Ona to Józefa z Walendziuków. Po prawdzie, to pisała swe imię "Juzefa", on zaś używał i formy zdrobniałej "Juzia". Trudno mi orzec, czy była w tym jakaś słodka tajemnica, czy tylko to zaszłość wynikła z zaniedbań ortograficznych w dobie carskiej niewoli.
W ogóle nie za wiele wiemy o pani "Juzi", a fotografia zdaje się sugerować, że była to kobieta kształtna i powabna, dyskretna, oszczędna w gestach, z pewnością z miłym uśmiechem, czego nie wykorzystał fotograf. Trudno! Może jednak więcej było w niej romantyzmu, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
On to Bolesław Mucha, majster włókienniczy, silny duchem i ciałem, pogodnego usposobienia, o podobnym do "Juzi" spojrzeniu. Dbały o wygląd, ale tradycjonalista.
Z opowieści Jadwigi Muchy, wnuczki Bolesława, wiem jeszcze, że był działaczem związkowym w sekcji majstrów przędzalnictwa, brał udział w uroczystościach państwowych, został wywieziony na Wschód za "pierwszego Sowieta".
19 sierpnia 1938 roku Bolesław dostał album od swych współtowarzyszy z branży, był lubiany. Żył długo i godnie.
To przejdźmy teraz do uczuć. Ich ślady pozostały w innym albumie, opatrzonym na wstępie wierszykiem:
1913 r.
Kochanej Juzi.
Kiedy skonam, kiedy umrę,
Kiedy już nie będzie mnie,
Wtenczas niech ten album odemknie,
Wspomni, kto kochał Cię. B. J.
B - to z pewnością Bolesław, a J jak "Juzia". Sam tekst nie wypadł zbyt efektownie i polonista miałby sporo uwag. Te jednak sobie darujmy, bo raz jeszcze powtórzę, że Białystok należał wówczas do guberni grodzieńskiej Cesarstwa Rosyjskiego i kara groziła za publiczne używanie w mieście języka polskiego.
Skutek był taki, że Bolesław na kartach pocztowych do "Juzi" pisał adres po rosyjsku, a w dołączonym tekście polskim miał kłopoty z pisownią nazwiska Walendziuk.
Za to dzieci Bolesława i Józefy, wychowane w wolnej Polsce, nie miały już takich problemów. Romuald - po ojcu majster włókienniczy - też ucierpiał, tyle że od okupanta niemieckiego. Natomiast jego brata Henryka wojna rzuciła z Wilna do Kanady i tam został na zawsze. Pani Jadwiga nie ma wątpliwości, że rodzice obdarzali synów miłością, więc ci mieli wszelkie dane, by być kochającymi partnerami dla swych wybranek.
Jaka była miłość białostoczan z lat przedwojennych? Oczywiście różna, pewnie jednak z przewagą nieśmiałości, pamiętająca o realiach trudnej codzienności, rozwijająca się w zapachu podwórkowych bzów i podczas spacerów, z wizją własnego domku (mógł być i pokój na poddaszu) z dziatwą w środku.
Coś mi jednak podpowiada, że "oni" miewali potem skłonności do wódeczności, a "one" do rozmowności. To tylko hipoteza, w maju o miłości pisać należy tylko dobrze!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?