Dwaj starzy przyjaciele – upozowany nieco na Woody Allena Caine i Keitel wspominają młodość, z ironią zdradzają sekret długowiecznej przyjaźni, pokazują, że w ich żyłach płynie prawdziwa krew. Do siebie i do świata podchodzą z ironią i dystansem, podobnie jak towarzyszący im w kurorcie aktor, kpiący sam z siebie. Wszyscy trzej podejmą ważne dla siebie decyzje, ale nie w treści i nie w morale tkwi gigantyczna siła „Młodości”. To prawdziwe kino dla kina. Ze scenami możliwymi tylko na ekranie. Z przywoływaniem duchów z innych filmów, z genialną sceną dyrygowania siłami natury jak orkiestrą symfoniczną. Ze zderzaniem pomarszczonych ciał z młodością, siły dotyku jako środka komunikacji z siłą wizualnego oddziaływania młodych kobiet na dojrzałych mężczyzn. Że to wszystko oczywiste? Ale trzeba umieć pokazać to z rozmachem, a jednocześnie czułością, nie mylić z czułostkowością. Pozwolić przyjaciołom rozmawiać o trudnościach z oddawaniem moczu i przypominaniem sobie młodości.
I niech nikt nie oburza się, że niektóre mądrości przypominają niesławnego Coelho. Obudowane ironią mogą być bardziej satyrą na pseudointeligenckie dyskusje, też zresztą wykpione w jednej ze scen. Kilkoma słowami. Ale to nie słowa pozostają w pamięci po wyjściu z kina. To niedzisiejsza wizyjność Sorrentino, połączona z pięknymi kadrami Luki Bigazzi i znakomicie dobraną i skomponowaną przez Davida Langa muzyką.
„Młodość” to dzieło totalne, ale nie przytłaczające, a zabawne dialogi sprawiają, że widownia co jakiś czas szczerze się uśmiecha. Nie wolno przegapić, a oglądana z monitora czy nawet plazmy nie będzie tym, czym jest w kinie. Emanacją kina.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?