Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na razie recesja nam nie grozi

bkociakowska
Na razie recesja nam nie groziJeremi Mordasewicz, doradca zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan
Na razie recesja nam nie groziJeremi Mordasewicz, doradca zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan
Z Jeremim Mordasewiczem, doradcą zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, rozmawia Barbara Kociakowska.

Ostatnie dane z GUS-u wykazały, że PKB nie rośnie tak szybko jak wszyscy zakładali. Co to oznacza, czy i nas powoli dopada kryzys?

– Wszystko zależy od tego jak rozumiemy słowo kryzys. Ja bym ujął to w następujący sposób, powiedział, że nie grozi nam recesja – kurczenie się gospodarki, mówiąc inaczej, ujemne tempo wzrostu.

Dlaczego nie grozi?

Po pierwsze, dlatego, że nie jesteśmy tak bardzo zadłużeni jak społeczeństwa południa Europy – zarówno państwo jak i przedsiębiorstwa. Po drugie, mamy stosunkowo duży rynek krajowy i nasze więzi z państwami, które w tej chwili przeżywają kłopoty, czyli ze strefą euro, nie są tak silne jak np. Czech. Stąd też Czechy dzisiaj mają ujemne tempo wzrostu, my jeszcze nie. Można więc, paradoksalnie, powiedzieć, że to, iż nie byliśmy tak silnie związani z Europą  teraz działa na naszą korzyść. Naszym atutem jest także to, że Polska jest krajem na dorobku i gotowi jesteśmy pracować intensywniej niż mieszkańcy  południowych krajów Europy. Nie jesteśmy jeszcze tak rozleniwieni jak bogatsze państwa europejskie.
Powinniśmy wyraźnie określić co rozumiemy przez słowo kryzys. We Francji czy w Niemczech wystarczy wzrost gospodarczy rzędu 1,5 proc., żeby ustabilizować zatrudnienie, żeby nie było bezrobocia. Wzrost gospodarczy dwuprocentowy powoduje, że zwiększa się liczba zatrudnionych. W warunkach polskich tak nie jest. Polska jest krajem, nie da się ukryć,  zacofanym w stosunku do najbogatszych krajów Europy. U nas tempo wzrostu wydajności pracy rzędu 3 proc. rocznie oznacza, że w kolejnym roku tą samą pracę jest w stanie wykonać o 3 proc. mniej osób, czyli np. już nie 100 a 97. W związku z tym w Polsce, jeśli chcemy, by nie kurczyła się liczba miejsc pracy, to tempo wzrostu musi być powyżej 3 proc. A takiego tempa ani w tym, ani w przyszłym roku nie uzyskamy. Można więc powiedzieć, że będziemy mieć problem w przyszłym roku, bo nie spodziewamy się, aby wzrastało zatrudnienie.

Właśnie, coraz częściej słyszy się opinie, że przyszły rok będzie rokiem bezrobocia. Czy Pan się z nimi zgadza?

– Rzeczywiście, bezrobocie może trochę wzrosnąć. Ale to nie będzie ogromny wzrost, taki z jakim mieliśmy do czynienia w roku 2001-2002. Polska gospodarka już została w znacznej części zrestrukturyzowana. Trzeba zauważyć, że Polska ma nadal duże zasoby pracy. Mamy nie tylko młodych absolwentów uczelni wchodzących na rynek pracy, ale także osoby starsze, które muszą dłużej pozostawać na rynku pracy. Musimy podnieść wiek emerytalny, bo nie da się funkcjonować w kraju, w którym jest 16 milionów pracujących i blisko 10 mln emerytów, rencistów i innych osób żyjących ze świadczeń, w tym przedemerytalnych. Oprócz młodych – wchodzących na rynek pracy i starszych, którzy powinni na nim zostać i dłużej pracować, mamy ogromne zasoby pracy w rolnictwie. Wynikają one z rozdrobnienia polskich gospodarstw. Szacuje się, że około milion osób powinno odejść z rolnictwa do innych, bardziej produktywnych, sektorów gospodarki. Można więc powiedzieć, że mamy 3 mln osób „do zagospodarowania” i dlatego w Polsce powinniśmy zwiększać zatrudnienie. Nie może nas satysfakcjonować utrzymanie zatrudnienia na dotychczasowym poziomie 16 mln. Dlatego to będzie trudny rok.

Ale jak to zmienić? Wyliczono, że polskie firmy mają na kontach 100 mld zł, które mogłyby zainwestować, a zatem i zwiększyć zatrudnienie. Jednak nie chcą tego robić, bo obawiają się kryzysu i wolą schować pieniądze na czarną godzinę. Mówi się też, że premier będzie próbował w swoim jesiennym expose przekonać przedsiębiorców do tego, by inwestowali. Co musiałby powiedzieć, żeby przedsiębiorcy zaczęli te pieniądze wydawać na inwestycje?

– Myślę, że to nie zależy od obietnic premiera. Nie jest prawdą, że przedsiębiorcy dzisiaj nie inwestują. Tyle, że inwestują w modernizację produkcji, a nie w zwiększanie jej skali. Kiedy będą stawiać na inwestycje związane ze zwiększeniem skali produkcji? Wtedy, kiedy będą przeświadczeni, że sprzedadzą swoje produkty. Tymczasem popyt w Europie się kurczy, a w Polsce utrzymuje się praktycznie na stałym poziomie, wzrasta minimalnie. W związku z tym przedsiębiorcy musieliby znaleźć inne rynki zbytu, a na to potrzeba czasu. Należałoby sprzedawać więcej produktów na kurczącym się rynku europejskim, co będzie trudne – mamy jednak ten atut, że nasze produkty są porównywalnej jakości, ale tańsze. Moglibyśmy też spróbować wyprodukować nowe produkty, ale z tym u nas jest kiepsko, innowacyjność nie jest naszą mocną stroną. Przedsiębiorcy mogą także spróbować wyjść na inne, pozaeuropejskie rynki, np. Kazachstan, Turcję, może uda się też coś ulokować na dużym chińskim rynku. Pozostaje jeszcze cała Afryka – szczególnie północna. To jest jednak kwestia umiejętności. A premier może nam pomóc wówczas, jeśli obniży koszty prowadzenia działalności gospodarczej w kraju.

Poza tym trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że firmy dzisiaj najbardziej obawiają się utraty płynności. Im jest większe ryzyko przed nami, im przyszłość jest bardziej niepewna, firmy gromadzą tym więcej pieniędzy na kontach. Wystarczy bowiem, że klienci zaczną opóźniać płatności, a firmy nie będą miały za co zapłacić pracownikom. Zawsze tak jest, że te zapasy gotówki rosną w momencie kiedy wzrasta ryzyko utraty płynności.

Jakie koszty przede wszystkim należałoby obniżyć?

– Przede wszystkim związane z elastycznym wykorzystaniem czasu pracy. Np. jeśli przedsiębiorca ma przestój, musi zapłacić pracownikom za czas przestoju. Jeśli za kilka miesięcy ma więcej zamówień, musi ludziom płacić za nadgodziny. Gdyby mógł rozliczać czas pracy nie w ciągu czterech miesięcy, a 12 to by mu się to bardziej bilansowało. Ludzie pracowaliby w jednych okresach 6 godzin, w innych 10 , ale średnio byłoby to 8 godzin. Może byłaby to pewna uciążliwość, ale nasze badania pokazują, że ludzie by na to przystali, żeby zachować pracę. A dla nas, dla przedsiębiorców, byłby to duże ułatwienie, bo nie musielibyśmy zwalniać ludzi kiedy nie ma pracy i płacić im odpraw, a za kilka miesięcy zatrudniać nowych pracowników i ponosić koszty rekrutacji i szkoleń.

Inna rzecz, to zmniejszenie kosztów administracyjnych związanych z prowadzeniem przedsiębiorstw. Na przykład, czy naprawdę nie możemy znieść takiego absurdu, by przechowywać dokumentację pracownika, który był zatrudniony w firmie, aż przez 50 lat – i to w formie papierowej. Często jest tak, że ta osoba już dawno nie żyje, a dokumentację przechowywać trzeba. Chodzi więc też o różnego rodzaju obowiązki sprawozdawcze. Skoro  strefa euro popada w recesję, popyt z tamtego kierunku będzie malał, będzie rosła konkurencja. Dlatego też polski rząd powinien jak najszybciej poprawić warunki prowadzenia działalności gospodarczej w naszym kraju, żebyśmy mogli konkurować z innymi państwami. Jak już mówiłem, nie da się funkcjonować, kiedy w 38 milionowym kraju – tak naprawdę w 37 mln, bo milion Polaków wyjechało na stałe za granicę – 16 mln dorosłych pracuje, a blisko 10 mln pobiera emerytury, renty i  inne zasiłki. W związku z tym my wszyscy musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: Co z tym zrobić? Musimy dłużej pracować i dzięki temu pojawią się pieniądze na inwestycje. Teraz na emerytury i renty wydajemy w Polsce 180 mld zł, a składki, które zbieramy wynoszą 90 mld. Skąd bierzemy pozostałe 90 mld? Ograniczamy wydatki na służbę zdrowia, budowę dróg, ale oznacza to, że mniej osób będzie pracowało przy budowie dróg czy w szpitalach.

Podsumujmy – czy zatem powinniśmy odczuwać zagrożenie ze strony kryzysu w Europie.

– Po prostu róbmy swoje. Zdawajmy sprawę z zaostrzającej się konkurencji i nie róbmy niczego co by obniżyło naszą konkurencyjność. To co możemy w tej sytuacji zrobić, to stawać się coraz bardziej produktywni, wydajni. Nasi handlowcy muszą się bardziej rozglądać za możliwościami sprzedania towaru w Europie, powinniśmy przekraczać granice naszego kontynentu. W tej chwili mamy deficyt handlu zagranicznego, a to oznacza importowanie pracy. Trzeba dążyć do nadwyżki, do sytuacji, w której to my byśmy eksportowali pracę Polaków. Jednocześnie trzeba się mocno trzymać Europy, tych miejsc gdzie już mamy ugruntowana pozycję, a zarazem szukać nowych.
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny