Mieszkańcy Dojlid Górnych i Zagórek obawiają się o swoje życie i zdrowie. Przy ul. Zabłudowskiej ma stanąć stacja telefonii komórkowej

Sprzeciw jest podyktowany zagrożeniem życia i zdrowia oraz spadkiem wartości sąsiadujących nieruchomości i w obszarze oddziaływania inwestycji - tak napisali mieszkańcy Zagórek i Dojlid Górnych w odwołaniu, które we wtorek (29 października) złożyli do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

Trzy dni temu dowiedzieli się z mediów, że 1 października prezydent wydał pozwolenie na postawienie przy ul. Zabłudowskiej stacji bazowej telefonii komórkowej. Zebrali ok. 400 podpisów. W ostatniej chwili. Bo we wtorek minął termin na składanie odwołań.

- Jesteśmy bardzo zaniepokojeni. Są niemieckie badania, które mówią, że w promieniu 600 metrów od takich stacji stwierdzono 3-krotność zachorowań na raka. A u nas pierwsze zabudowania zlokalizowane są nawet bliżej niż 600 m - mówi jedna z mieszkanek (dane do wiadomości redakcji).

Czytaj też: Będzie maszt telefonii komórkowej w Nowosadach

Mieszkańców wzburzyło też to, że nie dostali pism z urzędu miasta, które poinformowałyby ich o inwestycji. Jak czytamy w obwieszczeniu prezydenta, "doręczenie uważa się za dokonane po upływie 14 dni od dnia publicznego ogłoszenia na stronę Biuletynu Informacji Publicznej www.bip.bialystok.pl oraz na tablicy ogłoszeń urzędu miejskiego na parterze budynku przy ul. Słonimskiej 1". Konia z rzędem temu, kto regularnie śledzi BIP czy urzędową tablicę ogłoszeń.

- A inwestycja jest tym bardziej niebezpieczna, że w pobliżu ma stanąć jeszcze jedna stacja - przy ul. Potokowej - podkreśla mieszkanka.

Wysłała nam raport Najwyższej Izba Kontroli z grudnia 2015 roku roku, z którego wynika, że "niejasne przepisy sprawiły, że część stacji bazowych telefonii komórkowej funkcjonowała bez analizy ich oddziaływania na sąsiednie nieruchomości".

Czytaj też: Nie chcemy masztu!

- W ocenie NIK obowiązujące regulacje prawne nie gwarantują także należytego badania wpływu na zdrowie i jakość życia mieszkańców działających już anten, nawet w przypadkach wielokrotnego zwiększania mocy nadawanego sygnału - czytamy w raporcie.

Nasza Czytelniczka przypomina, że już w 2008 r. mieszkańcy składając uwagi do studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Białegostoku, kategorycznie sprzeciwiali się m.in. budowie stacji bazowych telefonii i innych stacji nadawczo-odbiorczych.

Czytaj też: Ul. Ciołkowskiego. Budowa krematorium. Mieszkańcy protestują (zdjęcia)

- Pod sprzeciwem złożyli podpisy mieszkańcy z kilkuset domów z Dojlid Górnych, Zagórek oraz Kolonii Dojlidy. Prezydent powinien wyznaczać miejsca na stacje w okolicach, gdzie nie ma mieszkańców, a nie pozwalać na takie inwestycje w bliskim sąsiedztwie zabudowy - uważa.

- To tylko strachy na lachy. Wszystkie historie o nowotworach powodowanych przez telefonię komórkową są wyssane z palca. Bardzo łatwo można to sprawdzić np. na stronie Światowej Organizacji Zdrowia. Nie ma żadnego udowodnionego związku między chorobami nowotworowymi, a stacjami telefonii komórkowych - mówi prof. PB dr hab. inż. Karol Aniserowicz z wydziału elektrycznego Politechniki Białostockiej.

Czytaj też: Samolot krąży nad Białymstokiem i nie daje spać. Internauci snują teorie spiskowe. Chemtrails? Jak długo jeszcze?

Uważa za ciekawe, że ludzie obawiają się masztów, które są zlokalizowane kilkaset metrów dalej, a nie boją się, że w kieszeni trzymają komórkę. - Jeśli stacja ma moc nadajnika rzędu 10-20 Wat, a komórka rzędu 1-2 W, to ta ostatnia promieniuje znacznie silniej niż stacja. Jest bowiem bliżej ciała - mówi profesor.

Dodaje, że o szkodliwości można mówić wyłącznie tuż przy samym maszcie (odległość rzędu pojedynczych metrów).

- To strefa ochronna ustawiona ponad głowami mieszkańców. Jeżeli jest tam jakieś zagrożenie, to chodzi wyłącznie o nagrzewanie ciała, a w żadnych razie nowotwory - podkreśla prof. Aniserowicz.

Agnieszka Błachowska z magistratu mówi, że teren, na którym ma stanąć stacja wyznaczyło nie miasto, ale inwestor. - Urząd odnosi się do konkretnego wskazania inwestora. W opisanej sytuacji nie ma podstaw prawnych do zmiany terenu. Inwestycja jest zlokalizowana na terenie usługowym - podkreśla.

Natomiast jeśli chodzi o powiadomienie mieszkańców urzędniczka podpiera się zapisami ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.

- Według ustawy: na piśmie zawiadamia się inwestora oraz właścicieli i użytkowników wieczystych nieruchomości, na której będzie lokalizowana inwestycja celu publicznego. Pozostałe strony zawiadamia się w drodze obwieszczenia, a także w sposób zwyczajowo przyjęty w miejscowości. W Białymstoku odbywa się to za pomocą BIP-u i tablicy ogłoszeń w Urzędzie Miejskim przy ul. Słonimskiej 1 - mówi Agnieszka Błachowska.

Zobacz też:
Telefon komórkowy w samochodzie. Bardziej niebezpieczny niż myślisz!

Białystok. Złodzieje pozbawili internetu i telewizji części osiedla (21.03.2017)