Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michały, czy Skórki?

Marian Olechnowicz
Dom Leszczyńskich jest na wzór typowego dworku drewnianego. Ma prawie sto lat...
Dom Leszczyńskich jest na wzór typowego dworku drewnianego. Ma prawie sto lat...
Skórki - tak nazywał się niegdyś zaścianek Borowskie Michały. A skąd taka nazwa?

Otóż, jak głosi legenda, mieszkał tutaj nie jakiś tam szlachecki szaraczek zagrodowy, lecz prawdziwie zamożny dziedzic. Ziemie miał aż po same Wypychy.

Po wojnie rodzina wyjechała w poznańskie. W Borowskich tylko Henryka Szepietko, z domu Skórko pozostała w rodzinnych stronach. Skórki są najstarsze ze wszystkich zaścianków Borowskich. Potem były Szepiotki, sięgające aż do połowy dzisiejszych Michałów.

Szlachta miejscowa nie miała dużo ziemi, ale od pokoleń tutaj zasiedziała, w polskości uparta. Tylko niektórzy mieli po kilkadziesiąt hektarów. Innym daleko było nawet do 10... I jeszcze w wielu cząstkach. Tak było, że kiedy pies się położył, to ogon miał na polu sąsiada. Ziemię pod uprawę jeszcze przed wojną dzielili na trzy części. I stosowali trójpolówkę. Na ugorze, co roku w innym kawałku, wypasali po kilka krówek.

Przed wojną, w 1927 roku, władze zrobiły komasację, likwidując szachownicę. Po wojnie jeszcze komasowali geodeci Zasztoft i Dymitrow. Teraz gospodarstwa są dobre, ziemia coraz droższa. A Borowscy są tak mocni w swoich zaściankach, że niektórzy przybysze, o innych niegdyś nazwiskach, dziś też są Borowskimi. Panien po wsiach włościańskich nigdy nie szukali, bo jak mówią - pan z panem, wół z wołem...

Dom z historią

Dom Besztów Borowskich skrył się na skraju zaścianka, tuż za lśniącą w zimowym słońcu nową, murowaną willą. Zabytek ma prawie dwieście lat. Niegdyś był większy, ale bracia podzielili sprawiedliwie: na pół. Teraz druga część domu znajduje się tuż przy szosie. Przed domem rosną stare jesiony, ponad stuletnie. Drzwi domu są pięknie zdobione przez miejscowego cieślę. W zaścianku można znaleźć jeszcze kilka takich, podobnie zdobionych. I są w nich też gwoździe kowalskie i klucze z zapadką.

Wszystko w tym domu jest bardzo stare, począwszy od progu. Ten jest wytarty, zdeptany przez pokolenia Borowskich, którzy tutaj mieszkali. Okienka małe, z kratownicą, jak w szlacheckich dworkach. We framudze okna widnieją ślady po kulach. To pamiątka z lat wojny. I w drzwiach do sionki też są takie ślady.

Za domem leżą w ziemi dwie bomby. Piec kuchenny jest dość nowy, ale kaflowy. I z kaflową ścianą do ogrzewania dużej izby. W niej stoi lustro sprzed półwiecza, dwie szafy i maszyna marki Singer. Nad oknami karnisze przedwojenne. W kącie kufer drewniany. Zimą stawiano niegdyś warsztat do tkania. Albo w izbie kuchennej, przestronnej. W tej chacie, prawie dworku, przez kilka lat znajdowała się szkoła. Może prawie i dziesięć lat w niej nauczano. Kiedyś przecież nauka była po domach. Dopiero po wojnie władze postawiły nową szkołę, do której chodziły dzieci ze wszystkich siedmiu zaścianków Borowskich. A na strychu same zabytki: drewniane koła do wozów, warsztat tkacki, kufry, kółka do przędzenia. Pamiątki po dziadku, który był dobrym rymarzem. Mówią, że i zwierzęta umiał wyleczyć.

Czas wojny

W 1939 roku przyszli do Polski Sowieci. Rok później przyjechał do Borowskich białostocki Żyd z NKWD i kazał aresztować 13 ludzi. Całkiem przypadkowych, z różnych stron. Niektórzy byli aż spod Sokół. Z Borowskich Michałów wzięli młynarza Józefa Krakaua, który tutaj przyszedł z Pietkowa. Jak zabili, to potem ziemią na sztych łopaty przysypali. Za krzyżem w Gzikach pobici leżeli. Mówili, że nawet jednemu z zabitych ręka wystawała. Dwóch Klimów poszło nocą, grób rozkopali. Ogłosili potem przez księży po parafiach, aby ludzie swoich bliskich zabrali. Po jednego zabitego to nawet z Moczydłów przyjechali. Kiedy ostatniego zabitego rodzina zabrała, to trupi zapach czuć było na odległość.

W 1944 roku front stanął, a Michały znalazły się pośrodku. Ruscy mieli punkt obserwacyjny w Dołkach. Obserwowali ruchy wojsk niemieckich na moście w Bokinach. Dla lepszej widoczności spalili dom Horodeńskiego i dwóch Borowskich. Artyleria biła z różnych stron. Nawet teraz, po latach, jeszcze przy stodołach można znaleźć odłamki bomb.

Legenda o złym dziedzicu

Zaścianek Kościany dziś nie istnieje, a leżał nieco w stronę Suraża. Dziedzicem był pan bardzo surowy, który źle żył z sąsiadami. Ci wiedli żywot skromny, uprawiając niewielkie kawałki ziemi. Krowy wypasali gdzie się dało. Czasami, gdy weszły dziedzicowi w szkodę, ten potrafił je zabrać. Mieszkańcy mieli już dość takiego sąsiada. Całe Kościany podjęły się surowego postu w intencji poprawy swego losu. Pościli wszyscy przez cały tydzień. Dzieci i starzy, kobiety i mężczyźni.

I stało się, że dziedzic pojechał konno na polowanie. Wziął dwa psy myśliwskie. W pogoni za zwierzyną wjechał na łąkę rozległą, porosłą bujną trawą. Wtem psy wypatrzyły kota i puściły się w pogoń. A kot zawsze ucieka tam, gdzie najwyżej. Nie było wokół drzew, ani zarośli, więc skoczył pod brzuch konia, wbijając się pazurami. Potem na jego grzbiet. Koń poniósł jak oszalały. A kot skoczył na głowę dziedzicowi... Wrócił koń do zagrody po kilku dniach, ale bez jeźdźca. Tylko w strzemionach wisiały urwane nogi. Reszty ciała nie było. Po śmierci dziedzica jego majątek podupadł. Przestał też istnieć zaścianek Kościany. A jego mieszkańcy przenieśli się nieco dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny