Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na patrona UwB przyjdzie jeszcze czas

Tomasz Maleta
Prof. Leonard Etel, rektor Uniwersytetu w Białymstoku, w roli patrona uczelni widziałby Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie.
Prof. Leonard Etel, rektor Uniwersytetu w Białymstoku, w roli patrona uczelni widziałby Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie. Wojciech Wojtkielewicz
Uniwersytet w Białymstoku ma jeszcze czas, by dochować się geniuszy. Być może wśród nich będzie akurat ten, którego spuścizna jednoznacznie namaści na patrona. Kto wie, może na miarę Nobla.

Duma Białegostoku, której mogą nam zazdrościć inne miasta. Tak napisałem 26 listopada 2009 roku, w 90. urodziny prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Rówieśnik niepodległości Białegostoku, honorowy obywatel miasta, ostatni prezydent II RP. Swój szlak zaczął ślubowaniem harcerskim w parku Konstytucji 3-Maja, któremu pozostał wierny do końca. Potem było sowieckie więzienie, kara śmierci zamieniona na zsyłkę na Kołymie. Wyjście z armią Andersa do Iranu, Monte Cassino, Londyn i pół wieku emigracji. W końcu powrót do Polski i rodzinnego Białegostoku przed 23 laty.

Podczas tamtego jubileuszu w Radio Białystok transmitowało niezwykłą wieczornicę. Spotkali się harcerze i Ryszard Kaczorowski. Choć za oknem w ten jesienny wieczór wiało chłodem, to klimat spotkania przypominał wakacyjne ognisko. Prezydent opowiadał o przedwojennym Białymstoku i harcerstwie, jego etosie i plonach, które wydało. O oczekiwaniu na wyrok śmierci, dzisiejszym Białymstoku. Patriotyzmie.

Słuchając przy odbiorniku tamtej audycji samo cisnęło się na usta: Sto lat, Panie Prezydencie. Niestety, los sprawił, że prezydentowi dane było jeszcze tylko pięć miesięcy. Swój szlak zakończył w katastrofie tupolewa na smoleńskim lotnisku. Tak blisko Katynia, którego przeznaczenia udało mu się uniknąć w 1940 roku. Symbolika aż nadto wymowna. Zapewne też znajdzie swoje odzwierciedlenie w planowanym w Białymstoku Muzeum Sybiru. Nie sposób wyobrazić sobie tego miejsce bez szczególnego wyeksponowania losu jednego z najwybitniejszych białostoczan i jego związków z miastem. Były one - po powrocie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego z emigracji - szczególne.
To na białostockich Krywlanach padły jakże znamienne słowa Jana Pawła II. - Proszę przekazać rządowi w Londynie za przechowanie suwerenności Rzeczypospolitej - mówił papież w osobistej rozmowie z Ryszardem Kaczorowskim 5 czerwca 1991 roku. To nie tylko honorowy obywatel miasta, ale także doktor honoris causa Uniwersytetu w Białymstoku. Podarował znaczną część swoich książek bibliotece, w niej znajduje się jego gabinet.

- To postać znacząca i patron na nasz miarę - mówił pod koniec listopada prof. Leonard Etel, rektor Uniwersytetu w Białymstoku informując o pomyśle powołania grupy inicjatywnej, która będzie pracować nad szczegółowym uzasadnieniem projektu, by Uniwersytet w Białymstoku nosił imię ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie. Jej zadaniem będzie także szukanie poparcia i akceptacji tego pomysłu wśród społeczności uniwersytetu.

Temat patrona uczelni powraca co jakiś czas. Mniej więcej z częstotliwością zmian na fotelu rektora. Swoje trzy grosze od czasu do czasu w różnego rodzaju plebiscytach dorzucają też studenci. Na liście potencjalnych kandydatur był już Ludwik Zamenhof, bracia Jan i Jędrzej Śniadeccy, król Zygmunt August, Jerzy Giedroyć oraz Juliusz Słowacki. Niektórzy widzieliby w roli patrona Branickich, inni optowali za Stanisławem Augustem Poniatowskim, a nawet Elizą Orzeszkową i Zygmuntem Glogerem.
Listę potencjalnych kandydatów można tak naprawdę wydłużać w nieskończoność. Tylko czy uniwersytetowi koniecznie jest potrzebny patron? Tym bardziej, że uczelnia ma o wiele ważniejsze wyzwania. Nie wynikają one tylko z budowy kampusu, ale z wizji, że być może w nowych murach nie będzie miał się kto uczyć. Przy niżu demograficznym i odsiewie na maturze potencjalnych studentów uczelnie muszą szukać nowych sposobów na przyciągnięcie absolwentów szkół średnich. Sam tzw. wkład własny z miasta i regionu, a nawet i z kraju, może nie wystarczyć.

Na progu swojej kadencji rektorskiej profesor Etel zapowiedział ciekawą wizję nie tyle otwarcia, ale wręcz ekspansji na Wschód. Co prawda poprzez swoją wileńską filię białostocka uczelnia jest na tym kierunku obecna od lat, ale teraz ma nastąpić jakościowa zmiana. Nowe władze uczelni planują stworzyć Uniwersytecką Sieć Pogranicza. Weszłyby do niej Kaliningrad, Kowno, Sankt Petersburg, Mińsk, Grodno, Lwów, być może także Kijów. Główną jej ideą jest kształcenie w języku rosyjskim. Liderem sieci miałby być Białystok. Uczelnia planuje zatrudnić Rosjan, Białorusinów, mnóstwo osób, które świetnie się mówią w tym języku. Zamierza opracować taką ofertę nauczania w Białymstoku, która będzie prawdziwym magnesem dla studentów rosyjskojęzycznych. Jeśli ktoś zechce podjąć studia w ramach sieci, to będzie mógł kształcić się w dowolnym państwie. Oceny i dyplomy mają być uznawane na wszystkich uczelniach partnerskich.

Odważna wizja, niewątpliwie silnie determinowana przyszłością, wydaje się racjonalna. By stała się realna uczelnia musi zaproponować na tyle atrakcyjną perspektywę potencjalnym studentom, by nie żałowali, że dali się złapać w sieć. Zarówno Rosjanom, Białorusinom, Bałtom, Ukraińców, jak i Polakom chcącym specjalizować się w problematyce wschodniej. Dla tych pierwszych sama perspektywa studiowania w Unii Europejskiej może być już niewystarczającą wartością dodaną nauki w Białymstoku. Dla tych drugich być może bardziej atrakcyjne będę indywidualne możliwości dotarcia do uczelni wschodnich.

Na akademickość Białegostoku można spojrzeć w kilku wymiarach - najłatwiej przez pryzmat statystyki. W szerszym ujęciu o wiele większe znaczenie od liczb mają takie wartości jak prestiż naukowy ośrodka akademickiego, zdolność wykorzystania potencjału intelektualnego przez biznes (plus miastotwórcza rola kultury studenckiej).

Miarą tego pierwszego powinno być identyfikowanie Białegostoku jako ośrodka naukowego nie tylko w kraju, ale i w Europie, indywidualny dorobek pracowników naukowych (odkrycia, wynalazki, ich komercjalizacja) oraz ilość przypisów w pracach naukowych, w których ich autorzy powołują się na białostockich naukowców. W praktyce są to wartości, które na co dzień przeciętnemu chociażby białostoczaninowi trudno samodzielnie ocenić. I dlatego w powszechnym odbiorze prestiż uczelni w ciągu roku odzwierciedlają zazwyczaj różnego rodzaju rankingi. A z nimi jest tak, jak z sondażami tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Dopiero wyniki z PKW są tak na dobrą sprawę sprawdzianem ich wiarygodności. I podobnie jest z uczelniami.

W ich przypadku takim papierkiem lakmusowym jest to, ile osób stara się o indeks na poszczególnych wydziałach. Z drugiej strony uczelnie przechodzą inny sprawdzian. Po obronach studenci, choć pewnie nie wszyscy, starają się zasilić miejscowy rynek pracy. To, ilu z nich na nim nie zatonie, jest pośrednio też dowodem zasadności wyboru kształcenia w murach białostockich wydziałów. I odpowiedzią na pytanie, na ile nasze uczelnie są elastyczne, spełniając oczekiwania pracodawców. To z kolei może w przyszłości przyczynić się do przekonania przedsiębiorców, że warto inwestować w naukę. Mimo że im się to szybko nie zwróci. Na szczęście na te sprzężenia zwrotne obie strony zaczynają spoglądać trochę inaczej, a przynajmniej tak deklarują.

Wspomniane powyżej zależności w przypadku oczekiwań zagranicznych studentów ulegają spotęgowaniu. Bo konkurencja na wschodnich rynkach nauki wbrew pozorom jest duża. I dlatego to nie będzie łatwy i krótki marsz na Wschód Uniwersytetu w Białymstoku. Rozpoczynając kampanię warto pokusić się o jeszcze jedną, rozłożoną w czasie, zmianę. Bo nie da się iść do przodu stojąc w miejscu.
Uniwersytet w Białymstoku, naturalny spadkobierca tradycji wileńskiego uniwersytetu im. Stefana Batorego, położony na pograniczu Litwy, Białorusi, Rosji, w aspekcie nauk społecznych: stosunków międzynarodowych, nauk politycznych odgrywa raczej marginalną rolę. A przecież ze względu na wspomniane położenie i tradycję, ale też to, do czego się nasze miasto i uczelnie odwołują - wielokulturowość, powinien mieć taką placówkę (optymalnie międzyuczelnianą). I to na bardzo wysokim poziomie. Instytut Wschodni, coś na wzór poznańskiego Instytutu Zachodniego czy Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie, ale znacznie wykraczającego poza ramy tradycyjnej akademickości). To tu w Białymstoku, powinno być naturalne zaplecze eksperckie dla polskiej polityki wschodniej, polskiego biznesu wschodniego czy transregionalnych koncepcji współzależności lub realizmu peryferyjnego, Partnerstwa Wschodniego. Tymczasem instytucjonalnie w sprawach międzynarodowych jesteśmy białą plamą na mapie kraju. Niby mamy taki kierunek na wydziale historycznym-socjologicznym (choć z profilowany i zdominowany przez ujęcie historyczne). Niby mamy elementy europeistyki, polityki zagranicznej czy nauk politycznych na wydziale prawa (i innych uczelniach), niby mamy też naukowców uchodzących w tej materii za wysokich klasy specjalistów, ale zespołowo się nie klei. To z kolei przekłada się na praktykę. Paradoksalnie doszło nawet do tego, że w swoim czasie na najbardziej prężne miejsce w relacjach polsko-białoruskich wyrastał Wrocław.

Co więcej, powołanie takiej instytucji powinno być w interesie nie tylko uniwersytetu, ale także innych uczelni. Nie wspominając już o samorządach gminnych i wojewódzkim, które coraz częściej garną się i uskuteczniają sen o prowadzeniu dyplomacji samorządowej, choć na jawie nie mają ku temu żadnego potencjału. To, że taki ośrodek z powodzeniem mógłby spełniać rolę wsparcia zarówno dla szeroko rozumianej sfery życia publicznego, jak i biznesowego, nie trzeba udowadniać. Nauki społeczne także mogą rodzić innowacje.

Z tej perspektywy wydaje się, że na wybór patrona uniwersytet ma jeszcze czas, na wszystkie inne rzeczy niezbyt wiele. Nie warto go oscylować wokół sprawy, która ani nie doda splendoru, ani nie podniesie jakości uczelni. Obie te wartości nie zależą bowiem od tego, kogo nazwisko widnieje na tabliczce budynku głównego uczelni. Nawet jeśli byłaby to tak zacna i wybitna postać jak Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, powód do dumy Białegostoku.

Poza tym białostocka uczelnia jest młokosem wśród polskich uniwersytetów. Tym najlepszym i najstarszym, jak warszawski czy jagielloński, jakoś nie śpieszy się do zmiany tablic na rektoracie. A doprawdy mieliby ze swojego dziedzictwa w kim wybierać.

Uniwersytet w Białymstoku ma jeszcze czas, by dochować się geniuszy. Być może wśród nich będzie akurat ten, którego spuścizna (może na miarę Nobla) jednoznacznie namaści na patrona.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny