Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy kontra miasto. Nie chcą oddać działki pod budowę drogi, bo ściekająca woda pozalewa ich domy

Magdalena Uścinowicz [email protected] tel. 085 748 95 11
Nie chcemy ulicy, bo podczas ulewy stracimy ochronę przed wodą – tłumaczy Ewa Konstańczuk (z prawej) i jej sąsiedzi.
Nie chcemy ulicy, bo podczas ulewy stracimy ochronę przed wodą – tłumaczy Ewa Konstańczuk (z prawej) i jej sąsiedzi. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Na tym trawniku podczas ulewy zbiera się woda. Miasto chce zbudować tu ulicę, a wtedy deszczówka spłynie w stronę naszych domów - tłumaczą państwo Konstańczukowie i ich sąsiedzi. I zapowiadają, że działki nie oddadzą.

W latach siedemdziesiątych dom był na tym samym poziomie co ul. Chłopska - pani Ewa Konstańczuk pokazuje zdjęcie. Przed nim biegła piaszczysta droga. Ale ponieważ w czasie deszczu robiło się tam ogromne błoto, urząd miasta dosypywał ziemi. Sąsiedzi, którzy się budowali, też wysypywali ją na drogę, zamiast wywozić.

Trawa ratuje przed wodą

Kiedy kilka lat temu w końcu zrobiono tu ulicę, okazało się, że między poziomem drogi a działki państwa Konstańczuków jest ponad metr różnicy. Podczas ulewy woda spływa z ulicy do ogrodu. Ponieważ teren jest pochyły, deszczówka nie zatrzymuje się obok domu, tylko spływa na koniec działki, gdzie rosną drzewa i krzewy.

- One stanowią nasz "odpływ". Podczas wiosennych roztopów woda może stać tu nawet dwa tygodnie - tłumaczy Maria Moroz, sąsiadka, która jest w podobnej sytuacji. - Jak zabiorą nam tę część ogrodu, to woda przesunie się w stronę domu.

- I będzie nas zalewać jeszcze z drugiej strony. Dlatego walczymy, żeby ulicy tu nie było - dodaje pani Ewa.

Podczas budowy ul. Chłopskiej Konstańczukowie i ich sąsiedzi prosili, aby zrobiono więcej kratek odpływowych. - Ale nikt nie słuchał. Jak nas kilka razy zalało, to zrobiono nam w końcu rynnę przed bramą. To trochę pomaga, ale przy ulewach woda nadal spływa do ogrodu - mówi pani Maria.

Gorzej niż za komuny

Sprawa budowy ul. Żniwnej ciągnie się już od dziesięciu lat. Trzy mieszkające po sąsiedzku rodziny: Konstańczukowie, Morozowie i Lewko-wiczowie nie chcą dopuścić, by droga przebiegała przez ich działki. Uważają, że urzędnicy chcą zrobić ulicę, a nie pomyśleli o zabezpieczeniu mieszkańców przed skutkami inwestycji. Dlatego wytoczyli miastu proces. Wygrali.

Ale na początku tego roku magistrat przysłał im pismo, w którym każe oddać część działek.

- Nawet za komuny miasto najpierw płaciło, a potem przekazywało się ziemię. A my nawet nie wiemy, ile pieniędzy dostaniemy - mówi Janusz Lewkowicz.

- I chcielibyśmy wiedzieć, czy będziemy mieć jakieś zabezpieczenie działek, zanim prace się rozpoczną - tłumaczy Konstańczuk.

- Żeby przynajmniej postawiono nam mur oddzielający ogród od ulicy. Bo zbudowanie płotu będzie nas kosztować więcej niż odszkodowanie, które dostaniemy - dodaje Maria Moroz.

Urzędnicy przyszli i pokiwali głowami

Wszyscy właściciele działek, które się tu znajdują, mają dojazd do swoich domów. Niektórzy jednak chcą, żeby ulica powstała, bo przy okazji miasto zrobi im kanalizację deszczową i sanitarną, podłączając się do istniejącej już ul. Robotniczej. Jednak według ekspertyzy, o którą prosili Konstańczukowie i ich sąsiedzi, prościej byłoby podłączyć się do sąsiedniej ul. Ludowej. Wtedy nie trzeba byłoby budować nowej drogi.

Datę wydania działek pod nią ustalono na wczoraj. Urzędnicy przyszli, spojrzeli i zdziwili się, jak można w tym miejscu budować ulicę. Zresztą Konstańczukowie, Morozowie i Lewkowiczowie i tak nie przekazaliby im ziemi, bo ich adwokat znalazł nieścisłości w decyzji magistratu. Wręczyli tylko pismo, w którym uważają żądania miasta za niezgodne z prawem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny