Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myszołów Kubuś. O przyjaźni ptaka i człowieka

Małgorzata Bazyluk
A rano - mówi pani Anastazja - gdy chce jeść, siada koło domu i krzyczy aż go usłyszę.
A rano - mówi pani Anastazja - gdy chce jeść, siada koło domu i krzyczy aż go usłyszę.
Kubuś no chodź tu, pokaż się. Mam dla ciebie jedzenie - mówi Anastazja Łukaszewicz. - Czasami usiądzie mi na rękę i tak z nim chodzę - dodaje. Kim jest Kubuś? Myszołowem. Syn pani Anastazji znalazł małego pisklaka. Oddał mamie, aby go wychowała. I tak Kubuś został.

Mówię do niego cały czas. I chyba mnie rozumie! - śmieje się pani Anastazja. - Rano, gdy chce jeść, krzyczy aż otworzę okno i powiem: cicho, już idę. Wtedy wychodzę go nakarmić. Je tylko wołowinę, wątróbki nie lubi.

Przy nodze, jak pies

Pani Anastazja mieszka w starej leśniczówce w Podsokołdzie. Jej mąż był leśniczym. Teraz została sama. Drewniany dom, ściany w boazerii, wiszące poroża, kominek. Hoduje króliki, kury. Wszystkie zwierzęta są oswojone, dają się pogłaskać.

- Teść był leśniczym, synowie też są. To już tak tradycja - mówi.
Idziemy zobaczyć Kubusia. - Wcześniej siedział na jabłonce za domem - mówi pani Anastazja. - Tylko nie podchodźcie, bo może się wystraszyć.

Ptak na widok swojej opiekunki wyraźnie się ożywia. Zagląda, podchodzi bliżej.

- Jak jest głodny to je mi z ręki - ciągnie opiekunka. - A gdy nie zwracam na niego uwagi to lata za mną. I ciągle zaciekawiony patrzy.

Biała, mała kulka

Tak wyglądał Kubuś, gdy syn pani Anastazji znalazł pisklę w lesie. Gdyby je zostawił, skazałby go na pewną śmierć. Zabrał więc go ze sobą do domu.

- Początkowo trzymałam go w klatce, żeby nic go nie zjadło - opowiada pani Anastazja. - Ale gdy podrósł chciał być na wolności.

Z czasem ptak nauczył się latać. Wtedy klatka stała się niepotrzebna. Zaczął też znikać na dłużej.

- Ale zawsze wraca! Myślałam, że mnie opuści, a on ciągle jest.

O swoim istnieniu przypomina codziennie miedzy 5 a 5.30. To pora jego śniadania.

- Ostatnio kupiłam sobie tatara, ale musiałam z niego zrezygnować - śmieje się pani Anastazja. - Oddałam go Kubusiowi.

Łania przy wigilii

Myszołów nie jest jedynym "dziwnym gościem" w domu pani Anastazji. W albumie fotograficznym szczególną uwagę zwraca zdjęcie z wigilii sprzed kilku lat. Stół, choinka, cała rodzina i... łania!

- Baśka potrafiła się nawet poczęstować chlebem! - mówi pani Anastazja. - Była domownikiem, jak wszyscy inni. Niektórzy mają psa lub kota, a my mieliśmy łanię. Basiek, czyli łań w leśniczówce, było dwie. Jedną zabili kłusownicy, druga trafiła do Białowieży.

- Nawet ją tam odwiedzaliśmy! - opowiada. - Nie interesowały ją jabłka, które jej przywoziłam. Baśka wtulała się w męża, chodziła za nami. Chciała, byśmy ją zabrali ze sobą do domu...

Pani Anastazja dokładnie zna losy wszystkich swoich zwierząt. Gdy o nich mówi, w jej oczach pojawiają się łzy.

- Ja tu tylko ze zwierzętami przebywam - mówi pani Anastazja. - Dlatego są mi takie bliskie.

Jedna z Basiek tak przywiązała się do właścicieli, że wskoczyła do domu przez okno, gdy została sama. Nie pomagało zamykanie w zagrodzie. Zawsze uciekała. To, o czym mówi pani Anastazja wydaje się nieprawdopodobne. To przecież dzikie zwierzęta.

- Bać się ich? A czego! Przecież nic złego nie zrobią! - ucina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny