Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma w Białymstoku dzielnic z charakterem

Tomasz Mikulicz
Historyczna dzielnica Bojary niszczeje, bo jest niewłaściwie gospodarowana
Historyczna dzielnica Bojary niszczeje, bo jest niewłaściwie gospodarowana Fot. Bogusław F. Skok
Brazylka, Kroriwok, Argentyna. Niegdysiejsze dzielnice Białegostoku, dziś prawie już zapomniane. - To część naszej wspólnej historii. Warto o niej pamiętać - mówi prof. Adam Dobroński, historyk.

Gdy szperałem w dokumentach zgromadzonych w archiwum w Grodnie, natknąłem się na spis katolików z parafii białostockiej. Dokument pochodzi ze stycznia 1832 roku i zawiera sporo nazw części Białegostoku, które dziś mało kto już pamięta - mówi prof. Adam Dobroński, białostocki historyk.

Wśród zapomnianych nazw mamy na przykład Pacieliszki, które według profesora leżały w okolicach dzisiejszej ulicy Sławińskiego. W 1832 roku mieszkało tam 67 wiernych.

- W papierach są też wymienione Ogrodniczki. I to dwa razy. Ani za pierwszym, ani za drugim razem nie chodzi jednak o wieś, w której znajduje się dziś wyciąg narciarski. Chodziło o Ogrodniczki Dojlidzkie i Ogrodniczki, które leżały obok Wysokiego Stoczku. Tereny tych ostatnich to dzisiejsze osiedle Bacieczki - opowiada profesor.

Tajemniczy Kroriwok

Dodaje, że są też takie miejsca, które trudno dziś w ogóle zlokalizować. - Tajemnicą pozostaje to, gdzie leżał Kroriwok (lub też Krożywok, bo zapis w dokumentach nie jest zbyt wyraźny). Można tylko przypuszczać, że było to gdzieś obok Pieczurek, bo ten, kto liczył wiernych, ujął te miejsca razem i napisał, że na Pieczurkach i Kroriwoku (Krożywoku) było 293 wyznawców katolicyzmu. Kolejną zagwozdką jest Rozedranka. Na pewno nie jest to ta, która leży pod Sokółką, bo parafia białostocka aż tak daleko nie sięgała - podkreśla profesor.

Zagadek tych nie rozwiązuje też prof. Józef Maroszek z Uniwersytetu w Białymstoku. - Takich zapomnianych nazw jest sporo. W większości pochodziły one od nazw wsi, które na danym terenie kiedyś istniały. Zdarzały się nawet nazwy uroczysk. W okolicach dzisiejszej ulicy Prowiantowej było na przykład uroczysko Kaskada. W pobliżu biegł strumyk, który z niewielkiego spadku wpadał do Białki. Tereny, gdzie dziś stoi Galeria Biała, były na przykład nazywane Ermitażem. Pod tym pojęciem kryje się pustelnia czy też świątynia dumania. Można więc przypuszczać, że w tamtejszej okolicy żył jakiś pustelnik. Tam, gdzie dziś stoją budynki elektrociepłowni, był zaś Markowy Wygon - mówi.

A okolice dzisiejszych ulic 27 lipca i Pułkowej to Królikarnia, czyli staropolska kolonia łowiecka.
Profesor Dobroński opowiada z kolei, że przed wojną w okolicach dzisiejszej ulicy Zgody istniała kolonia urzędnicza, a okolice ulicy Mickiewicza, Orzeszkowej i Konopnickiej to dawna dzielnica niemiecka.

- Antoniuk był zaś uważany za osadę furmanów. Swoją historię miała też zapomniana już dziś, a leżąca w okolicach ulicy Kijowskiej i Młynowej Argentyna. Była to jedna z najbiedniejszych i najniebezpieczniejszych dzielnic Białegostoku. Skąd wzięła swą nazwę? No cóż, może od tego, że Argentyna była w tamtych czasach kojarzona jako państwo anarchii i bezprawia. Kiepską sławą cieszyła się też leżąca w okolicach dzisiejszej ulicy Poleskiej i Radzymińskiej Brazylka. W tym przypadku mogło być tak, że sporo mieszkańców tych ubogich okolic wyjeżdżało za chlebem do Brazylii. Było to wówczas dość popularne - mówi Dobroński.

Kaczorowski - chłopak z Piasek

Starsi mieszkańcy Wygody wspominają, że przed wojną jedna z części ich dzielnicy była nazywana Wysrankami. Nie było to jednak określenie, które w tamtych czasach uważano by za obraźliwe. Mieszkańcy szczycili się wręcz tym, że są z Wysranek.

Znamienne jest, że podczas świętowania w Białymstoku swoich 90. urodzin prezydent Ryszard Kaczorowski wyznał, że w dalszym ciągu czuje się chłopakiem z Piasek. Kto dziś tak siebie określa?
- Mimo wszystko przedwojenny Białystok nie wypracował, moim zdaniem, zbyt silnego przywiązania mieszkańców do poszczególnych dzielnic. Może było tak w przypadku dzielnicy żydowskiej, Bojar i Piasek, ale to chyba wszystko. Można było za to zaobserwować inne zjawisko, które wiązało się z kolejnymi fazami przyłączania do miasta okolicznych wsi. Chodzi o to, że pomimo że dana miejscowość znalazła się w obrębie miasta, jej mieszkańcy nadal poczuwali się do przynależności do wspólnoty wiejskiej. Ludzie ci nie czuli więc więzi z dzielnicą Białegostoku, lecz z wsią, którą ta dzielnica jeszcze do niedawna była - mówi prof. Andrzej Sadowski z Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku.

Dodaje, że z jeszcze inną sytuacją mieliśmy do czynienia zaraz po wojnie.
- To wtedy rozpoczęły się wielkie migracje ludności wiejskiej do większych miast. Tak było i w przypadku Białegostoku. Prawda jest taka, że pierwsi mieszkańcy odbudowywanego centrum miasta to mieszkańcy prowincji. Ludzie ci stracili więź terytorialną z miejscami, skąd przybyli, i zaczęli szukać nowych więzi. A związani byli tak naprawdę z trzema punktami miasta. Chodzi mianowicie o miejsce, gdzie pracowali, ulicę Lipową, oraz osiedle, na którym mieszkali. Dlatego też jest to daleko idące uproszczenie, gdy ktoś mówi, że pochodzi na przykład z Bojar. Przecież niewiele jest rodzin które od pokoleń tu mieszkają, a tego typu stwierdzenia wynikają z tego, że przybysze szukają jednak nowej tożsamości - opowiada Sadowski.

Profesor na początku lat 90. robił ankiety, w których pytał mieszkańców, czy czują się białostoczanami, czy nie. - Najwięcej było odpowiedzi: raczej tak, raczej nie. A przecież białostoczaninem się jest albo nie, a nie jakieś raczej - śmieje się prof. Sadowski,

Wyniki badań potwierdziły więc, że więzi nie były w latach 90. zbyt silne. A jak to jest teraz?
- Obserwuje się wśród młodych ludzi kolejną falę migracji. Jest ona jednak już zgoła inna niż ta powojenna. Dzisiejszy Białystok jest swego rodzaju miastem przesiadkowym, z którego wyrusza się do większej metropolii lub też za granicę - mówi.

Potwierdza to też Radosław Oryszczyszyn, socjolog z UwB. - Nie da się już zaobserwować takiego zjawiska jak z przełomu lat 60. i 70., kiedy do Białegostoku przyjeżdżały całe wsie. Często ludzie ci chcieli koniecznie zamieszkać obok siebie. I tak oto zdarzały się klatki schodowe, w których lokale były zajmowane wyłącznie przez dawnych sąsiadów. Charakterystyczne było to, że przywozili oni ze sobą też swoje wewnętrzne hierarchie. Sołtys pozostawał też sołtysem w swoim bloku. A teraz jest tak, że nie znamy ludzi, z którymi mieszkamy przez ścianę. Jesteśmy bardziej mobilni. Często jest tak, że w domu się właściwie tylko śpi - mówi.

Dodaje, że inaczej jest tylko w przypadku ludzi młodych, którzy do pewnego wieku poczuwają się do tego, że pochodzą z danego osiedla. - Z czasem jednak te więzi zanikają, część kolegów z boiska wyjeżdża do innych miast, część zaczyna mieć innych znajomych itd. W Białymstoku nigdy nie wykształciła się taka dzielnica jak na przykład warszawski Ursynów. Mieszkańcy potrafią nawet po pół roku go nie opuszczać. Tam mają wszystko na miejscu: szkołę, pracę, dom itd. Nie mają więc po co jeździć do centrum - opowiada.

Nie ma też u nas takiej warszawskiej Pragi, która ma niepowtarzalny koloryt i kulturę, czy też lwowskiego Łyczakowa, który stworzył sobie własną legendę. - Zobaczymy, co pokaże przyszłość. Może w Białymstoku też kiedyś będzie jakaś taka dzielnica - śmieje się Oryszczyszyn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny