Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obława augustowska - mały Katyń

Julita Januszkiewicz [email protected]
W Gibach znajduje się krzyż - pomnik upamiętniający ofiary obławy augustowskiej. Tam w przyszłą niedzielę odbędą się uroczystości 70 rocznicy mordu dokonanego na Polakach przez Sowietów. O godz. 12 zostanie odprawiona msza święta, będzie apel poległych, salwa i złożenie kwiatów.
W Gibach znajduje się krzyż - pomnik upamiętniający ofiary obławy augustowskiej. Tam w przyszłą niedzielę odbędą się uroczystości 70 rocznicy mordu dokonanego na Polakach przez Sowietów. O godz. 12 zostanie odprawiona msza święta, będzie apel poległych, salwa i złożenie kwiatów. Tomasz Kubaszewski
Wszyscy, których poprosiłam, chcieli mówić. Gdy słuchałam ich opowieści, dreszcz przechodził mi po plecach. Trudno wręcz sobie wyobrazić ten dramat. Z niektórych domów zabierano prawie całe rodziny - mówi o swoim filmie o obławie augustowskiej Beata Hyży-Czołpińska.

O obławie augustowskiej wiele napisano, powstały też filmy i reportaże. Jednak Pani podjęła się jeszcze raz tego tematu. Dlaczego?

To nie ja wybrałam ten temat, a temat mnie wybrał. W tym roku przypada 70. rocznica obławy augustowskiej. Barbara Bojaryn-Kazberuk, dyrektorka białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej zaproponowała, żebym była reżyserem filmu o wydarzeniach z lipca 1945 roku.

Owszem, wiedziałam, że o obławie powstało kilka filmów i reportaży. Wiele na ten temat powiedziano, napisano. Chciałam, by mój filmy był inny. Zależało mi na zrobieniu czegoś, czego wcześniej nie było. Nie chciałam też mieć tych samych bohaterów, którzy występowali w poprzednich filmach. Chodziło mi o to, żeby w filmie pojawiły się osoby, które nigdzie wcześniej nie występowały.

Jaki pomysł miała Pani na film o obławie?

Chciałam uniknąć dosłowności, pokazać grozę i wymiar tej zbrodni poprzez obrazy symboliczne. Jest więc w moim filmie światło, las, woda, ale złowróżbne. Niepokojące światło wpada do ciemnej stodoły przez wąskie szczeliny. Bo tam właśnie skończyło się życie ofiar obławy. By spotęgować efekt grozy, moi bohaterowie występują na czarnym tle. Zależało mi na tym, by pokazać mroczną tajemnicę tej historii. Bo przecież wydarzyła się ona dwa miesiące po zakończeniu II wojny światowej i do dzisiaj pozostaje niewyjaśniona...

Nie chciałam opowiadać tego dramatu poprzez losy jednej osoby czy rodziny. Bo przecież ofiar były setki! Ale samo aresztowanie ofiar obławy było zawsze podobne: przed świtem przychodziło kilku rosyjskich żołnierzy, krępowali ręce drutem, zabierali z domu... Potem podczas przesłuchań ludzi torturowano i bito. Wiele fragmentów opowieści różnych osób pokrywało się. To brzmiało jak jedna historia opowiedziana wieloma głosami, jakby opowiadał ją wieloosobowy chór. Film jest więc wielogłosem świadków. Ale historia w nim przedstawiona jest jedna. Jest w nim bohater, ale o wielu twarzach.

Czy trudno było znaleźć tych bohaterów? Czy chętnie oni opowiadali o tragedii, jaka spotkała przed laty ich rodziny?

IPN wskazał mi kilka osób. Inne sama znalazłam. Dzięki uprzejmości prokuratora Zbigniewa Kulikowskiego, mogłam pojechać z nim do Augustowa na pobieranie materiału genetycznego od krewnych ofiar. Przyszło dużo ludzi. Tam też znalazłam swoich bohaterów. A oni chętnie opowiadali. Zależało mi na tym, by wywołać emocje u widzów. Jest to trudne zadanie, gdy w filmie pojawia się dużo tzw. gadających głów. Jest wtedy obawa, że będzie on nudny i przegadany. Dlatego wypowiedzi świadków przeplatane są np. scenami, pokazującymi działania prokuratury IPN.

Czy rozmawiając z bliskimi ofiar obławy augustowskiej odniosła Pani wrażenie, że jest to ich krzyk rozpaczy?

70 lat po tych wydarzeniach trudno o krzyk rozpaczy. Pozostał ból i nadzieja, że prawda o zbrodni zostanie wreszcie wyjaśniona. Wszyscy, których poprosiłam o udział w filmie, zgodzili się. Chcieli mówić. Gdy słuchałam ich opowieści, dreszcz przechodził mi po plecach. Trudno wręcz sobie wyobrazić ten dramat. Z niektórych domów zabierano prawie całe rodziny. Zostawały młode kobiety w ciąży, z malutkimi dziećmi, bez środków do życia. Niektóre były w tak trudnej sytuacji, że chciały sobie i dzieciom odebrać życie. Pozostały dzieci, wychowywane bez rodziców, których przez kolejnych kilkadziesiąt lat władza nazywała bandytami.

IPN prowadzi śledztwo w sprawie obławy. Dlatego też w Pani filmie jest także pokazana praca historyków i prokuratorów?

Okiem kamery podglądałam pracę prokuratora Zbigniewa Kulikowskiego m.in. podczas wykopalisk. Byłam z ekipą na Białorusi, w przygranicznych Kaletach, gdzie przypuszczalnie mogą być szczątki ofiar.

Czy jest Pani zadowolona z tego filmu?

Cytując Krzysztofa Kieślowskiego: film zawsze się różni od naszych zamierzeń. Na pewno wiedziałam, jak chcę go rozpocząć - oficer Armii Czerwonej czyta szyfrogram Abakumowa, naczelnika kontrwywiadu Smiersz. Ten dokument został znaleziony przez rosyjskiego historyka "Memoriału", Nikitę Pietrowa. Widz zaczyna się zastanawiać, co to za tajemniczy dokument. Wokół niego zbudowałam fabułę.

Emisja filmu 19 lipca w TVP Historia o o godz. 21.40.

Obława augustowska - mały Katyń

Kilka tygodni po zakończeniu II wojny światowej w lipcu 1945 r. oddziały Armii Czerwonej przy pomocy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadziły akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej. W operacji uczestniczyły jednostki 50. armii III Frontu Białoruskiego, Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego "Smiersz", funkcjonariusze UB, MO i miejscowi konfidenci. Sowieci przetrzęśli lasy i wsie, aresztując podejrzanych o kontakty z polską partyzantką niepodległościową. Akcja rozpoczęła się 12 lipca. Po kilku, a nawet kilkunastu dniach nastąpiła druga faza aresztowań.

- Nie znamy dokładnie ogólnej liczby schwytanych. Według źródeł rosyjskich było to ponad 7 tys. osób - mówi dr Jan Jerzy Milewski, historyk z białostockiego IPN. - Ludzi zatrzymywano w domu, w pracy, na drodze oraz w polu. We wsi Jaziewo (pow. augustowski) zwołano zebranie i wszystkich aresztowano. Część wypuszczono, a prawdopodobnie około 750 osób wywieziono i zamordowano w nieznanym miejscu. Wśród ofiar byli ci, którzy współpracowali z AK, rolnicy, kobiety i młodzież. Niektóre z kobiet były ciężarne, inne pozostawiły maleńkie dzieci. Byli też tacy, co ledwo wrócili z niewoli niemieckiej, obozów koncentracyjnych lub z robót przymusowych.

Rodziny poszukiwały swoich bliskich. Pisały do Bolesława Bieruta, a nawet do Stalina i ONZ. Bez skutku. Sytuacja zmieniła się w 1987 r., gdy przy drodze Rygol-Giby odkryto nieznane groby. Od 2001 r. IPN prowadzi śledztwo, poszukiwane są szczątki ofiar obławy. - Niewykluczone, że zbrodni dokonano w strefie przygranicznej, na wysokości Kalet (po stronie białoruskiej) i na przedłużeniu drogi Giby - Rygol - mówi dr Milewski. Ustalona lista poznanych z imienia i nazwiska ofiar liczy 549 osób. Przesłuchano ponad 700 świadków. Od rodzin ofiar pobrano też DNA. Ale historycy wciąż nie mają dostępu do białoruskich i rosyjskich archiwów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny