To powinno być normalne, że jak rozkleją się buty mojej córce to idziemy do sklepu i kupujemy nowe, a nie kolejny raz sklejamy podeszwę – żali się Grażyna Korol, białostoczanka.
A tak wyglądała rzeczywistość matki samotnie wychowującej córkę. Bo żyła tylko z pieniędzy z funduszu alimentacyjnego, które Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie przesyłał na jej konto. Kobiety ledwie wiązały koniec z końcem. A ostatnio wszystko zaczęło się układać. Grażyna Korol dostała pracę, córka poszła na dzienne studia, a były mąż po kilkunastu latach zwłoki zaczął spłacać alimenty. Pierwszy przelew wpłynął w listopadzie.
– Uczciwie poszłam wtedy do komornika. Powiedział mi, że powinnam zaliczyć byłemu mężowi wpłatę na poczet długu – opowiada Grażyna Korol.
I tak zrobiła. A trochę się tego nazbierało.
– Mój były mąż jest mi winien 26 tysięcy – wylicza białostoczanka.
Samotna matka już cieszyła się, że nie będzie musiała odkładać każdego grosza na korepetycje i książki. Ale po trzech miesiącach czar prysł. MOPR nagle przestał przelewać pieniądze.
Dlaczego, przeczytasz na kolejnej stronie
– Niby dlaczego? Przecież nawet po dodaniu wszystkich przychodów dochód na osobę w mojej rodzinie jest bardzo niski – irytuje się Grażyna Korol.
Ale MOPR prostuje, że dochód na osobę nie ma tutaj znaczenia.
– Zgodnie z obowiązującymi przepisami nie można pobierać równocześnie świadczeń z funduszu alimentacyjnego i otrzymywać alimentów od dłużnika – tłumaczy Halina Pietrzykowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych MOPR.
Matka rozkłada ręce. – Alimenciarz jak to alimenciarz. Nie płacił tyle lat, może znów przestać płacić – martwi się.
– Wówczas należy zwrócić się z pisemną prośbą do MOPR-u o przywrócenie świadczenia – radzi Agnieszka Zemke-Górecka, adwokat.