Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołajówka: Jeśli gmina zniszczy groblę, to zwierzęta zginą

Helena Wysocka [email protected]
Dzikie zwierzęta mogą zginąć.
Dzikie zwierzęta mogą zginąć. Wojciech Wojtkielewicz
Jeśli gmina zniszczy groblę, to zwierzęta zginą - alarmuje Franciszek Januszewicz, właściciel ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt w Mikołajówce. Wójt przypomina, że sąsiedzi też mają prawo normalnie żyć.

- Nie działamy złośliwie, ale zgodnie z przepisami i prawomocnymi wyrokami sądów - mówi zarządzający gminą Mariusz Grygieńć. - Proszę zrozumieć, że właściciele gruntów położonych w sąsiedztwie ośrodka też chcą normalnie gospodarować i czerpać z ziemi korzyści. A do tej pory tylko liczyli straty.

Wójt dodaje, że spór można łatwo rozwiązać. Wystarczy, że właściciel ośrodka dla dzikich zwierząt udrożni przydrożne rowy, które znajdują się na terenie jego gospodarstwa. A wówczas woda będzie mogła swobodnie przepływać.

- Problem w tym, że on nie chce tego zrobić - dodaje Grygieńć. - I walczy, być może, kosztem zwierząt, którymi ma się opiekować. Ale na to już nie mamy wpływu.

Chciał hodować żubry

Mikołajówka, to niewielka wieś w gminie Szypliszki. Franciszek Januszewicz mieszka tam od dziecka. Mówi o sobie, że z wykształcenia jest kowalem, z zamiłowania rybakiem, a z przypadku rolnikiem. Gospodaruje na 27 hektarach lichej ziemi.
W przeszłości miał wiele życiowych planów. Najpierw chciał hodować żubry. Później jelenie. Dlatego zapisał się do Polskiego Związku Hodowców Jeleniowatych. I, póki co, tyle z tych przedsięwzięć wyszło. Założył natomiast ośrodek rehabilitacji dla dzikich zwierząt. Siedem lat temu.

- To jedyna taka prywatna placówka w naszym kraju - mówi z dumą.
Do Mikołajówki trafiają zwierzęta chore, ranne albo porzucone przez matki. Na przykład, młode sarny, które zostały pogłaskane przez dzieci.

- Ludzie nie rozumieją, że po urodzeniu, przez kilka tygodni, sarny są bezwonne - wyjaśnia. - Dotykając zwierzęcia powodujemy, że przejmuje nasz zapach, a tym samym skazujemy go na samotność. Jeśli nie zostanie odnalezione i nie trafi do mnie, zginie.
Januszewicz opiekuje się swoimi podopiecznymi do czasu, aż odzyskają siły. To kwestia tygodni, a nawet miesięcy. Na przykład potrącony przez samochód jeleń był leczony niemal rok. Później zwierzęta są usamodzielniane. Jak mówi gospodarz ośrodka, czasem jest to bardzo trudne, ponieważ nie chcą go opuszczać, bo się przyzwyczaiły. Przez kilka dni, a nawet tygodni szturmują bramy, by wejść do środka. Poza tym, stają się zbyt ufne, co stanowi dla nich ogromne zagrożenie. Są łatwym łupem dla myśliwych.
Franciszek Januszewicz prowadzi też mini zoo. - W sumie mam około 80 zwierząt i kilkaset gatunków ptaków - mówi. - Myślę nad rozbudową ośrodka. Ale póki co, zamiast pracować, muszę usuwać kłody spod nóg. Tracę czas i opadam z sił.

Na miedzy usypał groblę

Właściciel ośrodka w Mikołajówce od lat walczy z wodą, a przy okazji z sąsiadami.

- W przeszłości woda przepływała przez pola swobodnie - przyznaje hodowca. - Ale kilka lat temu zmieniło się. A zaczęło się od tego, że padły mi cielaki.
Okazało się wtedy, że woda znajdująca się w przydrożnych rowach jest zanieczyszczona ściekami. Tak przynajmniej wynikało z przeprowadzonych przez sanepid badań. Januszewicz postanowił więc działać. Jak sam przyznaje, zabronił sąsiadom, by puszczali wodę przez jego ziemię.

We wsi mówią, że na granicy swojego gospodarstwa usypał groblę, która zatrzymała wodę. I tak zrodził się problem. Zostało zalanych kilka hektarów należącej do sąsiada ziemi.

- To są duże, wymierne straty - zauważają mieszkańcy Mikołajówki, którzy, niemal wszyscy są przeciw Januszewiczowi. - Rolnik nie może pobierać dopłat unijnych. Poza tym, wyschły mu drzewa. I tak wykazał się dobrodusznością, ponieważ tolerował taką sytuację przez kilka lat. Dla świętego spokoju.

Poszkodowany gospodarz w końcu uznał, że pora zrobić z tym porządek i wystąpił do gminy z prośbą, aby ta spowodowała udrożnienie przydrożnych rowów. Wójt wydał decyzję o wyburzeniu grobli. Pierwsza próba spuszczenia wody z zalanej łąki odbyła się w marcu 2007 roku. Wtedy Januszewicz wezwał na pomoc strażaków. Przyjechały aż trzy jednostki.

- Myślałem, że już będzie koniec. Cały ośrodek znalazł się pod wodą - wspomina Januszewicz. - Zginął jastrząb, który nie mógł latać, ucierpiały myszołowy. Strażacy przez kilkanaście godzin czuwali nad naszym bezpieczeństwem.
Aby zapobiec podobnym sytuacjom znowu usypał groblę. I przez kilka lat był spokój.

Woda ruszyła na klatki

Sprawą zajęły się sądy. - Naczelny Sąd Administracyjny, gdzie ostatecznie trafiło postępowanie uznał, że to samorząd ma rację - mówi Stanisław Gibowicz, przewodniczący Rady Gminy w Szypliszkach. - A z wyrokami dyskutować nie można.

W orzeczeniach sądu pojawił się też zapis, że jeśli Januszewicz dobrowolnie nie rozkopie grobli, to gmina może zlecić tę usługę prywatnej firmie. A rachunek za wykonane prace wystawić rolnikowi.

- Prosiliśmy właściciela ośrodka, aby sam usunął nasyp, ponieważ chcieliśmy zaoszczędzić mu kosztów - twierdzą urzędnicy. - Niestety, ignorował nasze prośby. Chyba liczył na to, że na sprawę machniemy ręką. Tyle, że my musimy działać zgodnie z literą prawa.

Kilka dni temu na polu pojawili się wynajęci przez gminę robotnicy. Udrożnili przepust, którym woda zaczęła spływać na teren ośrodka. Prace prowadzili pod nadzorem miejscowej policji.

- Obawiali się, że ich zaatakuję - ironizuje Franciszek Januszewicz. - Ale ja zostałem w domu, żeby pilnować zwierząt.

Twierdzi, że woda z bagna zaczęła powoli zalewać klatki. Nic się nie stało, ponieważ kilka godzin później rura była już niedrożna. Aby zapobiec kolejnej interwencji, Januszewicz zagrodził dostęp do rozkopanej grobli.

- Miałem do tego prawo - przekonuje. - Gmina rozkopała nie tę działkę, co trzeba. Wystąpię do sądu, będę domagał się odszkodowania. Puszczę wójta z torbami.

Będzie szukał sprawiedliwości

W Mikołajówce końca sporu nie widać. Franciszek Januszewicz zapowiada, że nie pozwoli na to, by woda przepływała przez jego ziemię. Sprawiedliwości zamierza szukać wszędzie, nawet w Strasburgu. Władze gminy z kolei uważają, że rolnik ma do tego prawo, ale sam też powinien je przestrzegać.

Co dalej? W najbliższych dniach mają być prowadzone kolejne prace przy grobli. - To jedyny sposób na osuszenie położonej w sąsiedztwie ziemi - uważa wójt Mariusz Grygieńć. - Na wykonanie melioracji nas nie stać. Będziemy spuszczać wodę powoli, aby nie zalewała ośrodka.

A co z e zwierzętami? Wójt mówi, że jeśli rolnik chce je chronić, to powinien w swoim gospodarstwie udrożnić rowy i w końcu zakopać wojenny topór, by żyć w zgodzie z sąsiadami.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny