Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie złamałem się

fot. Archiwum
Abp Wojciech Ziemba w 2000 roku objął diecezję białostocką. Naszym Kościołem kierował przez sześć lat. W czerwcu 2006 roku został metropolitą warmińskim.
Abp Wojciech Ziemba w 2000 roku objął diecezję białostocką. Naszym Kościołem kierował przez sześć lat. W czerwcu 2006 roku został metropolitą warmińskim. fot. Archiwum
Dzisiaj ludzie się dziwią, jak można było podpisać zgodę na współpracę z SB, ale w tamtych czasach to nie było takie oczywiste - wczoraj relacji byłego metropolity białostockiego abp. Wojciecha Ziemby wysłuchała Marta Gawina

Jak mnie werbowali? Od 1979 do 1980 roku byłem w Rzymie na rocznych studiach.

Kiedy kilka miesięcy wcześniej zacząłem starać się o paszport, zaczęło się "molestowanie" mojej osoby przez agentów PRL. Były jakieś propozycje spotkań. Byli zbyt delikatni, żeby od razu proponować współpracę.

Zacząłem się domyślać, o co chodzi, dlatego pilnowałem się i w słowach, i w czynach, żeby nie przekroczyć żadnej granicy. Paszport w końcu dostałem, z nadzieją z tamtej strony, że uda się mnie pozyskać. Próby rozmów ze mną podejmowano też w Rzymie.

Wtedy już ostatecznie zagroziłem zgłoszeniem tego przełożonym. I tak zrobiłem. Poinformowałem Kolegium Polskie w Rzymie, że taki telefon otrzymałem i sprawa się skończyła, a trwała kilka miesięcy.

Wiem, że byli księża, którzy wyjeżdżając na studia za granicę, przez 5-6 lat nie wracali do domu w obawie, że nie otrzymają paszportu. W Rzymie byłem tylko rok, więc nie miałem tej zależności. Miałem za to komfort psychiczny, bo po Olsztynie mogłem chodzić spokojnie. Nie miałem już później żadnych problemów.

Gdyby się okazało, że bez podpisania papierów SB nie mógłbym wyjechać, wiem, że zrezygnowałbym z pobytu w Rzymie.

Wpisali mnie na listę

Byłem wpisany przez SB na listę. Bezpieka wpisywała wszystkich: tych, którzy byli obiektem zainteresowania, i tych, którzy ewentualnie podjęli współpracę. I to jest chyba odkrycie ostatnich miesięcy. Jest jeden tytuł, w którym znajdują się różne kategorie ludzi. Ja należałem do tych, którzy byli obiektem zainteresowania z racji wyjazdu za granicę. I dlatego założyli mi teczkę. Z tym że jest tam notatka: "Bez wiedzy i zgody zainteresowanego".

Wiem, że to były czynności operacyjne, o których myśmy w ogóle nie mieli pojęcia.
Dlaczego oglądali moją teczkę

Jakiś czas temu dowiedziałem się, że moją teczką zainteresował się ks. Isakowicz-Zaleski. Byłem zaskoczony, bo kapłan głosi wszędzie, że interesuje go tylko Kościół krakowski. A ja z Krakowem nie mam nic wspólnego. Poza tym swoją teczkę znałem już o wiele wcześniej.

Każdy ma prawo do ochrony dóbr osobistych, a ja do tej pory nie otrzymałem wyjaśnienia, dlaczego ktoś tam zaglądał. A to nie jest przyjemne. Nawet jeżeli ks. Isakowicz-Zaleski mówi teraz o mnie tak pochlebnie.

Współpracowali nieliczni

Dlaczego inni podpisywali zgodę na współpracę? Sam podpisany dokument jeszcze o niczym nie świadczy. Dzisiaj ludzie się dziwią, jak można było go podpisać. Ale w tamtych czasach to już nie było takie dziwne.

To była gra: ubowiec, żeby przechytrzyć księdza, a ksiądz jego. Kto tutaj wygra?

Były takie przypadki, że ktoś podpisał dla spokoju, a później żadnej współpracy nie podjął. I ci, którzy badają, powinni zwrócić na to uwagę.

Prawda jest taka, że znakomita większość księży broniła się przed współpracą z SB. Zachowajmy więc proporcje, bo teraz znakomicie mają się przede wszystkim byli funkcjonariusze SB.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny