To pierwsza wystawa prac zgromadzonych przez prywatnego kolekcjonera - przypomina Barbara Muszyńska z Muzeum Podlaskiego. - Pragnie pozostać anonimowy. Muzealniczka podkreśla, że kolekcja powstaje od kilku lat. - To początek fascynacji malarstwem, kogoś o artystycznej duszy.
Wystawa „bez ram /unframed” nie posiada jednego artystycznego klucza.
- Myślę, że kolekcjonowanie wypływa z pewnych emocji, z potrzeby kontaktowania się ze sztuką - zastanawia się Muszyńska. - Ten zbiór jest bardzo różnorodny, pewnie wypływa z rozmaitych emocji, które towarzyszą byciu na wystawie, zetknięciu się z czymś w galerii, zobaczeniu że to na mnie działa.
Muzeum Podlaskie. bez ram | unframed - malarstwo z kolekcji ...
W przypadku takiego zbioru nie każda praca musi zdobyć uznanie wszystkich widzów. - Chodzi o to, co w nas wzbudzi emocje - tłumaczy Muszyńska. - Jeśli to będzie tylko jeden obraz z całej wystawy - też będzie super. Ważne, czy chcemy się porozumiewać ze sztuką, prowadzić jakiś dialog.
Wystarczy spojrzeć na prace Gossi Zielaskowskiej, z grubo kładzioną farbą, o mocno nasyconych kolorach, konkurujących ze sobą. W takim płótnie można dopatrzyć się wielkich emocji.
-Nie każdemu może się ten obraz podobać, ale ktoś inny przyjdzie i powie - tak, to są moje emocje - podkreśla Muszyńska. Jej zdaniem w obcowaniu ze sztuką trzeba odnajdywać emocje w sobie i próbować nawiązać porozumienie z uczuciami, jakie towarzyszyły twórcy. I nie zawsze musimy odczytać to, co autor chciał nam powiedzieć.
Po takim mocnym wejściu, z silnymi pracami Zielaskowskiej, poruszając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara zobaczymy prace z cyklu „Szumy” Bartosza Kokosińskiego. Obrazują je kolory: czerwony, zielony, niebieski. - Ja je słyszę - mówi Muszyńska. I tłumaczy, że takie prace mogą wyciszać widza. Symbolem wystawy jest obraz 39-letniego malarza z Kalisza - Wojciecha Brewki „Rogacz” z 2013 roku. Może wydawać się uwspółcześnioną apoteozą kiczu, ale Muszyńska wyjaśnia, że malarz jest fascynatem street artu.
- Stąd mocna kolorystyka i mocne kontury pracy - mówi Muszyńska.
Bo tematy prac pokazywanych w ramach wystawy są bardzo różne. Są obrazy przedstawiające, ale też czyste abstrakcje. W tej ogromnej różnorodności paradoksalnie tkwi siła kolekcji.
Trzy prace Juliusza Lewandowskiego bliskie są wręcz estetyce plakatu propagandowego. A obok - Winston Churchill sportretowany w staromodnym kostiumie kąpielowym. Tu ważne jest tło - okręt wojenny, samoloty i grupka nagich młodzieniaszków pogania szpicrutą przez umundurowaną postać. To praca Michała Mroczki, a obok druga - w zupełnie innej estetyce - to zebry w kolorach… flagi Szwecji. Chociaż pozornie obrazy są od siebie odległe, ich układ pojawia się w pewnej sekwencji kolorów. Bo nie powinny ze sobą konkurować, mieć oddech. Następne są prace Julii Kowalskiej i Soni Ruciak. Spokojne, stonowane szarości. Klatka schodowa widoczna w pracy Ruciak ma tytuł „Spokój” i tak właśnie oddziałuje na widza.
Jest też obraz Aleksandry Kowalczyk. Malarka wyszła z pracowni Leona Tarasewicza, ale posługuje się w swojej abstrakcji geometrią. Zadziwia tytuł pracy Jakuba Glińskiego „Wtórne zassanie kału”.
- To zabawa malarstwem, jakby forma luźno rzucanych notatek - wyjaśnia Muszyńska.
Jedynym znanym białostockim twórcą w tej kolekcji jest Aleksander Grzybek z obrazem z cyklu „W drodze”.
Na ekspozycję trafiły dwa wyjątkowe obrazy Krzysztofa Piętki. Jeden przedstawia jakby literę, rzeźbę, wyrastającą z łąki na skraju lasu. Drugi to jakiś industrialny klimat łączący jakby starą fabryczną zabudowę z rampą dla rolkarzy. Obydwa niesamowite.
Najstarszym, bo pochodzącym z 1960 roku, obrazem w kolekcji jest „Miasto” Tadeusza Ryszarda Gąsiewicza. Abstrakcyjne malowidło może być doskonałym dowodem ciągłości myśli artystycznej, jaką podążają młodzi twórcy z prezentowanej kolekcji.
Michał Warecki przedstawia cztery niewielkie akryle z portretami kobiet: „Murzina”, „Afro”, „Pineskowa”, „Dużo zielonego”, pionowy portret „Kama” i zadziwiające przedstawienie „Pantofelki”.
- Jego kobiety są tylko zarysowane, ale intrygujące - przyznaje Muszyńska. - Urzekają mnie też kobiece buty.
W kolekcji są też cztery obrazy Agnieszki Pietrzykowskiej, między innymi „Dźwięki”. Przedstawicielem jakiejś odmiany surrealizmu może być Kamil Kukla z obrazem olejnym „16DIU”. Zaraz obok pojawiają się płótna na co dzień związanego z Berlinem Piotra Mariusza Urbaniaka. Różnorodna tematyka interesuje także Tomasza Kenio. Obok ledwie naszkicowanego pędzlem fragmentu klatki schodowej zatytułowanego jako „Martwa natura - gaz” są formy geometryczne - jedna z nich to jakby zbudowana z kryształów flaga Polski.
Pomiędzy obrazami kolekcjoner umieścił też grafikę autorstwa białostockiego lekarza - Jerzego Konstantynowicza. Obrazy w obrazach, przenikające się widoki, zwierzoczłekoupiory - możliwość interpretacji jest przeogromna.
Akryl na płycie, bliski grafice, stworzyła Viola Tycz. Jej „Porn-No! IV” bliski jest estetyce pop artu. Za to Beata Murawska, jakby w manierze impresjonistów odmalowała pole, zdaje się, kilkukolorowych tulipanów ukrytych pod szyldem „Raise up”. Kolor redukuje z kolei na swoim obrazie „Połów 2” Paulina Zalewska. Wystawę kończy Radosław Sawiak „Snem o Kazimierzu M.” - jedynym obrazem przestrzennym, kojarzącym się z próbą flirtu z instalacją.
Kilkadziesiąt obrazów czeka na odkrywanie. Tych twórców - w większości przed 40. rokiem życia - jeszcze w Białymstoku nie widzieliśmy. Kolekcja „bez ram” zdaje się obiecywać, że jedynym ograniczeniem w zdobywaniu nowych dzieł mogą być fundusze. Barier artystycznych brak. Muszą po prostu podobać się kolekcjonerowi. Warto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?