Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj symbolem oddawania się orgii konsumpcyjnej rozpusty

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 85 748 95 43
Teraz mikołaj nie jest już świętym z Myry
Teraz mikołaj nie jest już świętym z Myry fot. sxc.hu
Kiedy kilka dni temu usłyszałem w telewizji reklamę, której tematem muzycznym była parodia kolędy o treści "hop colę daj, hop colę daj", pomyślałem, że to tylko taki żarcik.

Po paru chwilach jednak poczułem, że tego typu medialne zagrywki są w istocie testowaniem, na ile już jesteśmy do cna zepsuci i na ile możemy stać się przedmiotem kontynuowania wielkiego eksperymentu, który ma z nas uczynić w finale rzeszę bezkrytycznych konsumentów. Na szczęście do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wpłynęło kilka skarg, więc reklama ta została zakazana. Teraz postaci w niej grające mają czarne paski na ustach, leci muzyka bez tekstu, który jest wyświetlany na dole ekranu i pojawia się komunikat, że z powodu cenzury reklama ma formę karaoke.

Brak szacunku dla tradycji na pewno budzi słuszny gniew niektórych z nas. Ale nie tylko o to chodzi. Kolędy są wyjątkowe nie dlatego, że wrosły w nasz krajobraz narodowy i kulturowy. Przede wszystkim noc, w którą są śpiewane, jest zupełnie innym czasem niż reszta roku.

Istoty Boskie

Niemiecki filozof Martin Heidegger pisał, że człowieczeństwo polega na byciu śmiertelną istotą, zamieszkującą pod Niebem, co oznacza "pozostawanie w obliczu Istot Boskich". Są one "dającymi nam znaki zwiastunami boskości i za świętych ich rządów objawiają się, by być obecnymi". Jednocześnie zastanawiał się filozof nad słowami Fryderyka Nietzschego, który mówił, że "Bóg umarł". To nowoczesność tak dalece zmieniła nasz świat, że boskość przestała się w nim ujawniać - wyniosła się ze świata na dobre. Wraz z pojawieniem się nowożytnej nauki dokonał się tak dalece idący przełom, że wiele z tradycyjnych punktów odniesienia naszej cywilizacji znikło po prostu z pola widzenia lub zmieniło się nie do poznania. W tym i religia jako taka. Oznacza to, że nasze pojmowanie Boga i boskości jest inne od tradycyjnego.

Sam Bóg stał się dla nas przedmiotem użycia, niezależnie od tego, czy weń wierzymy, czy też nie. Ta możliwość przemiany świata jest związana już nie z byciem człowiekiem jako istotą skierowaną na boską perspektywę, ale ze zdobywaniem, fabrykowaniem i kupowaniem. W tym ujęciu nie zamieszkujemy już świata, ale go używamy. Tymczasem, jak uważa Heidegger, możemy zamieszkiwać naprawdę świat o tyle, o ile: 1) ratujemy Ziemię; 2) godzimy się na Niebo jako Niebo; 3) oczekujemy Istot Boskich jako Boskich.

Pierwsze oznacza nie tylko uwalnianie naszej planety od niebezpieczeństwa, ale o świadome wyzwalanie jej własnej istoty zgodnie z naturą. Wyklucza to władanie nią i jej zasobami oraz wszelki wyzysk. Drugim warunkiem jest zgoda na pozostawienie zjawisk przyrody i praw kosmosu ich naturalnemu biegowi. Trzecim jest gotowość na objawianie się Istot Boskich, a więc zamknięcie się na wszystko to, co uniemożliwia ten kontakt. Tego dzisiaj, niestety, już nie potrafimy. Dlatego też nawet nasza religia staje się martwa o tyle, o ile nasi Bogowie poumierali, czyli usunęli się z naszego świata.

Wstrętny czerwony grubas

Ta możliwość manipulacji religią i religijnością, która stała się możliwa dzięki nowoczesności, znalazła swój największy wyraz w amerykańskiej wersji popularnej kultury. Symbolicznym tego wyrazem jest właśnie napój cola i postać Świętego Mikołaja, który już nie jest biskupem Myry, miasta starożytnej Anatolii, tylko karykaturalnym grubasem z opuchniętą, czerwoną, pijacką gębą, paradującym w jaskrawoczerwonym kombinezonie. Święty Mikołaj, nazywany odtąd Santa Claus albo Father Christmas, jest postacią wymyśloną w 1930 roku przez niejakiego Freda Mizena na zlecenie amerykańskiego koncernu produkującego popularny, pobudzający i tuczący dzieci napój składający się głównie z cukru i kofeiny.

Ten nowoczesny "Mikołaj" stał się symbolem bezprecedensowego w dziejach zwyczaju oddawania się orgii konsumpcyjnej rozpusty, która trwa co roku od połowy listopada do połowy stycznia. Boże Narodzenie stało się nie świętem narodzin Boga, ale okazją do drenowania kieszeni ludzi, którzy sami się na to zgodzili i uznali kupowanie bez umiaru za swoje podstawowe prawo. Bez tego prawdopodobnie sam kapitalizm pogrążyłby się w głębokim kryzysie, bo niektóre branże w tym tylko okresie roku odnotowują ponad połowę swoich rocznych przychodów!

Tradycyjny post i okres oczekiwania w skupieniu, o ile byłby surowo przestrzegany jak dawniej, stałby się gwoździem do trumny i tak ledwo już dyszącego systemu światowej ekonomii. Czerwony grubas - symbol, który zastąpił świętego biskupa starożytnej Myry - przedostał się poza kulturę zachodnią i obecny jest także w Azji, a nawet kapitalistyczno-komunistycznych Chinach, gdzie od niedawna nazwany jest Staruszkiem Bożonarodzeniowym, pomagającym wciskać Chińczykom zbędne gadżety na święta, których nawet nie obchodzą.

Dlatego też zastąpienie tradycyjnej kolędy ordynarnym tekstem reklamowym podróbki amerykańskiej coli jest czymś tak reprezentatywnym dla procesu zawłaszczenia religii przez konsumpcjonizm, że o lepszy przykład chyba byłoby trudno. Wszelako dzieje się to wszystko przy naszej względnej akceptacji. Parę skarg, które zablokowało możliwość emisji tej ordynarnej i profanacyjnej piosenki, to tylko znak, że jeszcze nie wszyscy powariowaliśmy do końca w tym obłąkanym świecie - niestety, bardzo niewyraźnym i jak na współczesny klimat społeczny, dosyć ekstrawaganckim.

Łącznik z innym światem

Dla nas, Polaków, Wigilia kiedyś była nie tylko zwykłym świętem, to była przede wszystkim część naszej tożsamości. Być może był to nasz ostatni łącznik ze światem autentycznych wartości, gdzie byliśmy w stanie zrozumieć znaczenie takich słów jak: miłość, troska, szczodrość, wspaniałomyślność, poświęcenie, przebaczenie. Być może było odrobinę fałszu w tym, że tylko tego dnia zdobywaliśmy się na gesty, do których kiedy indziej nie byliśmy w ogóle zdolni. Ale jeśli była to jedyna szansa w roku na to, żebyśmy mogli zobaczyć, kim jest człowiek i czym jest Niebo, to warto zastanowić się, czy umielibyśmy - wbrew temu, co zrobiła z nami współczesna kultura - przeżyć dzisiaj to święto tak samo, jak dawniej. Przy okazji zobaczyć, przez kontrast, dokąd zaszliśmy i czy jeszcze cokolwiek ma dla nas jakiekolwiek znaczenie.

Jeśli naprawdę tego dnia Istoty Boskie schodzą na Ziemię, to wtedy możemy na chwilę znów stać się normalnymi ludźmi. Jeśli możemy na chwilę znów być ludźmi, to możemy też przestać konsumować i używać bezwzględnie samych siebie i wszystkiego dookoła. Na moment Niebo może znów być Niebem, Ziemia Ziemią, a Bóg Bogiem.

Zrób też przysługę swoim dzieciom i w tym roku zatrzaśnij drzwi przed nosem czerwonemu grubasowi, a przez otwarte okno wpuść Świętego Mikołaja z Myry - podaruj chociaż im odrobinę normalności. Zamiast zaś tuczącej coli daj im do picia kompotu z suszonych śliwek. I wyłącz telewizję, która wieczorem w Wigilię znów nada film o małym Amerykaninie o imieniu Kevin, który z całkiem niewiadomych powodów już od lat pretenduje do miana kolejnego popkulturowego symbolu Bożego Narodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny