Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Pawluczuk: Lubię ten białostocki rozmach

Magdalena Kuźmiuk
Monika Pawluczuk wiele lat spędziła przed kamerą. Rzuciła jednak dziennikarstwo dla swojego wielkiego marzenia - reżyserii filmowej.
Monika Pawluczuk wiele lat spędziła przed kamerą. Rzuciła jednak dziennikarstwo dla swojego wielkiego marzenia - reżyserii filmowej. Andrzej Zgiet
Dziennikarka radiowa i telewizyjna. Stanęła po drugiej stronie kamery. Mówi się, że najnowszy film białostoczanki Moniki Pawluczuk ma szansę na oskarową nominację.

Kurier Poranny: Jak wspominasz dzieciństwo, lata szkolne spędzone w Białymstoku?

Monika Pawluczuk: Wspominam dobrze. To dziwny czas, absurdalny. Moja szkoła szybko zamieniła się w szpital, bo mając siedem lat poważnie zachorowałam. Stan wojenny, nie za bardzo było co jeść. Koleżanka ze wsi miała w szafce mnóstwo kiełbasy, tak dużo, że jej ta kiełbasa gniła. Moi rodzice dowozili codziennie jajecznicę. Spać trzeba było o osiemnastej, wiec dobranockę oglądałam z ukrycia - pod krzesłem w pokoju pielęgniarek. Przeżyłam, bo wyobrażałam sobie, że część szpitala jest magiczna i że tej części te wszystkie zewnętrzne prawa nie obejmują. Stworzyłam sobie swój własny rewir.

Z drugiej strony dzieciństwo to była przygoda. Taka z chłopakami - bo z nimi było fajnie. Klasyczne dzieciństwo z tamtych czasów - wojny, Indianie, branie w niewolę. Klasyka. Blisko lotnisko - które zostało w moim życiu na dłużej - bo później już jako młoda dziewczyna latałam w amatorskich zawodach motolotniowych. Oblecieliśmy kawał Polski. Zakochałam się w zapachu spalin, w tym żołnierskim trybie życia, no i w tych chłopakach z lotniska. Podobała mi się ich wolność, brawura, to, że przekraczali ciągle jakieś granice.

Które liceum kończyłaś?

III LO, czyli tak zwane „więzienie” (śmiech). Słynęło z tego, że wszyscy dostawali się na studia, ale trzeba było dużo się uczyć. Ja podeszłam do sprawy zadaniowo - i uczyłam się bardzo dużo. Z obecnej perspektywy nie jestem z tego jakoś wybitnie zadowolona. Bo takie podejście niewiele daje, wręcz uwstecznia. Nie buduje człowieka, tożsamości, nie rozwija talentu. Poza tym byłam wtedy niemiłosiernie grzeczną panienką. A to też nie pomaga. Pamiętam ten czas jako czas martwoty w moim życiu, z której wyrwałam się dopiero na studiach.

Kiedy zdecydowałaś się wyjechać?

Na drugim roku studiów byłam już w Warszawie. Na dwóch kierunkach. I od razu zaczęłam pracować w mediach. Poczułam wtedy, że to moje miejsce.

Jak wspominasz swoje dziennikarskie lata?

To był piękny czas. Była tzw. zmiana warty i mówiło się o nas, że jesteśmy „młodymi wilkami”. Jako młoda dziewczyna już pracowałam w TAI-u. (Telewizyjnej Agencji Informacyjnej - przyp. red.) Szybko zaczęłam prowadzić programy, których byłam też wydawcą, czasami współproducentem, odpowiadałam za cały program. To dało mi poczucie sprawczości i wolności.

15 lat byłam dziennikarką. Kochałam ten zawód. Ale w pewnym momencie poczułam, że nadszedł moment, w którym muszę coś zmienić w swoim życiu. Że albo w tym dziennikarstwie wystrzelę w jakąś inną stronę, albo zacznę robić filmy. Ale to marzenie o robieniu filmów, było tak żywe i już tak się dobijało, że nie miałam w zasadzie wyboru.

Czy środowisko, w jakim dorastałaś ma wpływ na Twoją sztukę? Czy zatraciły to realia stolicy, gdzie teraz mieszkasz?

W Warszawie, ale nie tylko w Warszawie, bo w wielu innych miejscach też, spotkałam ludzi, z którymi idę przez życie. A Białystok miał na mnie wpływ oczywisty, w takim sensie, że niemal dożylnie dostałam na starcie pewne cechy. Lubię ten wschodni rozmach, ten napęd do realizacji celów, który widzę w ludziach ze Wschodu, pewien rodzaj maksymalizmu, który ewidentnie wyniosłam stąd. Ale potem kształtowali mnie spotkani ludzie, już nie konkretne miejsce - tylko ludzie, którzy okazywali się dla mnie inspirujący. Pozwalali dorastać.

Ty otwarcie mówisz, że jesteś z Białegostoku. A jeszcze jakiś czas temu - mam takie wrażenie - to pochodzenie było powodem nie tyle do wstydu, ale może do zażenowania. Tak rzeczywiście jest?

Nie czułam i nie czuję wstydu z faktu, że jestem stąd. Ani też nie mam do tego faktu nabożnego stosunku. Jestem stąd. Myślę, że kompleksy kończą się w momencie, kiedy mija trądzik.

Co lubisz w Białymstoku?

Bardzo mi się podoba na przykład festiwal ŻUBROFFKA. I nie mówię tego, dlatego, że w tym roku dostałam na tym festiwalu Grand Prix. Śledzę ten festiwal od wielu lat, widzę, jakie ma świetne selekcje. A poza tym absolutnie wyjątkową atmosferę. Ten festiwal przyciąga ludzi z całego świata i sprawia, że oni chcą tu wracać.

Co jeszcze?

Ten mój Białystok to raczej wspomnienie sprzed 20 lat, bo nie znam go dziś. Z tamtych czasów mam sentyment do klubu Metro. To był dla nas powiew muzycznej - ale nie tylko - świeżości.

Co jeszcze? Lubię podlaskie wsie. Pamiętam kobiety, które wybiegały do nas, lądujących u nich w czasie rajdu motolotniowego, z wódką i ogórkami maczanymi w miodzie. Raj.

Często odwiedzasz Białystok?

Rzadko. Przez ostatnie dwa lata prawie nie wysiadałam z samolotu, albo kończyłam film.

Twój największy sukces to...

(długie milczenie) Moim sukcesem jest to, że nie daję się wbić w jakieś ramy. Lubię żyć, eksperymentować. Tak bym chciała do końca.

Marzenie?

Chciałabym spędzać dużo czasu tam, gdzie ludzie mają radość z życia, poczucie, że są w dobrym miejscu, w dobrym czasie i że im się to podoba - mimo że wiedzą, że to ich miejsce jak każde inne, nie jest doskonałe. Dla mnie takim miejscem jest Meksyk - dobrze się tam czuję. Zapominam na moment o europejskiej - jak to mówią Meksykanie - neurozie. Choć nie jest to kraj na całe życie. Z wielu oczywistych powodów.

Jakie masz plany?

Filmy - trzy projekty w głowie. Wyjazdy, w tym na stypendium. Poza tym chciałabym się trochę zakorzenić. Pobyć sama ze sobą. Pogłaskać kota.

Monika Pawluczuk urodziła się 25 sierpnia 1974 roku w Białymstoku. Jest autorką filmów dokumentalnych: „Modelki” (2006), „To ty się zmień” (2007), „Kiedy będę ptakiem” (2013) i „Koniec świata” (2015), za który ostatnio zdobyła Grand Prix na festiwalu Żubroffka w Białymstoku. Dziennikarka radiowa i telewizyjna, współautorka (z Katarzyną Miller) przetłumaczonej na kilka języków książki „Być kobietą i nie zwariować”. Absolwentka kulturoznawstwa w Ośrodku Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim i dziennikarstwa w Centrum Dziennikarstwa w Warszawie oraz Programu Dokumentalnego DOK PRO w Szkole Wajdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny