Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Miniszewski – Opowieści ze wsi obok. Gorzkie konopielki XXI wieku

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Mirosław Miniszewski (1973) - mieszkaniec podlaskich pustkowi, fotograf, ogrodnik, doktor filozofii.
Mirosław Miniszewski (1973) - mieszkaniec podlaskich pustkowi, fotograf, ogrodnik, doktor filozofii. Mirosław Miniszewski
„Opowieści ze wsi obok” zabierają czytelników do świata głębokiej prowincji, gdzie dociera telewizja i sygnał stacji bazowych telefonii komórkowej, ale licho nie śpi, a bagna jak przed wiekami, potrafią pochłonąć niejednego wędrowca. Mirosław Miniszewski bawi się opowiadaniem historii godnych Rolanda Topora i Edwarda Redlińskiego, uprzedzając, że przeznaczone są tylko dla osób pełnoletnich.

Mirosław Miniszewski tu i tam przyznał, że „Opowieści ze wsi obok” są zbiorem jego internetowych miniaturek, często rozpoczynających się formułą „we wsi obok nieprzyjemna sytuacja”, a kończących rozładowującym napięcie stwierdzeniem „śmiechom i żartom nie było końca”. Bo też i autor, w końcu doktor filozofii, przyjął zasadę że ironia, jest najlepszym orężem osoby inteligentnej i, zdaje się, na podobnych czytelników liczy. Galeria postaci i związanych z nimi opowieści jest doprawdy imponująca. Szczególnie, że autor chętnie wplata w nie i mowę ludu ze wsi obok będącą jakąś odmianą mówienia „pa prostu”, czasem stylizuje zdania na staropolszczyznę – generalnie – znakomicie się bawi słowem i do zabawy tej wciąga jak owe bagna, otaczające wieś obok jego chaty.

Słabszym i mocniejszym biczem satyry okłada właściwie wszystkich, oprócz sąsiadów. Niedoszłych literatów i artystów łączy z źle urodzoną częścią ludzkości, kpi z nauczycielek, polityki, telewizji. Tej nienawidzi chyba szczególnie, bo motyw rozbijanego odbiornika powtarza się w kilku opowiadaniach. Ale też i wypada widowiskowo.

Bo Miniszewski umie wciągnąć w świat swojej pustelni. W lasy, bagna, łąki, pełne żywego stworzenia, do którego nie wolno bezkarnie strzelać. Wszak pierwotne duchy, rozpoznane co prawda przez wioskowe specjalistki od rzucania uroku, obcych, łamiących odwieczne prawa tolerować nie będą. Okoliczna przyroda u Miniszewskiego żyje i umie się miejscowej ludności odwdzięczyć.

Wiele opowiadań obsesyjnie porusza temat seksualności bohaterów, często nieheteronormatywnej. Poruszając się w oparach absurdu, autor potrafi wysłać ostatnich heteroseksualnych młodzieńców ze wsi obok na stosowne, i kosztowne, kursa, by wrócili odmienieni, pachnący i przy forsie. Wydaje się, że przejmując pewne narracje nie tylko internetowe, celowo stygmatyzuje swoich negatywnych bohaterów problemami z płciowością, jakby chcąc sprawić, by stali się tymi, których zwykle oficjalnie wyśmiewają. Ale wróćmy od sympatii i antypatii politycznych autora do jego fantastycznej umiejętności tworzenia podań i bajań zakorzenionych w folklorze, czy wręcz pogańskich gusłach.

Miniszewski bawi się wymyślając obrzęd na cześć Mocarnego Pana z Lasu, w którym pojawi się Włochata Dorota, ale też malczikgej, czyli niesamowita machina umieszczona w szkatułkowym opowiadaniu o krążącym w Moskwiczu bajarzu. Na bezdusznego komornika najlepsza okaże się staroruska księga z klątwami przywieziona z Buriacji, poprzedni raz użyta w 2008 roku, także „podczas rozboju komorniczego u sąsiadki samotnie wychowującej piątkę dzieci”. Pojawi się dobry krasnal, który wyprowadzi z bagien nastolatka prześladowanego w szkole za odmienność, zaś wskrzeszona przez grupę charyzmatyczną sąsiadka, przeklnie rozmodleńców, bo co jej z życia, kiedy „renty już nie ma i nie zwróco bo jak?”. Jak widać, we wsi obok i w okolicy, oraz w opowiadaniach Miniszewskiego, wszystko jest możliwe. Nawet, z przeproszeniem, wykorzystanie pewnej części ciała jako przyssawki, którą można wspiąć się na statek.

Chociaż to właśnie z miasta, z województwa przyjeżdżają różne komisje, politycy, generalnie całe zło współczesnego rozpolitykowanego świata, to wieś obok nie jest od niego wolna. Są sąsiedzi mądrzy i szczerzy i są tacy, którym nie bez przyczyny urodzi się… brunatne dziecko. Ci dobrzy, zrobią zrzutkę na akcesoria chłopcu, który „połamał sobie obie ręce przy masturbacji”, nie zdziwi ich mężczyzna, który oszczędzał całe życie na szpilki na platformach albo chłopcy urządzający śmingus dyngus kolegom, nie koleżankom. Nie tolerują za to sprawców przemocy domowej. Nie są głusi na bicie i wrzaski, interweniują, nie tak jak mieszkańcy miejskich blokowisk.

W ostatniej części „Opowieści ze wsi obok” autor pokusił się o zestawienie ludowości z filozofią Wschodu. Kiedy rozwścieczony arogancją wędkujących polityków, a jakże z immunitetem, tłum wreszcie dokona swoistego aktu sprawiedliwości, wkłada w usta pana Mao Lee kwestię, o postrzeganiu polityków przez dawne społeczności kończąc niby chińską sentencją że „ci, których słowa się nie spełniły, czyli nie dotrzymali obietnic, nie cieszyli się zaufaniem ludu”. I przyznaję, że wolę Miniszewskiego alegorycznego, niż szafującego słowem „faszyści”. I pewnie dlatego sam sobie wydał opowiadania, by uniknąć podszeptów zawodowych wydawców.

Mam wrażenie, że jego radykalne poglądy na rzeczywistość, bardziej niż momentami nadmiernie eksponowane sprawy seksualności, czy upatrywanie ratunku prostego ludu w zawezwaniu agentów Mosadu, powstrzymały kapitułę nagrody im. Kazaneckiego przed umieszczeniem „Opowieści ze wsi obok” wśród finalistów. Tak mocno osadzonej w tutejszości prozy dawno nie czytałem, aż chciałoby się określić te miniaturki takimi „konopielkami” XXI wieku. Poprawiają humor równie dobrze, co kogel mogel z jaj od kur z wolnego wybiegu, choć niektórych mogą całkiem mocno uwierać. Ale oni raczej… nie czytają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny