Ja bardzo przepraszam, źle się czułam i mieszkałam u córki. Tam nie miałam pana telefonu, zrobiła się przerwa. Taka długa, że tęskniłam do wieści z Białegostoku. Co słychać w moim mieście? Pięknieje?! To nadzwyczajne. Już lepiej się poczułam.
Najpierw to chcę jeszcze raz opowiedzieć o tym, co trochę nam się poprzednio pomyliło. Mala Klucznik była moją bardzo kochaną koleżanką. Miała młodszą siostrę. Tej siostrze było na imię chyba Mili. Tak, pewnie Mili. Ona była zakochana w Niemcu, on był żołnierzem i też kochał białostocką Żydówkę. Jak była okupacja, Mili nie poszła do getta, mieszkała u jakiegoś państwa. I oni zaczęli coś podejrzewać. Raz w niedzielę Mili gdzieś wyszła, może do kościoła, bo chciała pokazać, że nie jest Żydówką. Wtedy ci państwo weszli do pokoju i znaleźli listy. W tych listach zakochany żołnierz prosił Mili, by niszczyła korespondencję, nie zostawiała śladów.
Ja chyba wiem, dlaczego ich nie zniszczyła. To była wielka miłość. Nadzwyczajna, w niezgodzie z całym światem. Czy pan słyszał, co było dalej? Nie mówi się o tym w Białymstoku? Więc ci państwo donieśli na policję, Mili zaaresztowali i powiesili w getcie. Co zrobili z jej ukochanym, tego nie wiem.
Nadzwyczajna była i Mala Klucznik. Lekarka, od biednych nie brała pieniędzy. Mieszkała w Paryżu, potem w Palestynie, w Izraelu. Wyszła za mąż za inżyniera. Bardzo się wszyscy lubiliśmy, mój mąż poleciał do Izraela pielęgnować męża Mali, gdy ten umierał. Potem i ona zachorowała na canser. Byłam z nią, ostatni raz spotkałyśmy się w hotelu. Jak odchodziłam, to powiedziałam: - Do zobaczenia za 3 tygodnie. Uśmiechnęła się. Pomyślałam, że dobrze, bo ma nadzieję. Ale ona wiedziała, co się z nią dzieje, zmarła za 10 dni. To ja musiałam opowiedzieć Mali o losie jej siostry. Tyle tych tragedii przeszło przez moje usta. A teraz już nie mam komu opowiadać. Wygląda na to, że tylko ja tak długo żyję.
Stojąc nad grobami
Pisał pan, że trzeba upamiętnić ostatnią drogę Żydów białostockich, jak szliśmy z getta na pola pod Pietraszami i do wagonów. Ja tylko mogę na to powiedzieć dziękuję i mieć nadzieję.
A jak mówię Pietrasze, to najpierw myślę o braciszku Abramie, co go Niemcy zabili latem czterdziestego pierwszego roku. Jak dwa lata temu stanęłam w lesie na Pietraszach, to był to mój najważniejszy czas. Przyszłam do niego. Nie mogła mama, nie mogli tata i siostra. Ja przeżyłam, by na Pietraszach spotkać się z kochanym braciszkiem. Długo czekał na mnie. A gdzie skończyła życie kochana siostra Ida? Mam przy łóżku jej zdjęcie. Gdzie rodzice i kuzyni? Gdy słyszę jak ludzie kłócą się w domach, to żal bierze, że oni nie mają pojęcia, jakie szczęście mieć koło siebie rodzinę.
Pociąg ku śmierci
To jeszcze opowiem o czymś ważnym. Dlaczego wyskoczyłam z pociągu, którym wywieźli nas w sierpniu 1943 roku do Treblinki? Pamiętam dobrze ten moment. Staliśmy dużą gromadką w getcie i wtedy podszedł chłopak. Powiedział, że uciekł z Treblinki z kolegą, ale tamten zginął. Powiedział też, że w obozie Niemcy mordują gazem, nikt nie zostaje przy życiu. On był inny niż nasi chłopcy w getcie. Wynędzniały i miał takie smutne oczy, beznadziejne.
Uwierzyłam mu. Zaprowadziliśmy go do Barasza [przewodniczący Judenratu]. Czekaliśmy na zewnątrz, aż wyjdzie. Barasz mu nie uwierzył, pewnie nie chciał uwierzyć, miał swoją politykę. Kazał uciekać, straszył, że wezwie policję i chłopaka zastrzelą. Nigdy już go nie spotkałam, zapamiętałam oczy i słowa. A czy mówiłam, jak ciężko było wejść do wagonów, którymi Niemcy wozili na zagładę. Popchnął mnie Niemiec, u którego wcześniej służyłam. A podszedł jeszcze mały chłopczyk i zapytał, czy może mnie wziąć za rękę, bo zgubiła się mu mama. Czułam jego rękę. Był tłok, wszystkim chciało się bardzo a to bardzo pić. Zebraliśmy pieniądze i jakiś Niemiec podał przez zakratowane okienko butelkę z wodą. Jak doszła do mnie, to była prawie pusta. Nic to, już wiedziałam, że wyskoczę. I udało się, żyję. Mam tyle do wspominania. Zapisze pan to wszystko?
PS. Przypominam, że w sierpniu przyszłego roku obchodzić będziemy 70. rocznicę likwidacji getta w Białymstoku oraz walk bojowników żydowskich.
Ponawiam propozycję, którą zgłosiłem 16 sierpnia, by upamiętnić ostatnią drogę kilkudziesięciu tysięcy białostockich Żydów. Wiodła ona od bramy przy ul. Jurowieckiej przez Poleską i przyległe uliczki na pola niedaleko dworca kolejowego Białystok Poleski (Fabryczny), gdzie po wojnie zbudowano elektrociepłownię. Stamtąd ładowano nieszczęsnych do wagonów i wieziono do obozów zagłady.
Czy można liczyć na inicjatywę radnych białostockich, wsparcie władz miejskich? Czy my, mieszkańcy Białegostoku, zdobędziemy się na ten akt? I jaką formę nadać upamiętnieniu?
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?