Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najgłupsze wpadki przestępców. Głupota nie boli, za to kosztuje.

Magdalena Kuźmiuk
Złodzieje kradli tory i słuchali muzyki
Złodzieje kradli tory i słuchali muzyki
Najgłupsze wpadki. Dwóch rabusiów napadło na bank, ale zgubili łup. Student podszył się pod policjanta, by ukarać pirata drogowego. Imprezowicz ukradł autokar, bo nie chciał iść pieszo. Kradli i słuchali głośno muzyki.

Najgłupsze wpadki przestępców

Można rzec, że nie ma głupich przestępstw, głupcami są tylko ci, co je popełniają. No bo jak nazwać kogoś, kto w okradzionym przez siebie domu zostawia dowód osobisty. Wiadomo, włamanie to poważna sprawa. I grozi za to surowa kara. Z tym trzeba się liczyć. Ale niektórzy nie zdają sobie także sprawy z tego, co zresztą potwierdzają policyjne statystyki, że na pozór niewinne przemetkowanie towaru w supermarkecie lub dorzucenie do reklamówki kilku jabłek tuż po ich zważeniu, to zwykłe oszustwo. Przestępstwo zagrożone podobną karą, jak na przykład pobicie kogoś. I nie jest ono bagatelizowane przez organy ścigania. A oto przykłady takich przestępców z Podlasia z 2010 roku.

Zostawił dowód na miejscu przestępstwa

Sprawa sprzed niespełna trzech tygodni. Przykład, że głupota ludzka naprawdę nie zna granic. W jednym z domów w Zaściankach było włamanie. Właściciel zaalarmował mundurowych, że włamywacz zabrał z piwnicy elektronarzędzia, a z mieszkania cenną biżuterię. Złodziejaszek miał jednak pecha. W okradzionym domu zostawił portfel. A w nim, jak na dłoni, był jego dowód osobisty.

Mało tego. Nierozgarniętym złodziejem okazał się 19-letni sąsiad właścicieli. Na policji chłopak przyznał się też do tego, że w połowie maja już raz włamał się do owego domu. Ukradł wtedy laptopa, portfel i kosmetyki. Oba włamania mogą go teraz kosztować dziesięć lat odsiadki.

Gorzki smak kalafiorów

To z kolei było jesienią. 45- i 55-latek zapragnęli najzwyklejszych w świecie kalafiorów. Na plantację przyjechali późnym popołudniem. Sprawnie i szybko wycieli prawie 400 sztuk, po czym załadowali je do bagażnika auta. Pech chciał, że zauważył ich właściciel plantacji. Ten nie miał litości. Natychmiast o kradzieży powiadomił policję. Złodzieje trafili do policyjnego aresztu.
- Już nigdy nie zjemy kalafiorów - zarzekali się w rozmowie z mundurowymi.

13-latek wiózł pijanego ojca

Do rutynowej kontroli drogowej w Mońkach policjanci zatrzymali wieczorem volkswagena. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kierowcę ledwo było widać zza kierownicy. Szoferem okazał się 13-letni chłopiec. Razem z nim w samochodzie podróżowały jeszcze trzy inne osoby. Policjanci ustalili, że wśród nich jest także 40-letni ojciec małego kierowcy i dwóch znajomych. Wszyscy pasażerowie byli pijani. Tatuś miał ponad 2,5 promila alkoholu, a jego kompani po niespełna 3 promile. Tłumaczyli policjantom, że jechali do sklepu po piwo. Ale żaden z nich nie prowadził.

Ukradł autokar, bo nie chciał wracać do domu na piechotę

Pewien 25-latek bawił się na dyskotece w Jaświłach. Po północy miał dość i zdecydował, że kończy zabawę. Był znudzony imprezą, w jego krwi krążyły promile. Nie miał ochoty wracać z dyskoteki piechotą. Na parkingu zauważył autobus. Łatwo dostał się do środka, bo samochód miał zepsute drzwi. Jak na pokuszenie, w stacyjce tkwiły jednak pozostawione przez kierowcę kluczyki.

25-latek nie miał prawa jazdy, ale co tam, uruchomił silnik i ruszył w trasę. Ale nie zajechał daleko. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymali go policjanci. Badanie trzeźwości wykazało, że mężczyzna miał prawie 2,8 promila alkoholu w organizmie. Resztę nocy spędził w policyjnej izbie zatrzymań. Musiał wytrzeźwieć.

Zamieniła piżamy

Innego kalibru przestępstwo popełniła pewna białostoczanka. 25-latka zamieniła w hipermarkecie naklejki z kodami kreskowymi. Chciała kupić droższą piżamę za cenę tańszej. Na komplet męskiej piżamy nakleiła cenę 14,91 złotych. Gdy chciała zapłacić, zatrzymali ją ochroniarze. Hipermarket mógł stracić 35,01 złotych. Do sądu trafił jednak wniosek prokuratury o warunkowe umorzenie postępowania wobec 25-latki. A to dlatego, że szkoda, którą wyrządziła była niewielka.

Drogowy Robin Hood

Student Konrad S. postanowił zabawić się w policjanta. Późno w nocy jechał oplem ze swoim kolegą. Na trasie zauważyli pędzące audi. Wyprzedzili je. Wtedy Konrad S. wystawił rękę przez okno, pokazując kierowcy audi, by zjechał na pobocze. 23-latek wysiadł z samochodu i powiedział zatrzymanemu, że jest stróżem prawa. Zażądał dokumentów, ostrzegł też, że nagrał popełnione przez niego wykroczenie. Jednak kierowca zachował trzeźwość umysłu. Zaczął wypytywać nieumundurowanego rzekomego policjanta, z jakiej jest komendy i dlaczego nie pokazał mu jeszcze stosownych dokumentów. Wtedy nieoczekiwanie mężczyźni rzucili się do ucieczki. Kierowca audi zawiadomił policję.

- Miałem już wcześniej niemiłe doświadczenia z piratami drogowymi. Chciałem zrobić z tym porządek - tak 23-latek tłumaczył się przed prokuratorem. Usłyszał zarzut przywłaszczenia funkcji funkcjonariusza policji.

Kradli tory w rytm muzyki

Mieszkańcy Hajnówki, 22 i 24-latek, słuchając muzyki i racząc się piwem, siedzieli na torach i rozkręcali element po elemencie. Zdążyli ukraść jedenaście podkładek. Na widok mundurowych złodzieje rzucili się do ucieczki. Zostali schwytani po krótkim pościgu. Przez swoją głupotę mogli spowodować wykolejenie się zabytkowej drezyny, która jeździła tamtą trasą.

Długo nie cieszył się wolnością

Swoją kartoteką ten 29-latek mógłby obdzielić kilku przestępców. Większość młodzieńczych lat Daniel R. przesiedział w zakładach karnych. Ostatnio był oskarżony o dwa brutalne napady na kantory w centrum Białegostoku. Razem z kolegami zrabowali 410 tys. zł w różnych walutach.

Kilka tygodni przed wyrokiem Daniel R. niespodziewanie wyszedł z aresztu, ale przestał pojawiać się w sądzie na rozprawach. Szybko jednak zapewnił sobie powrót za kraty. Gdy jego adwokat szykował się do wygłoszenia mowy końcowej w procesie za napady na kantory, Daniel R. znów zaatakował. Jego ofiarą padł kolejny właściciel kantoru. 29-latek miał wtedy ze sobą gaz i przedmiot przypominający broń. Po kilku dniach wpadł w ręce policji i usłyszał wyrok 13 lat więzienia za napady na kantory.

Rabusie pogubili pieniądze

To się zdarzyło niespełna miesiąc temu. Był napad na bank w Białymstoku. Wiadomo, że sprawców było dwóch. Jednego złodzieja zatrzymali przechodnie i przekazali policji. Okazało się, że rabusie zabrali z kasy banku ponad 30 tys. złotych. Ale uciekając w popłochu, zgubili część pieniędzy. Pozbierali je przechodnie i policjanci. Resztę zrabowanej kwoty miał przy sobie 18-latek, którego zatrzymano tuż po napadzie. Jego kolegi nadal szukają.

Chwalili się bronią, wylądowali w areszcie

Co chcieli tym osiągnąć dwaj mieszkańcy Suwałk, do końca nie wiadomo. W jednym z tamtejszych salonów gier ostentacyjnie wymachiwali bronią palną. Aż na miejscu zjawili się policjanci. Na widok mundurowych próbowali jeszcze odrzucić pistolet. Nic to nie dało. Mężczyźni trafili do aresztu. Nie zdawali sobie sprawy, że za nielegalne posiadanie broni grozi im od pół roku do ośmiu lat więzienia.

Aż się doigrał

21-letni białostoczanin włamywał się do tego samego Domu Książki aż cztery razy. Niewątpliwie kusił los. Z księgarni złodziej zabierał pieniądze, klucze do magazynów, zabawki, przybory do pisania, sprzęt komputerowy. Za trzecim razem Adrian N. ukradł także książki. W końcu limit szczęścia się wyczerpał. Złodziej wpadł w ręce policji na gorącym uczynku, gdy próbował się włamać się po raz czwarty.
Księgarnia straciła prawie 10 tys. złotych. W śledztwie Adrian N. wyraził chęć dobrowolnego poddania się karze trzech lat więzienia.

Zbyt silny pociąg do wódki

Tego młodzi małżonkowie się nie spodziewali. Gdy w Wasilkowie robili plenerowe zdjęcia ślubne, do jednego z ich drużbantów podeszło dwóch mężczyzn. "Dawaj wódkę" - zażądali. Gdy odmówił, doszło do awantury, która przerodziła się w szarpaninę. Wystraszony drużba schował się w samochodzie, którym przyjechali weselnicy. Wtedy pijani mężczyźni wpadli w szał. Zaczęli kopać w drzwi audi i rzucać kamieniami w szybę, która popękała. Właściciel zniszczonego audi oszacował straty na tysiąc złotych.

Szpadlem w policjanta

Do ataku na mundurowego doszło w Białymstoku wczesną wiosną w nocy. Patrol dostał od dyżurnego sygnał o interwencji na ulicy Bema. Mundurowi przejeżdżali akurat ulicą Angielską, gdy na środku drogi zauważyli mężczyznę. Był nim Zenon J. 48-latek zachowywał się bardzo dziwnie. Stał i wymachiwał szpadlem. Gdy zbliżył się do niego radiowóz, zaczął uderzać łopatą w pojazd. A potem próbował uderzyć policjanta przez otwarte okno. Gdy mundurowy wysiadł z samochodu, mężczyzna uderzył go szpadlem w głowę. Został szybko obezwładniony. Był pijany.

Pod koniec maja Zenon J. usłyszał wyrok roku więzienia. Dlaczego pobił policjanta, dokładnie nie wiadomo.

Pogryzł taksówkarza, bo nie miał pieniędzy, by zapłacić za kurs

Niewątpliwie, we krwi pewnego 33-latka, który przyjechał do Białegostoku na gościnne występy, buzowały promile. Mężczyzna po skorzystaniu z usług taksówkarza, nie chciał zapłacić szoferowi za kurs i wysiadł z pojazdu. Gdy taksówkarz próbował wyegzekwować należne mu 20 złotych, został zaatakowany i przewrócony na ziemię. Napastnik bił go pięściami po całym ciele, dusił, a nawet gryzł. Spłoszyli go przypadkowi przechodnie. Na miejsce przyjechała policja.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny