Niezwykłość Wisławy Szymborskiej tkwi zdecydowanie w jej skromności i nadzwyczajnym poczuciu humoru. Często to cechy, od których wolni są dzisiejsi celebryci, a w przypadku laureatki jednej z najważniejszych o ile nie najważniejszej i najbardziej znanej w świecie nagrody, to jej pancerz ochronny. Przed światem i ludzką głupotą. Wspomnienia Rusinka naszpikowane są anegdotami z życia noblistki, zabawnymi zbiegami okoliczności, czy wreszcie jej żartami słownymi i opowiadanymi anegdotami. Z niebywałą kulturą i dyskrecją, jakby zaglądając zza uchylonych drzwi Michał Rusinek przedstawia kulisy pracy twórczej poetki. Opowiada o notatkach sporządzanych na skrawkach papieru, o zbiorze pomysłów zapisywanych w notatniku, wreszcie o wierszu, który powstał na kanwie rozmowy telefonicznej sekretarza z szefową. W tym czasie jego córka ściągnęła ze stołu obrus, a Szymborska opisała później ten fakt w wierszu „Mała dziewczynka ściąga obrus”. Zaprzyjaźniony z poetką inny polski noblista Czesław Miłosz dopatrywał się w nim nawet niezwykłej metafizyki, ale Rusinek twierdzi, że przyczyny powstania tych strof były dużo bardziej prozaiczne. Pisze, że potrzebowała samotności, by pisać i odczuwała łączność pomiędzy samotnością a poezją.
Od czasu flirtu z socrealizmem, którego się nie wypierała, ale i nie chciała do niego wracać, nie zezwalając na publikowanie jej juweniliów w antologiach poezji z tamtych lat, z rzadka pisywała wiersze będące komentarzem do aktualnych wydarzeń. Wyjątek, dobrze opisany przez Rusinka, stanowi atak na World Trade Center. Poetki nie da się scharakteryzować według jej sekretarza jednym słowem. „Śmieszka, ekscentryczna starsza pani, depresyjna, melancholijna…” każde z tych słów oddaje jej charakter i nie oddaje go zupełnie. Z niezwykłą czułością Rusinek przygląda się i uczestniczy w niektórych dziwactwach i niecodziennych hobby poetki. Od miłości do kiczu, przez pisanie limeryków, po odkrycie, że można przez telefon zamówić pizzę czy coś z KFC. W opatrzonej wieloma pięknymi portretami poetki książce, są też zdjęcia pod szyldami i tablicami z nazwami, które ją bawiły. Amatorskie, bo sesji fotograficznych raczej nie lubiła. Podobnie jak udzielania wywiadów. Na trudne pytania zwykłą byłą odpowiadać anegdotą z puentą, zaś w zamian za najciekawsze obiecywała, że zastanowi się i napisze na ten temat wiersz. Bo poetką była, nie bywała.
Michał Rusinek opowiada jak Wisława Szymborska wypraszała gości
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
Wśród wielu anegdot, jakie przytacza Michał Rusinek, jest też wątek białostockiego III LO, które w imieniu społeczności nauczycielskiej i uczniowskiej przesłało na adres Szymborskiej otwieracz do słoików. Stało się tak po wywiadzie prasowym, w którym powiedziała, że jej sekretarz za karę musi otwierać słoiki. Wypowiedzi jak najbardziej prawdziwej. Szymborska używała telefonu komórkowego, ale nie pisała na komputerze. Korzystała z maszyn walizkowych, a zanim sekretarz mógł wysłać wiersz do druku, potrafiła zmieniać go jak collage, wycinając i wklejając wersy w innej kolejności.
Michał Rusinek 15 lat towarzyszył Wisławie Szymborskiej w zmaganiu się ze sławą i z prozą życia. Był przy niej aż do śmierci, jednocześnie nie zaniedbując własnego życia osobistego i kariery naukowej. Nikt lepiej i z większą wrażliwością nie przypomniałby tej niezwykłej postaci piórem w przeddzień jej czwartej rocznicy śmierci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?