Myśliwi zarzucają rolnikom, że zawyżają straty

Wstaję rano a na moim podwórku jest co najmniej 30 dzików. Są tak bezczelne, że wyjadają mi kukurydzę z silosu. To chyba nie jest normalna sytuacja - złości się Stanisław Grajewski, rolnik z Trzyrzeczki w gm. Dąbrowa Białostocka. Co roku dziki niszczą mu kilka hektarów upraw.

Na początku października pracę zakończyła specjalna komisja powołana przez wojewodę, marszałka i ośrodki doradztwa rolniczego. Miała ona za zadanie oszacować straty spowodowane przez dziki. W jej skład wchodzili m.in. przedstawiciele powiatowych zespołów doradztwa rolniczego, Podlaskiej Izby Rolniczej i przedstawiciele z poszczególnych gmin.

Okazało się, że dziki w województwie podlaskim zniszczyły ponad 4 tysiące hektarów upraw na łączną kwotę 7 mln złotych. Zgodnie z obowiązującą ustawą, za te straty powinni zapłacić myśliwi. Ale wojewoda podlaski obiecuje, że pieniądze na odszkodowania może wypłacić państwo a nie tylko sami myśliwi.

- W ubiegłym roku wypłaciliśmy rolnikom 640 tys. zł odszkodowań, w tym już ponad milion - komentuje Jarosław Żukowski z białostockiego okręgu Polskiego Związku Łowieckiego. Przyznaje, ze straty są, ale dużo niższe niż te, które podaje komisja.

W miejscach, gdzie zebrano już kukurydzę szacowanie w większej części opiera się na oświadczeniu składanym przez samych rolników. A to nie podoba się myśliwym, według których rolnicy zawyżają poniesione straty.

Wojewoda podlaski, Maciej Żywno, już złożył do Sejmu propozycję nowelizacji prawa łowieckiego. Proponuje w niej, aby to powołane niezależne komisje, a nie koła łowieckie szacowały szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną. A pieniądze na wypłatę odszkodowań w części miałyby pochodzić ze Skarbu Państwa. Niestety, nie wiadomo jeszcze kiedy i czy w ogóle parlament zajmie się proponowaną nowelizacją.