Rosji nadal istnieje rozbieżność pomiędzy tym, co stanowi prawo, a rzeczywistością - mówi Nikita Pietrow, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Memoriał, który gościł w białostockim Instytucie Pamięci Narodowej Wojciech Oksztol
Jak ktoś wpadł w ręce NKWD czy innych radzieckich służb specjalnych, to albo był zwalniany i wracał do domu, albo był zabijany - mówi Nikita Pietrow, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Memoriał. - Trzeciej drogi nie było. Zaginiony może być żołnierz na polu walki albo więzień łagru. Ale nie blisko 600 osób aresztowanych przez wojskowy oddział specjalny Smiersz.

Obława augustowska

Obława augustowska

Obława augustowska to operacja przeprowadzona w lipcu 1945 roku przez oddziały Armii Czerwonej, wspierane przez 385 Pułk Strzelecki Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz wydzielone oddziały Ludowego Wojska Polskiego i Urząd Bezpieczeństwa. Miała na celu rozbicie i likwidację oddziałów podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego w rejonie Suwałk i Augustowa. Około 600 osób narodowości polskiej zostało wywiezionych w nieznanym kierunku i wszelki ślad po nich zaginął; aresztowania tych osób dokonały organy Smiersz 3. Frontu Białoruskiego. Obława augustowska nazywana jest Małym Katyniem.

Kurier Poranny: Podobno na dokument dotyczący losów blisko 600 ofiar obławy augustowskiej trafił Pan zupełnie przypadkowo.

Nikita Pietrow: To prawda. Był rok 1992. Przeprowadzałem wtedy badania nad represjami radzieckimi w stosunku do sąsiednich państw. Oczywiście w sposób naturalny sprawy dotyczące Polski zajmowały Memoriał przede wszystkim, bo też akurat Polska szczególnie ucierpiała w okresie powojennym.

Sporządził Pan kopię tego dokumentu?

- Nie, nie było takiej możliwości. Ale zrobiłem odpis, dlatego mogłem dokładnie zacytować jego treść w swojej książce "Według scenariusza Stalina".

Sprawa nabrała rozgłosu. Potomkowie ofiar obławy augustowskiej wiążą z faktem istnienia tego dokumentu i upublicznienia jego treści wielkie nadzieje. Czy słusznie?

- Byłbym bardzo ostrożny. Obawiam się, że nie będzie łatwo znaleźć w rosyjskich archiwach jakiekolwiek dowody na piśmie, pozwalające poznać losy tych 592 osób. Chociaż jestem pewien, że one są. Bo jak ktoś wpadł w ręce NKWD czy innych radzieckich służb specjalnych, to albo był zwalniany i wracał do domu, albo był zabijany. Trzeciej drogi nie było. Kategoria "zaginiony" nie wchodzi tu w grę. Zaginiony może być żołnierz na polu walki albo więzień łagru. Ale nie blisko 600 osób aresztowanych przez wojskowy oddział specjalny Smiersz.

Nie uda się szybko dotrzeć do dokumentów z obławy augustowskiej

Skoro mówi Pan, że dokumenty - rozkaz, meldunek o wykonaniu egzekucji gdzieś muszą się znajdować, to wydaje się nic prostszego, trzeba szukać, a na pewno się znajdą.

- Trzeba mieć świadomość tego, że w Rosji wciąż jeszcze istnieje wielka rozbieżność pomiędzy tym, co stanowi prawo, a rzeczywistością. Zgodnie z prawem rosyjskim, archiwalia są udostępniane badaczom po trzydziestu latach. W praktyce do dzisiaj są zamknięte niektóre zbiory, jak na przykład tzw. archiwum Stalina. Można by pomyśleć, że Stalin umarł wczoraj. Poza tym spod tej cezury trzydziestoletniej wyłączone są dokumenty niektórych służb specjalnych. No i jeszcze ostatni element: można składać wniosek o umożliwienie wglądu w dokumenty, ale to wcale nie znaczy, że dostanie się na to zgodę. Prawo sobie, życie sobie. Dlatego nie wierzę, że szybko uda się dotrzeć do dokumentów, dotyczących obławy augustowskiej.

A nie obawia się Pan, że z chwilą, kiedy ujawnił Pan istnienie tego jedynego, który dowodzi, że ci ludzie z okolic Augustowa wpadli w ręce NKWD, wszystkie inne dokumenty mogły zostać zniszczone?

- Akurat tego się nie boję. Nie ma takich praktyk w archiwach rosyjskich. Zniszczenie czy wykradzenie jakiegokolwiek dokumentu to poważne przestępstwo. Moje obawy raczej dotyczą faktu, że nie ma w tej chwili w Rosji dobrej atmosfery do wyjaśniania takich spraw.

Rosjanie stają za rządem w obliczu zagrożeń z zagranicy

Ma Pan na myśli atmosferę polityczną?

- Też. Nasi przywódcy wciąż mają problem z przyznaniem się do win przez siebie niepopełnionych. Ale kto wie, czy nie ważniejszy jest opór społeczeństwa rosyjskiego przed wyjaśnianiem dawnych zbrodni. Tak, jakby każdy Rosjanin uważał, że odpowiedzialność za zbrodnie stalinowskie spada na niego osobiście. Dochodzi jeszcze czynnik finansowy.

Chodzi o ewentualne odszkodowania, których mogłyby się domagać rodziny ofiar?

- Oczywiście. Bo przeciętny Rosjanin może narzekać na rząd, na prezydenta. Jednak od pokoleń jest wychowywany w myśl zasady: może i mamy wrogów we własnym państwie, ale o wiele groźniejszych mamy wokół, za naszymi granicami. I kiedy usłyszy, że ktoś z zewnątrz domaga się od jego państwa jakichś pieniędzy w ramach naprawiania dawnych krzywd, budzi się w nim opór. Postrzega to, jako działanie wrogich sił. Społeczeństwo się jednoczy, staje murem za rządem, w myśl zasady, że nic nie oddamy z naszego budżetu narodowego. Bo przecież kraj jest biedny, a ktoś chce go ograbić. Tę zasadę doskonale ilustruje to wszystko, co dzieje się wokół zbrodni katyńskiej. Otwarte uznanie jej za ludobójstwo, przyznanie się do dokonania mordu na polskich oficerach, otworzyłoby drogę do procesów rehabilitacyjnych i domagania się odszkodowań przez rodziny ofiar. Ten sam mechanizm działa w stosunku do obławy augustowskiej.

Rodziny ofiar augustowskiej obławy chcą wiedzieć, gdzie pochowano ciała

To, co Pan mówi, jest przygnębiające. Może się okazać, że ani historycy nie poznają prawdy o losach tych ludzi, ani ich rodziny.

- Losy tych ludzi są raczej znane: na pewno zostali zamordowani. Szczególnie bolesny, tak z ludzkiego punktu widzenia, jest fakt, że nie można będzie zaspokoić oczekiwań i nadziei bliskich ofiar obławy augustowskiej. Bo im mniej zależy na jakichś odszkodowaniach. Raczej na nie w ogóle nie liczą. Chcieliby natomiast wiedzieć, gdzie było miejsce kaźni i gdzie ofiary zostały pochowane. Przynajmniej na razie nie ma żadnego śladu w dokumentach, żadnej wskazówki, gdzie szukać mogiły. A sprawą obławy augustowskiej Memoriał interesuje się już od dawna.

Czy przynajmniej wiadomo, dlaczego do niej doszło? Przecież to był rok 1945, już po wojnie.

- W Puszczy Augustowskiej nie było wtedy spokojnie, jak wiemy. Działała tu Armia Krajowa. I to właśnie było przyczyną pacyfikacji wiosek wokół Augustowa przez oddziały Smiersz. Oficjalnie mówiło się o walce z wrogami ludu, z zorganizowaną partyzantką. Tylko dlaczego wśród ofiar obławy augustowskiej znalazło się tyle osób nieletnich. Choćby ze względu na ten fakt można powiedzieć, że to była zbrodnia bardziej obrzydliwa od katyńskiej, bo tam ginęli dorośli mężczyźni, oficerowie.

Jest Pan gościem białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Czy można się spodziewać w związku z tym, że zostanie nawiązana współpraca Memoriału z IPN-em, aby wspólnie wyjaśnić tajemnicę obławy katyńskiej?

- To bardzo możliwe. Mam nadzieję, że nasze kontakty będą w przyszłości częste.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny