Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzeum Podlaskie. Andrzej Muszyński przygotował wystawę na jubileusz 40-lecia (zdjęcia)

Olga Pacewicz
Muzeum Podlaskie. Wystawa "Andrzej Muszyński. 40 lat pracy twórczej"
Muzeum Podlaskie. Wystawa "Andrzej Muszyński. 40 lat pracy twórczej" Jerzy Doroszkiewicz
Andrzej Muszyński to jeden z malarzy na trwale obecnych w pejzażu naszego miasta. Do 25 lutego 2018 będzie prezentowana wystawa wystawy "Andrzej Muszyński. 40 lat pracy twórczej".

Dla wielu białostoczan przede wszystkim autor muralu przedstawiającego twórcę języka esperanto. Zamenhof Muszyńskiego obserwuje nas codziennie z balkonu jednej z zabytkowych kamienic nieopodal centrum miasta. Mural powstał w 2008 roku, przy ulicy Zamenhofa 26, tuż obok miejsca, gdzie przed wojną stał dom rodzinny twórcy uniwersalnego języka.

Inną równie znaczącą realizacją tego artysty jest stojący vis-à-vis białostockiej fary pomnik księdza Popiełuszki, zaprojektowany i wykonany w latach 1990-91, wspólnie z rzeźbiarką Jadwigą Szczykowską-Załęską. – Uczestniczyłem w procesie powstawania pomnika od samego pomysłu po jego realizację. Potężna i odpowiedzialna robota – wspomina artysta.

Znikające obiekty artystyczne

Jeszcze kilkanaście lat temu, podczas spaceru po Białymstoku mogliśmy natknąć się na inne projekty Muszyńskiego, m.in. w siedzibie „Orbisu” przy Rynku Kościuszki 13. – Byłem dumny z tej realizacji. Powstała nowa jakość, w prasie pisano, że „powiało Europą”. We wnętrzu wykonałem ogromne malarstwo ścienne. Zaprojektowałem też pierwszy w tym mieście świecący kaseton w formie tzw. semafora, czyli szyldu zamocowanego na wysięgniku na elewacji budynku. Dzisiaj po dawnym projekcie nie ma śladu. Przyszedł nowy dyrektor i wszystko zamalował. Taki los spotkał nie tylko moją realizację, ale też wielu białostockich artystów, autorów mozaik i murali.
Inna praca, która „dobrze mu się kojarzy”, to tablica dla Biblioteki im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku, a był to okres, kiedy niepokornych jak on artystów raczej nie rozpieszczano zleceniami. Ówczesna dyrektor biblioteki zaakceptowała projekt, a odlał go po mistrzowsku Roman Murawski z Ciechanowca. W stanie wojennym Andrzej Muszyński pracował głównie na budowach...

Bardziej kameralne, schowane we wnętrzach prace artysty, to malarstwo ścienne w hotelu „Branicki” przy ul. Zamenhofa, czy hotelu „Cristal” przy ul. Lipowej (oba w sieci Best Western). Na korytarzach hotelu „Cristal” Muszyński stworzył opowieść o przedwojennym Białymstoku. Prace zostały wykonane na wmurowanej w ścianę płycie gipsowej, w ulubionej przez niego technice rytu, która powoli staje się znakiem rozpoznawczym artysty. Stare fotografie stanowiły jedynie inspirację do stworzenia osobistej narracji o czasach minionych. Wyżłobione rylcem sceny przedstawiają miejsca, które niegdyś tworzyły niepowtarzalny charakter miasta – m.in. reprezentacyjny hotel Ritz, ulica Młynowa z wodopojką, drewniane domy na Chanajkach, murowane kamienice wokół Ratusza. Inna realizacja, wykonana przez Muszyńskiego podobną metodą, to malarstwo ścienne w hotelu „Żubrówka” w Białowieży. Wyryte na ścianie sylwety zwierząt przywodzą na myśl malowidła skalne z jaskini w Lascaux.

Na początku był Poznań

W Poznaniu się urodził, w Poznaniu spędził dzieciństwo i młodość. Tam skończył Liceum Plastyczne, potem studiował malarstwo w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (1972-1977). Dyplom z malarstwa uzyskał w pracowni prof. Mariana Szmańdy (jednego z członków awangardowej poznańskiej Grupy „R55”). Aneks dyplomowy, poszerzony o malarstwo w architekturze i urbanistyce oraz litografię, obronił kolejno w pracowni prof. Zbigniewa Bednarowicza i doc. Lucjana Mianowskiego.

To poznańska szkoła plastyczna i osobowości, z którymi wówczas się zetknął, czy też o których mówiło się na szkolnych korytarzach, ukształtowały jego warsztat i podejście do artystycznego rzemiosła. W Liceum miał szczęście do znakomitych nauczycieli. Przede wszystkim: Anna Dąbrowska, studentka Strzemińskiego, medalier Józef Stasiński, który nauczył ich genialnych rzeczy. (Odlew przywiezionej przez profesora z Egiptu głowy faraona, wykonany 50 lat temu na zajęciach w poznańskim liceum, do tej pory wisi w białostockim atelier artysty). I jeszcze Jan Olejniczak, genialny grafik plakacista, wtedy już starszy człowiek. (To on stworzył słynny plakat Targów Poznańskich , takie „p” ze skrzydłami). Jerzy Bąk, który uczył w liceum rysunku i jednocześnie robił plakaty obecne w przestrzeni publicznej Poznania. – A dla ucznia nie ma nic ciekawszego niż zobaczyć na mieście robotę swego profesora – komentuje Andrzej Muszyński. Do tego cała plejada wybitnych artystów związanych z wyższą szkołą plastyczną w Poznaniu: Tadeusz Brzozowski, Lucjan Mianowski, Stanisław Teisseyre, Jan Berdyszak, Magdalena Abakanowicz, Tadeusz Jackowski…
Edukacja w liceum poznańskim była nastawiona na wystawiennictwo, uczono przede wszystkim projektowania plakatu i liternictwa. Pierwszym zleceniem, które Andrzej Muszyński wykonał jeszcze jako licealista, podczas praktyk w Instytucie Maszyn Rolniczych w Poznaniu, było malowanie plansz targowych. Robotę podrzucili mu starsi koledzy plastycy, zatrudnieni w pracowni projektowej Instytutu. Dwa-trzy razy w roku, podobnie jak wielu innych poznańskich artystów, wykonywał reklamowe plansze informacyjne na potrzeby targów. – Pracowało się miesiąc-dwa, a z zarobionych pieniędzy żyło się potem rok – wspomina.

W szkole średniej był też zawziętym autostopowiczem. Pochłaniał powieści Marqueza, Cortazara, Fuentesa i marzył o wyprawie do Turcji, a nawet jeszcze dalej, na Daleki Wschód. W pierwszą, najbardziej pasjonującą podróż wyruszył w grudniu 1975 roku. Z grupą kolegów, samochodem marki Star 28 (a był to osinobus, taka buda do przewożenia pracowników, odpowiednio przez nich zaadaptowana, z balkonem na dachu, miejscem na rowery i różne cuda-niewidy), pokonał blisko 38 tysięcy kilometrów. Najpierw przez Bałkany dotarli do wymarzonej Turcji, a potem przez Syrię, Irak, Iran, Pakistan i Afganistan aż do Indii. Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji wyprawa trwała do czerwca 1976 roku.

Odpowiednia pogoda na szczęście

I w końcu, kilka lat po tych zwariowanych eskapadach, w 1979 roku, po raz pierwszy Białystok. – Miasto mnie zachwyciło. Podobało mi się tu wszystko. Po latach życia w Poznaniu, nagle inny świat. Dla mnie to było piękne miasto, takie o ludzkiej skali – wspomina artysta.

W Białymstoku z lat osiemdziesiątych dla Andrzeja Muszyńskiego wszystko miało niepowtarzalny klimat, zapach i smak. Rynek Sienny, wtedy już „przesunięty” bliżej ulicy Bema, kipiący energią, z tłumami krzykliwych przekupek i straganiarzy handlujących wszystkim, co wpadło pod rękę. Ulica Sucha – kamienice z dewocjonaliami i te niezapomniane handlarki: baby wredne, charakterne. Młynowa: drewniane domy w ogródkach, wylegujące się na gankach koty, obszczekujące przechodniów psy… W 1984 roku zamieszkał tu na stałe. – Białystok zmieniał się na moich oczach. Wiele wartościowych miejsc, o unikalnym charakterze, bezpowrotnie zniszczono. Patrzyłem na to z bólem. Współcześni architekci również nie panują nad sytuacją, rządzą deweloperzy i kasa.

Wśród przyjaciół i znajomych Andrzej Muszyński jest znany również jako zapalony miłośnik i rekonstruktor starych samochodów, właściciel fiata 1100 BL, rocznik 1948. – Kupiłem go od sąsiada, jeszcze w Poznaniu. Kiedy sąsiad nabył syrenkę, hit lat siedemdziesiątych (nienawidzę tego samochodu!...), sprzedał mi swój stary pojazd za 5 tysięcy złotych, równowartość dwóch średnich pensji. Jeździłem nim dziesiątki razy do Poznania, na Istrię, do Kaliningradu... W tej chwili mój fiat stoi w Muzeum Motoryzacji i Techniki przy ulicy Węglowej, a ja składam drugi model z tej serii.
Od lat jest członkiem Białostockiego Stowarzyszenia Miłośników Starej Motoryzacji i Techniki „Moto-Retro”. Wspólnie z międzynarodową „zgrają” przemierza najodleglejsze zakątki kraju. Każdy z wypadów ma starannie przemyślaną trasę. Jedenasty rajd Moto-Retro prowadził m.in. przez Podlasie, szlakiem tatarskim i szlakiem Konopielki. Artysta wielokrotnie był komandorem tego typu wypraw. Dzięki samochodowej pasji nauczył się spawać, a potem wykorzystał tę umiejętność w pracy twórczej, wykonując m.in. witraże, lampy i żyrandole do wnętrz mieszkalnych.
w pracowni artysty

Na poddaszu jednego z bloków w samym centrum miasta, przy ul. Lipowej, stworzył dom i pracownię. Atelier Andrzeja Muszyńskiego znajduje się po drugiej stronie lustra. Po uchyleniu lustrzanych drzwi czeka nas niespodzianka. Wąskie przejście, które prowadzi do środka, to oryginalnie zaaranżowana… toaleta. Rozwiązanie zdradzające przewrotne poczucie humoru właścicieli. Atelier jest naturalnym przedłużeniem mieszkania. Wypełniają je zarówno przedmioty, narzędzia i sprzęty niezbędne do tworzenia obiektów artystycznych, jak i rzeczy pozornie przypadkowe. Można tu znaleźć dosłownie wszystko – od szpachli, dłuta, puszek z gruntem i farbami, po fragmenty mozaiki, skrawki płytek z reliefami, elementy prototypu żyrandola, lampę do samochodu (który artysta, gdzieś w zupełnie innym miejscu, właśnie składa), makietę najbliższej wystawy i otwartą na 98 stronie, pozostawioną przez żonę Elżbietę, powieść Stanisława Lema (lektura z rekomendacji artysty, on zaczytywał się Lemem w szkole średniej). Słowem, prawdziwy magazyn osobliwości. Szalony Kapelusznik poczułby się tutaj u siebie. W chłodne wieczory mógłby ogrzać kości w cieple zaprojektowanego i wykonanego przez artystę kominka (kominka z prawdziwym, wymiatanym z paleniska popiołem…).
Andrzej Muszyński żyje i tworzy z pasją – dostrzega uroki codzienności, potrafi zachwycić się przyrodą (razem z żoną do upadłego bronili przed wycinką dwa, rosnące przed ich blokiem drzewa; udało się, drzewa zostały). Każde zadanie, które przychodzi z zewnątrz lub które sam sobie wyznacza, obojętne czy jest to abstrakcyjny obraz, czy przypisany do sztuki użytkowej żyrandol lub witraż, jest dla niego tak samo ważne. Każde ze zleceń traktuje równie serio, z dużym emocjonalnym zaangażowaniem. – Nigdy nie pracowałem na etacie. Mimo braku komfortu, pewności, że co miesiąc coś tam wpadnie, naprawdę lubię tę robotę, bo przynosi mi dużo radości.

W dorobku artysty znajdziemy zarówno ryty ścienne i witraże, jak i malowane akrylem na płótnie obrazy, czy zaskakujące niebywałą precyzją, sporządzone ołówkiem miniaturowe rysunki. Andrzej Muszyński wykonał także kilka projektów mozaik, zakończonych, niestety, „o krok od realizacji”. Jedna z nich to postać Chrystusa Króla, zaprojektowana do kościoła przy ul. Ciołkowskiego w Białymstoku. Artysta z zapałem przystąpił do pracy, ponieważ mozaika należy do jego ulubionych technik, ale proboszcz parafii, nie tłumacząc powodów się wycofał.
Jedna z najnowszych sakralnych realizacji Andrzeja Muszyńskiego to portrety błogosławionego księdza Michała Sopoćki i świętej siostry Faustyny Kowalskiej, wraz z otaczającą je metaloplastyką, przeznaczone do Kościoła Św. Jana Chrzciciela w Dojlidach Górnych. W 2015 roku artysta zdobył I miejsce w ogólnopolskim konkursie na projekt polichromii w kościele św. Wojciecha w Białymstoku. Projekt zostanie wkrótce zrealizowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny