Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Bogusz - Sioux z Grabówki

rozmawia Piotr Czaban.
W roku 2008 ludzie maja telefony komórkowe, samochody. Nie dajmy się zwariować. Trzeba czerpać z tego, co nas otacza w rozsądny sposób - mówi Mirosław Bogusz
W roku 2008 ludzie maja telefony komórkowe, samochody. Nie dajmy się zwariować. Trzeba czerpać z tego, co nas otacza w rozsądny sposób - mówi Mirosław Bogusz
Tak zwane ludy pierwotne nadal czerpią z tego, co ich otacza. Biorą tyle, ile jest im potrzeba. Nie więcej. I to wystarczy.

"Kurier Lokalny": Skąd się wzięło Pana indiańskie imię Sioux?

Mirosław Bogusz, Sioux: - Tak mnie koledzy od szkoły podstawowej nazywali. W środowisku indiańskim tak mnie nazywają od ponad trzydziestu lat. Od kiedy powstał Polski Ruch Przyjaciół Indian.

Widzę, że współczesny Indianin zamienił fajkę pokoju na papierosa.

- Dzisiaj mamy rok 2008.

Czyli kończymy z tradycją?

- Nie, to nijak się nie ma do tradycji. To nie ma żadnej ciągłości. W roku 2008 ludzie maja telefony komórkowe, samochody. Nie dajmy się zwariować. Trzeba czerpać z tego, co nas otacza w rozsądny sposób.

Gdy jeszcze żył Sath-Okh...

- Mój przyjaciel.

Pana przyjaciel? Był guru polskich przyjaciół Indian. Czy po jego odejściu, ten ruch nie podupadł?

- Nie. Sath-Okh był pomysłodawcą zorganizowania trzydzieści parę lat temu pierwszego zlotu ogólnopolskiego. Przez pierwsze trzy zloty czynnie w nich uczestniczył. Później był gościem honorowym. Nie wiem czy guru to ładne słowo. Natomiast mentor - zdecydowanie tak. Bardzo wiele krajów Czechy, Rosja, Niemcy zazdrościło nam tak barwnej postaci, jak Sath-Okh. Od tego człowieka można było się bardzo wiele nauczyć. Drugą osobą, która wtedy opiekowała się nami, to była nasza Indiańska Babcia, z Warszawy, niepełnosprawna Stefania Antoniewicz, nasz przywódca duchowy. Imię Indiańska Babcia nadali jej sami Indianie.

Była Polką z pochodzenia?

- Tak, była Polką, którą zainteresowała tematyka indiańską gdy miała siedemdziesiąt lat. Jeździliśmy do jej mieszkania i poznawali różzne sprawy społeczno-polityczne. Dowiadywaliśmy się, jak jest u Indian w rezerwatach. Była najlepiej zorientowana.

Pan utożsamia się bardzo mocno z kulturą indiańską...

- Tak, jak najbardziej.

Indianie, to natura, przyroda, jedność, wzajemny szacunek. Pan mówi postęp, XXI wiek. Jak się z tym duchowo godzić, choćby z budową obwodnic?

- A gdzie tu jest problem?

Nie ma problemu?

- Nie ma. Problem jest sztuczny. Jesteśmy ludźmi. Do życia potrzebujemy służby zdrowia, ośrodków kultury, zakładów pracy, dróg. Nie dajmy się zwariować. Rozumiem konflikt między ruchem ekologicznym, a rozbudową infrastruktury miasta. Ja z tym nie mam nic wspólnego.

A konsumpcjonizm? Indianie potrafili zatrzymać się, przyjrzeć się przyrodzie z bliska.

- To bzdura i kolejny stereotyp. Mówienie o ochronie natury, o parkach narodowych, szacunku do otoczenia i stawianie tego na piedestał w sposób dla mnie irracjonalny, jest niezrozumiałe. A Indianie czerpali z otaczającego ich świata wszystko. To nie jest konsumpcjonizm?

Trochę w inny sposób...

- Bo inne były czasy. Tak jak na Podlasiu. Ludzie mieszkający w naszych wsiach też z lasu czerpali jagody, grzyby. Polowano, pędzono bimber. Normalny stosunek do otoczenia.

Podlasianie są podobni do Indian?

- Powiem więcej, to sa Indianie. To kolejny mit i stereotyp. To my, ludzie biali, nawet gdy chronimy naturę, chcemy z kimś lub o coś walczyć. A wystarczy krok w bok, by popatrzeć, jak to robiły lub robią tak zwane ludy pierwotne. Nadal czerpią z tego, co ich otacza. Biorą tyle, ile jest im potrzeba. Nie więcej. I to wystarczy. Tylko ludzie niezrównoważeni emocjonalnie widzą w tym jakiekolwiek sprzeczności.

Wielu członków Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian jest z Podlasia?

- Podlasie zawsze było bardzo silnym ośrodkiem. Przez trzydzieści lat miałem zajęcia w klubach osiedlowych. Na spotkania przychodziło do osiemdziesięciu słuchaczy. Już sam fakt postawienia wioski indiańskiej, później pojawienie się moich naśladowców, to wielki sukces. W tym roku jest dwunasta rocznica powstania wioski. To mój autorski pomysł.

Często ma Pan gości w wiosce?

- Bardzo często. Rok w rok odwiedza mnie chyba cały region północno-wschodni.

Głównie szkolne wycieczki?

- Nie tylko, choć szkolne wycieczki jak najbardziej. Jest tak duże powodzenie, że od dwunastu lat obroty, tak nieładnie powiem, nie spadają. Wioska wkomponowała się w krajobraz Podlasia. Tylko program się zmienia. W wiosce można przez przygodę i zabawę poznać życie innych ludzi w sposób odmitologizowany.

Kiążki Sath-Okha, Coopera, Maya, Szklarskich stworzyły ten mit?

- Oczywiście, że tak.

Indianie nie żyli jak to opisywano?

- To nie ma nic wspólnego...

Nawet z tym, co napisali Szklarscy w trylogii "Złoto Gór Czarnych"?

- To, moim zdaniem, dobra książka. Elementarz każdego dziecka. Szklarscy ładne rzeczy pisali, a cała reszta nie. Książki innych autorów można ustawić na półce z dziełaami Stanisława Lema. Tyle samo wspólnego mają z rzeczywistością.

Jaki największy zarzut, który stawia pan tym pisarzom?

- Że piszą bzdury. Od pierwszej strony do ostatniej, wierutne bzdury.

Że na przykład Indianie nie kochali tak bardzo tej przyrody, nie byli szlachetni?

- Szlachetni? Proszę to rozwinąć, bo nie rozumiem.

W jednej z książek czytałem, że dla Indianina w czasie walki więcej znaczy dotknięcie przeciwnika niż jego zabicie.

- Tak, to się nazywało coup.

To nie jest szlachetność?

- Nie. To jest filozofia, zupełne inne postrzeganie świata.

Dla nas to szlachetność.

- Priorytetem w walce Indian było nie to, żeby komuś zrobić krzywdę, tylko by nie ponosić własnych strat. Wojna była niczym sport, olimpiada. Rozwijała sprawność. Wojna to była cała ceremonia święta. Tańce, pieśni przed wyprawą, cała ekspedycja były ważniejsze niż sama walka.

Rzeczywiście tak pisali Szklarscy.

- Dlatego wspomniałem, że to bardzo dobry elementarz. Chcąc naprawdę poznać historię czy filozofię Indian, polecam książki etnograficzne, kulturoznawstwo, historię.

Od jakich książek Pan zaczynał swoją przygodę z Indianami?

- Do końca podstawówki przeczytałem wszystko, co się ukazało na ten temat w języku polskim. Dopiero w późnych latach 80. i na początku 90. wszystko zweryfikowałem, przez moje kontakty z innymi ludźmi, zajmującymi się tą tematyką, jak i samymi Indianami. Wszystko się przeobraziło. To właśnie podstawowy błąd - postrzeganie Indian jako uczciwych, fajnych ludzi. Oni byli tacy, jak my. Mieli różne wady, poglądy i niejednokrotnie nie byli sympatyczni.

Jak trafić do pana wioski?

- Jest na trasie do Bobrownik tuż za Grabówką. Widać ją z drogi. Można mnie odwiedzać od wczesnej wiosny do późnej jesieni.

Dziękuję za rozmowę. Houk.

- Skazał wołk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny