Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młoda dziewczyna nago tańczyła przy fontannie. I uciekła.

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Fontanna i dziś jest miejscem harców
Fontanna i dziś jest miejscem harców Fot. Wojciech Oksztol/Archiwum
Młoda dziewczyna zrzuciła sukienkę i tańczyła przy fontannie. Bezceremonialnie demonstrowała swoje wdzięki, aż starszym panom okulary spadały z nosa.

Plotka w Białymstoku

Zbliżał się koniec 1934 r. W kantorze handlowym jednej z białostockich fabryk w godzinach pozaurzędowych zebrało się doborowe towarzystwo. Rej wodził szef zakładu. Wśród gości była żona pewnego handlarza drewnem. W trakcie coraz huczniejszej zabawy gospodarz co i rusz goręcej wychwalał przed zebranymi urodę ponoć naprawdę pięknej kupcowej.

W pewnym momencie, po kolejnym toaście, rozbawionym gościom "wyraził energiczną chęć zobaczenia na własne oczy pewnych jej wdzięków". Paniusia bez namysłu odparła: "Pokażę panu ten interes, ale nie inaczej jak za 100 zł."

Przedsiębiorczy amator kobiecych wdzięków rozejrzał się po twarzach gości i spośród wszystkich wybrał pewnego "szmaciarza", to znaczy handlarza starymi szmatami. Bez zbędnych ceregieli zdeponował u niego 100 zł. Po pokonaniu tych wstępnych procedur para udała się do sąsiedniego pokoju. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Po pewnym czasie drzwi się otworzyły i rozpromieniony gospodarz oświadczył szmaciarzowi, aby ten dał madam 100 złotych, bo po oględzinach stwierdził, że jej się naprawdę należą.

Zebrani zaczęli wiwatować. Radość była ogólna, gdy wtem, nieoczekiwane do biura jak furia wpadła żona gospodarza, zawiadomiona o wszystkim przez buchaltera, wrzeszcząc od samego progu: "Co tu za grandy się wyprawiają?" Szmaciarz czym prędzej wcisnął przedsiębiorcy w butonierkę jego 100 zł, po czym podobnie, jak reszta towarzystwa czmychnął z biura. Rozsierdzona małżonka złapała stojący na biurku kałamarz i cisnęła nim w zbierającą resztki swej garderoby kupcową. Ta przerażona "z zalaną atramentem twarzą wyleciała jak bomba z zakładu na ulicę".

W zaistniałej sytuacji małżonce gospodarza pozostało już tylko "dostać nagle spazmów i zemdleć". Pozostała po tym spotkaniu towarzyskim "gadka, która szła po mieście". Mówiono, że madam od drzewa i tak będzie chciała odzyskać swoje 100 zł. Było nie było oględziny się odbyły.

Więcej szczęścia miał inny znany białostoczan, któremu przytrafiła się taka oto historia. Było dobrze po północy. Rozpoczynała się niedziela 5 sierpnia 1934 r. Z restauracji Aquarium przy Rynku Kościuszki 6 wraz z towarzystwem wyszedł inżynier Kazimierz Riegert, dyrektor białostockiej elektrowni. Panowie podeszli do fontanny i zatrzymali się przy niej na chwilę. W tym momencie od strony Suraskiej rozległy się okrzyki. Dżentelmeni odwrócili się w ich kierunku i ujrzeli jak przez rynek "pędzi ku fontannie jakaś młoda dziewoja, ścigana przez kilku wyrostków". Gdy zobaczyli grupkę mężczyzn wyraźnie im się przyglądających, natychmiast zaprzestali pościgu i znikli jak kamfora. Wówczas dziewczyna zerwała z siebie sukienkę i naga zaczęła tańczyć wokół oniemiałych panów.

"Bezceremonialnie demonstrowała swoje wdzięki, nucąc przy tem piosenkę, słów której w druku powtórzyć nie można". Popląsawszy gołkiem dziewczę w pewnej chwili zaśmiało się i pobiegło w ulicę Sienkiewicza. W następnych dniach gadka po mieście szła, "że pan inżynier dyrektor ze zdziwienia tak szeroko rozwarł gębę, że binokle spadły mu z nosa na chodnik i potłukły się".

Kompletnie za to szczęścia nie miał pewien znany białostocki dziennikarz, który w styczniu 1936 r. postanowił spędzić upojny wieczór w jednym z domów publicznych przy ulicy Marmurowej. Redaktor, wiadomo człek inteligentny, to i fantazja niepospolita.

"Zażądał on od jednej z dam zwanej Polcią jakiś nadzwyczajnych emocji". Gdy dama odmówiła, to żurnalista bez wahania wyciągnął z kieszeni rewolwer i mierząc w pannę Polcię darł się, aż wszyscy "goście owego domu" słyszeli: "Jak kropnę ci zaraz w łeb". Jedna z "pracownic", nie bacząc na mróz i śnieg, w służbowym stroju pognała na Lipową do komisariatu po policję. Ta zareagowała tak skutecznie, że następnego dnia emocjonalnym redaktorem zajął się prokurator.

A gadka po mieście szła dalej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny