Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mohamedou Ould Slahi – Dziennik z Guantanamo

Jerzy Doroszkiewicz
Larry Siems, autor opracowania dziennika, jest nowojorskim pisarzem i działaczem na rzecz obrony praw człowieka.
Larry Siems, autor opracowania dziennika, jest nowojorskim pisarzem i działaczem na rzecz obrony praw człowieka. Wydawnictwo Muza
Chrześcijanie dali szansę młodemu Marokańczykowi na studia w Niemczech, pozwolili mu walczyć z amerykańskimi pociskami w magazynku przeciwko rządowi Afganistanu popieranemu przez Związek Sowiecki, ale nie pozwolili mu do zapomnieć, że walczył z komunizmem w szeregach Al-Kaidy.

Aresztowany 20 listopada 2001 roku w rodzinnej Mauretanii do dziś nie wyszedł z amerykańskiego więzienia w Gaunatanamo. Przebywa tam jak widać niemal równe 14 lat bez żadnych zarzutów, aktu oskarżenia, czy wyroku. Przeszedł piekło, o jakim częściej pewnie słyszeli Polacy pamiętający ubeckie katownie, niż Amerykanie widzący upokorzenia jedynie podczas wrestlingu, czyli operetkowych zapasów amerykańskich.

Zapasy z Ameryką młodego wyznawcy Allaha wciąż nie mają końca, choć swój dziennik spisał równo dziesięć lat temu. Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają atmosferę w Polsce początku lat 80. XX wieku. Wtedy to po raz pierwszy w cenzurowanej od zarania PRL prasie pojawiły się widoczne ingerencje cenzury. Sławny wielokropek w kwadratowych nawiasach oznaczał, że redaktorom cudem udało się przekonać wszechwładnych cenzorów, że ślad ich „wytężonej” pracy w obronie socjalizmu musi być widoczny w tej czy owej publikacji. Nawet wielbiony przez komunę Władysław Broniewski był na cenzurowanym, kiedy państwowe wydawnictwo odważyło się wydrukować jego dziennik z wojny polsko-bolszewickiej. Owe ingerencje były jednak na swój sposób dyskretne. Wydawcy „Dziennika z Guantanamo” w dyskrecję się nie bawią. Każda, nie do wiary, każda strona tego wstrząsającego zapisu upokorzeń, jakich może doznać jeden człowiek od innych ludzi, pełna jest czarnych pasków , mających sygnalizować słowa, których za sprawą amerykańskiej cenzury czytelnik w żadnym kraju wolnego przecież świata dojrzeć nie ma prawa.

Kiedy młody Mohamedou Ould Slahi zostaje zatrzymany, szybko staje się kozłem ofiarnym w rękach swoich oprawców. Jest obiektem drwin, nienawiści, a przede wszystkim doznaje rozlicznych upokorzeń – i jako muzułmanin, i przede wszystkim, jako człowiek. Zabranianie modlitwy, nie wskazywanie kierunku Mekki czy karmienie siłą podczas Ramadanu są jedną z części amerykańskiego planu. We wspomnieniach uwięziony muzułmanin umie przejść nad tym do porządku dziennego, choć nie ukrywa, że religia miała wpływ na jego życiowe decyzje. Znacznie gorsze są upokorzenia fizyczne. Bicie, popychanie, zakładanie czarnego worka na głowę podczas transportu to nic niezwykłego. Można powiedzieć, że wśród nadzorców na całym świecie znajdą się osoby niezrównoważone psychicznie czy ukryci sadyści. Natomiast rozbieranie do naga, podróż w pieluszce jednorazowej, celowe utrzymywanie niskiej temperatury klimatyzacji, wielogodzinne przesłuchania, zakazywanie snu, czy choćby katowanie przez wiele godzin jednym utworem rozrywkowym puszczanym z maksymalną głośnością jakoś dziwnie przypominają Polakom metody stosowane przez hitlerowców i stalinowskich siepaczy. Beczka pełna nieczystości zamiast WC, oddawanie moczu do butelek po napojach, pojenie wodą na siłę, to kolejne z licznych przykładów, jak łatwo ci którzy mają broń i kluczyki do kajdanek mogą znęcać się nad zakutymi w żelazo czy plastik, z zaklejonymi oczami, zaciskającymi się okularami, mającymi uniemożliwić podejrzenie podczas transportu drogi, choć przebywają w przestworzach po kilkanaście godzin. Tak jakby klucza do sukcesów w przesłuchaniach Amerykanie upatrywali przede wszystkim w upokorzeniu zatrzymanych. Zatrzymanych, bo przecież formalnie ani nie oskarżonych, ani nie osądzonych. Bez jakichkolwiek praktycznie praw. Dość wspomnieć, że po 14 latach niewoli Slahi ma dziś prawo do dwóch rozmów przez skype na rok do rodziny. Po wielu latach całkowitej izolacji.

Paradoksalne jest to, że nie wiadomo, kiedy autora tego dziennika Ameryka zdecyduje się uwolnić. Jego jedyną udowodnioną zbrodnią było prowadzenie modłów w montrealskim meczecie, do którego przed aresztowaniem chadzał algierski imigrant zatrzymany na granicy z USA w aucie wyładowanym materiałami wybuchowymi, które chciał zdetonować w Los Angeles w pierwszy dzień 2000 roku w ramach tzw. spisku milenijnego. Po ataku na WTC to wystarczyło, by religijny Marokańczyk do dziś nie odzyskał wolności i osobistej godności. Czy dzięki temu świat rzeczywiście może spać spokojnie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny