Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O rolnictwie z Antonim Stolarskim, prezesem firmy SaMasz

Maryla Pawlak-Żalikowska
O rolnictwie z Antonim Stolarskim, prezesem firmy SaMaszAntoni Stolarski, prezes białostockiej firmy SaMasz
O rolnictwie z Antonim Stolarskim, prezesem firmy SaMaszAntoni Stolarski, prezes białostockiej firmy SaMasz
Z Antonim Stolarskim, prezesem białostockiej firmy SaMasz rozmawia Maryla Pawlak-Żalikowska

Pana firma 20 lat istniała poza Unią Europejską. A w przyszłym roku minie 10 lat już w Unii. Zmienialiście się wy – technologie, asortyment, a jak w tym czasie zmieniał się wasz klient – rolnik.
– Pieniądze unijne spowodowały, że na wieś napłynęła najnowocześniejsza technika. A że w rolnictwie wszystko bierze się od ciągników, to w ostatnich latach w Polsce przybyło kilkadziesiąt tysięcy nowoczesnych traktorów, a w ślad za tym maszyn towarzyszących. Obecnie w rolnictwo inwestuje w Polsce około 200-230 tysięcy rolników. W tym ok. 130-140 tysięcy to producenci mleka. Ja związany jestem zwłaszcza z branżą hodowli bydła, w pewnym stopniu koni, producentami mleka i wołowiny. Te najnowsze technologie dotarły pod strzechy… zresztą strzechy już zginęły… a rolnicy to są przedsiębiorcy, często zatrudniający ludzi – jednego, dwóch, trzech do pomocy. Dużo jest gospodarstw z tzw. wyższej klasy średniej, mających 50-80 ha. Ale też coraz więcej jest rolników, którzy w wyniku czy to dzierżawy, czy zakupu ziemi od tych, którym się nie udaje, coraz szybciej się rozwijają. 

Czyli jak w przedsiębiorczości – rynek wypycha najsłabszych.
– Tak, najwięksi przejmują rynek i środki produkcji. Ta inwestująca wieś ma już internet, posługuje się programami do rozliczania,  gdyż większość rolników to vatowcy. Praca w tradycyjnym gospodarstwie w sezonie zajmuje od 12 do 16 godzin dziennie. Kiedy młodzi przejmują gospodarstwa, chcieliby pracować krócej i szukają technologii, które im to umożliwią. W  średnim czy dużym gospodarstwie jest więc dziś kilka ciągników i temu celowi służą też wysoko wydajne maszyny, umożliwiające szybszy zbiór czy koszenie lub przetrząsanie.

I to jest wyzwanie dla was, żeby te technologie do oczekiwań dopasowywać.
– Dokładnie tak. Zresztą ta najwyższa technologia przyszła do nas z Zachodu, z koncernów zagranicznych. Staramy się im dorównać.

Zobacz: Plebiscyt na Rolnika i Sołtysa Roku

Ale własną myślą konstrukcyjną? Macie przecież silny zespół badawczo-rozwojowy w Samaszu.
– Tak, mamy 18 osobowe biuro konstrukcyjne. Połowa ludzi pracuje nad udoskonalaniem maszyn, a druga nad nowymi rozwiązaniami. To co robimy, jest podporządkowane najwyższej jakości, najciekawszemu designowi.

Nawet wzornictwo ma teraz znaczenie…
– Dostaliśmy np. nagrodę za zgrabiarkę szeregową DUO, która jest pierwszą taką maszyną w krajach środkowej Europy. Jeśli podobne zgrabiarki są produkowane przez koncerny zachodnie, to my, przystępując do naszych opracowań, analizujemy patenty, których autorami są zachodnie koncerny. I robimy swoje maszyny omijając ich rozwiązania. Gdy wystawimy swoje maszyny na targach w Hanowerze czy Paryżu, to jesteśmy pewni, że są inne niż reszta sprzętu. Nasza zgrabiarka została zgłoszona do urzędu patentowego europejskiego i polskiego. Otrzymaliśmy też patent na regulację wysokości zgrabiania, przez co nasza zgrabiarka ma status nowości. I tak podchodzimy do wszystkich maszyn. s Badania, rozwój, projektowanie to kosztowna sprawa. Jak to się odbija na cenie waszych urządzeń? Czy jesteście pod tym względem konkurencyjni na polskim i zagranicznym rynku?
– Wyrób dobry musi kosztować więcej od konkurującego tylko ceną. Samasz cenami nie konkuruje. W Polsce je dyktujemy, ale poza krajem jesteśmy sporo tańsi od koncernów zagranicznych przy jakości od nich nie odbiegającej. Na prace badawczo projektowe przeznaczamy nawet 4-5 procent przychodów w skali roku, czyli ok. 4 mln złotych.

Mówi się, że ten rok jest rokiem spowolnienia gospodarczego. Wszyscy skupiają się głównie na sytuacji przedsiębiorstw. A rolnictwo? Jak pan ocenia jego obecną kondycję?
– Widać to i w rolnictwie. Sprzedaż w Polsce mamy dużo niższą w stosunku do ubiegłego roku. Ale to wzięło się również z tego, że skończyły się praktycznie projekty z programów rozwojowych dla rolnictwa. Realizowane są już tylko nieliczne i rolnicy mogą inwestować pieniądze z dopłat obszarowych, a to są jednak niższe kwoty. I stąd ten rok i przyszły będą chudymi dla branży maszyn rolniczych. Hossa spodziewana jest w roku 2016, kiedy napłyną nowe pieniądze na rozwój dla rolnictwa.

Czyli z tego wniosek, że jednak cały czas tą siłą napędową rozwoju polskiej wsi są fundusze unijne? Rolnicy nie skumulowali jeszcze dostatecznego kapitału z działalności, aby móc na nim oprzeć rozwój?
– Oczywiście. Rolnik nie jest jeszcze w stanie wygenerować dostatecznych kwot ze sprzedaży swoich produktów. Na dobrą sprawę starcza ich na utrzymanie jego rodziny i bieżące potrzeby. Natomiast inwestycje robione czy to z dopłat obszarowych, czy  z PROW. Po prostu ceny mleka, żywca wołowego i innych produktów rolnych są zbyt niskie w stosunku do wzrostu kosztów produkcji, inflacji. Zdecydowanie więc, gdy brak jest dopłat, to i rolnictwo słabnie. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny