Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia Fiedorczuk – Ulga, czyli małżeństwo bez szczęścia, pocieszenie bez wiary

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Natalia Fiedorczuk ur. 1984. Z zawodu psychopedagożka, kompozytorka, wokalistka i publicystka. Pracuje jako animatorka kultury, zajmuje się aktywizacją obywatelską w społecznościach lokalnych. Pisała o muzyce, o internecie, estetyce i mieszkalnictwie. "Jak pokochać centra handlowe" to jej prozatorski debiut.
Natalia Fiedorczuk ur. 1984. Z zawodu psychopedagożka, kompozytorka, wokalistka i publicystka. Pracuje jako animatorka kultury, zajmuje się aktywizacją obywatelską w społecznościach lokalnych. Pisała o muzyce, o internecie, estetyce i mieszkalnictwie. "Jak pokochać centra handlowe" to jej prozatorski debiut. Wydawnictwo Wielka Litera
Natalia Fiedorczuk w kwietniu ukończyła swoją nową powieść „Ulga”. To opowieść o losach kobiet, które nie znalazły w małżeństwie szczęścia. Czy w ogóle wiedzą, co to miłość?

Teoretycznie najważniejszą bohaterką książki jest dobiegająca czterdziestki Karolina. Dziewczyna z prowincji, która przeżyła swoją wielką miłość w Niemczech, ale trafiła na niezdecydowanego, czy po prostu niedojrzałego partnera. W Polsce wzięła ślub właściwie z rozsądku. Wciąż żyje studenckim zauroczeniem, ale kiedy opowiada o swojej zimnej matce, wychowywaniu się bez ojca, przychodzi refleksja, czy w ogóle umie kochać i wie czym może być szczęśliwa miłość.

W „Uldze” kobiecych bohaterek pojawia się więcej. Przede wszystkim – sąsiadka Karoliny, żona notorycznego wiarołomcy i długotrwała ofiara przemocy. Natalia Fiedorczuk znakomicie buduje jej postać – osoby wycofanej, godzącej się na kłamstwa męża, obwiniającej się o prowokowanie go do agresywnej przemocy fizycznej. Psychologiczna klasyka, lecz podana w niebanalnej formie. Bo pisarka bardo pracowała nad stylem, tym razem stawiając na klasyczną powieść, cokolwiek to jeszcze w XXI wieku znaczy. A co jakiś czas podrzuca zdania, z których można zbudować niejeden wiersz i niejedną powieść. Jakby otwierała „ciężki, żeliwny właz odsłaniający wejście do jej podziemnego świata połączeń i zasypanych kanałów”. Czytając „Ulgę” stopniowo poznajemy topografię owych kanałów, krwiobiegu wyimaginowanej Karoliny, by jeszcze głębiej zanurzyć się w świat kobiecych przeżyć. A te nie są łatwe. Natalia Fiedorczuk obarcza swoją bohaterkę kłopotami po cesarskim cięciu. Kolejne obumarłe ciąże, odmowa sztucznego zapłodnienia w Niemczech, strach pomieszany z żalem po stracie – te stany psychiczne opisuje, moim zdaniem, świadomie i bardzo mocno.

Innym przekleństwem jej bohaterki są relacje z matką – wiecznie zapracowaną pielęgniarką. Dziecko pozostawiane samo sobie na 48-godzinne dyżury, nigdy nie chwalone, besztane za byle co, żyje w takim strachu, że nawet po śmierci rodzicielki potrafi w nocy zmoczyć się. Nieprzepracowane traumy i konflikty budzą demony, a Natalia Fiedorczuk nadaje im kształt wybornych fraz. Tym bardziej, że ich ilość, w miarę rozwoju powieści, zaczyna się zagęszczać, a klątwa niekochania, nienawiści do rodziców, okaże się tkwić także w babci Karoliny, która dopiero na łożu śmierci miała wyznać, że była ofiarą seksualnych awansów swojego ojca i cieszyła się, kiedy zapijał się na śmierć, bo nie miał na nią siły i ochoty.

Na różnicę pomiędzy narzeczeństwem i seksualnym zauroczeniem, a życiem małżeńskim zwraca uwagę niemal filmowa scena z pierwszej części powieści. Karolina po orgazmie z mężem wraca do siebie mówiąc „Jestem tu”. W następnym akapicie powtarza te same słowa w stosunku do śpiącego syna. Ale nie jest to obraz rodzinnej sielanki. W głowie imaginuje sobie zabicie dziecka. Dlaczego? Bo „już na zawsze pozostałby mały, jej, malutki taki”. Tylko matka umie tak opisać rozterki innych matek. Robi wrażenie. Czy jest zatem książkowa Karolina złą matką? A jaką była jej matka, kiedy nie umie pocieszyć 16-letniej córki po utracie chłopaka. Woli jej wmawiać, że zawsze sobie poradzi. A Karolina, teraz już sama będąc matką, i tak tęskni do swojej, choć ta już umarła.

Tragedii przytrafiających się głównej bohaterce, i to tragedii prawdziwych, nie związanych z emocjami z przeszłości, jest więcej. Gwałt we własnym domu, poronienie. I zadziwiająca metamorfoza. Poszukiwanie ukojenia w katolickiej grupie modlitewnej. Pisarka portretuje taką wspólnotę bez ironii, choć jej Karolina w pewnym momencie zaczyna się zastanawiać, czy liderka naprawdę wierzy w Boga. A ta, czując że modlitwa może nie wystarczyć, by pokonać pamięć o gwałcie, przytomnie proponuje skorzystanie z porad psychologa. Godne to i rozsądne. Zwłaszcza, kiedy żyje się w ciągłym poczuciu niezadowolenia. „A przecież miała wszystko, miała Marcina i Janka, powody, by codziennie wstawać z łóżka. Mimo to trawiło ją wieczne poczucie niedosytu i pustki...”. Natalia Fiedorczuk, choć operuje fikcją, zdaje się przemawiać głosem wielu kobiet.

Będzie w tej wyważonej objętościowo powieści miejsce i dla facetów. Jeden – to mąż Karoliny, współczujący i rozumiejący jej stany psychiczne, choć nieświadomy ich źródeł. Drugi – to gwałciciel i sprawca przemocy domowej staczający się na dno. Co przyniesie nieszczęśliwej Karolinie ulgę, czy w ogóle w jej życiu taki stan jest możliwy – na te pytania odpowiada w iście powieściowy sposób Natalia Fiedorczuk. Mocno, poruszająco, w świetnym, współczesnym stylu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny