Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napoleon Cydzik - pierwszoplanowa postać w Białymstoku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Napoleon Cydzik w 1919 roku
Napoleon Cydzik w 1919 roku
Kim był Napoleon Cydzik? Poza historykami nikt o nim nic nie wie. A od 1919 roku była to pierwszoplanowa postać w Białymstoku. 1 marca właśnie tegoż roku objął stanowisko komisarza rządowego. Jego głównym zadaniem było przygotowanie wyborów samorządowych, które odbyć się miały we wrześniu.

Współpracował, co oczywiste, z Tymczasowym Komitetem Miejskim. Na wspólnych fotografiach zasiadał zawsze obok przewodniczącego, Józefa Puchalskiego. Wyczuwano jednak, że był "nie stąd". Ówczesne elity białostockiej władzy samorządowej znały się od dziesięcioleci. Bywało, że niektórzy zasiadali w radzie miejskiej jeszcze za carskich czasów. Napoleon Cydzik, mający doświadczenie w pracy samorządu, ale warszawskiego, był dla białostockich działaczy po trosze niezręcznym partnerem, opiekunem i nadzorcą.

Po wyborach, mimo, że główna przyczyna jego misji została wypełniona, Cydzik nadal piastował swą funkcję. Sytuacja w mieście wymagała specjalnych kompetencji. Narastający konflikt polsko-żydowski, ogromne trudności zaopatrzeniowe i zbliżająca się zima spowodowały, że Cydzik pozostał w Białymstoku. Na przełomie 1919 i 1920 roku często wyjeżdżał do Warszawy, wzywany tam z relacjami o miejscowej sytuacji. W Białymstoku zaś nie było tygodnia, aby w komisarycznym trybie nie regulował on funkcjonowania miasta. A to zatwierdzał kary grzywien nałożone na miejscowych kupców za nieprzestrzeganie przepisów regulujących godziny handlu, a to karał właścicieli posesji, którzy nie usuwali śniegu i lodu z chodników.

Nie uszły uwadze Cydzika "rynsztoki brudne i cuchnące". Szeroko komentowana była grzywna nałożona na doktora Rubinsztejna, który na świadectwie lekarskim przystawił rosyjską pieczątkę. W 1920 roku jego misja komisarza została wypełniona.
Pozostał jednak w Białymstoku. Zaproponowano mu stanowisko radcy wojewody. W strukturze urzędu wojewódzkiego był wydział samorządowy. Cydzik nadzorował jego pracę. Stanowisko to pełnił przy wojewodzie Stefanie Popielawskim i jego następcy Marianie Rembowskim. Mieszkał skromnie. Zajmował pokój w mieszkaniu państwa Kasinowiczów w kamienicy przy Nowym Świecie 6. To właśnie tu wydarzyła się historia, która była szeroko komentowana przez białostoczan.

Była niedziela 18 stycznia 1920 roku. Większość lokatorów zasiadła do niedzielnego obiadu. Nikt wobec tego nie zwrócił uwagi na dochodzące ze strychu podejrzane odgłosy. A tam przy pomocy siekiery, łomu i świdra nieznani łotrzykowie dostali się na strych. Zwinęli z niego suszącą się bieliznę i zniknęli bez śladu. Kradzież wykryto dopiero po upływie kilku godzin. Wieczorem cała kamienica aż huczała od domysłów. Wreszcie po kolacji rozemocjonowani lokatorzy ułożyli się do snu. Zapadła noc. O godzinie 4 nad ranem pod ukryciem ciemności przy kuchennych schodach, od podwórza, zjawiło się dwóch mężczyzn. Z dużą wprawą otworzyli wytrychem kuchenne drzwi i po chwili znaleźli się w mieszkaniu Kasinowiczów. Bez najmniejszego szmeru poruszali się po pokojach. Wreszcie znaleźli się w pokoju zajmowanym przez Napoleona Cydzika. Tu spostrzegli "walizkę z grubej trzciny", czyli popularny w owym czasie kufer z wikliny. Był zamknięty na kłódkę. Rabusie zachowując największa ostrożność przecięli jego ściankę nożami. Spotkało ich jednak rozczarowanie. Zamiast pieniędzy w kufrze leżały letnie ubrania. Złodzieje byli przekonani, że Cydzik musi mieć gdzieś ukryte duże pieniądze. Jeden z włamywaczy postanowił zaryzykować. Jego uwagę przykuła poduszka. Szkopuł tkwił w tym, że na niej spoczywała głowa śpiącego, miarowo pochrapującego komisarza Cydzika.

Złodziej najdelikatniej, jak tylko potrafił wsunął dłoń pod poduszkę i rozpoczął poszukiwania. Nic nie znalazł, ale obudził Cydzika. Ten chwycił za leżący na szafce nocnej rewolwer, co widząc złoczyńcy rzucili się do ucieczki. Trzaskając drzwiami przed goniącym ich komisarzem, wbiegli do przedpokoju. Tu jeden ze złodziei zdążył jeszcze zerwać wiszące na wieszaku eleganckie futro gospodarza i pędząc na oślep po ciemnych schodach zniknęli w ciemnościach podwórek pomiędzy Lipową, Kupiecką i Nowym Światem. Napoleon Cydzik utracone futro wycenił na 12 tysięcy marek i chcąc nie chcąc w poniedziałek udał się do pracy, do Pałacu Branickich, w wiatrem podszytej jesionce. Białostocka policja nie znalazła ani futra ani złodziei.

Następne lata pracy Napoleona Cydzika w Białymstoku przebiegały spokojnie. Nie zajmował już tak eksponowanego stanowiska. A i czasy nie wymagały już komisarycznych rządów. 31 października 1925 roku Napoleon Cydzik po "wysłużeniu całkowitej emerytury państwowej poszedł w zasłużony stan spoczynku". Współpracujący z nim urzędnicy Wydziału Samorządowego postanowili uczcić pana radcę. Urządzili więc "pożegnalną biesiadę koleżeńską". Były mowy, laudacje, toasty, a na zakończenie wspólna fotografia. Wkrótce Napoleon Cydzik przeniósł się do Warszawy. Zmarł w 1946 roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny